– Wiemy, że sytuacja nie jest najlepsza. Spróbujemy zrobić, co w naszej mocy, żeby to zmienić – mówi tymczasowy trener. – Mam plan na ten zespół. Znam dobrze piłkarzy, oglądam regularnie spotkania, jestem bardzo często na stadionie, więc nie wkraczam na nieznany teren – przyznaje Dariusz Żuraw, tymczasowy trener Lecha. Zapraszamy na przegląd prasy, która – jak co piątek – jest wyjątkowo ciekawa.
*
Wywiad z Robertem Lewandowskim. Po setnym meczu w pucharach napastnik Bayernu wdarł się do czołówki strzelców.
Ostatnie miesiące to dla pana jubileusz. Najpierw rozegrał pan setny mecz w reprezentacji, w środę po raz setny wystąpił pan w europejskich pucharach.
Pamiętam, że pierwszą bramkę w europejskich pucharach zdobyłem w spotkaniu Lecha z zespołem z Azerbejdżanu. Minęło już dziesięć lat, ale myślę, że jeszcze sporo przede mną. Mam nadzieję, że ten licznik jeszcze długo będzie bił.
Śledzi pan swoje liczby? Przed meczem z AEK zdawał pan sobie sprawę, że to będzie “okrągły” występ w tych rozgrywkach?
Nie wiedziałęm, które dokładnie będzie to spotkanie, cieszę się, że skoro było setne, to zdobyłem w tym meczu dwie bramki. I to ważne bramki. Mam nadzieję, że po tej wygranej wzrośnie nasza pewność siebie.
Do pierwszego gola Bayernowi grało się trudno, niewiele rzeczy się udawało.
Pierwsza połowa na pewno nie była rewelacyjna. Czasami są takie momenty, w których nie idzie, ale musimy walczyć o wynik, o lepszą formę. Wydaje mi się,że w drugiej połowie stwarzaliśmy już więcej sytuacji, pokazywaliśmy się w ofensywie większą liczbą zawodników. Strzeliliśmy po przerwie tylko jednego gola, ale sytuacji było sporo. Musimy odbudować formę, byśmy grali ofensywnie, efektownie, zdobywali wiele bramek. Wiadomo, że z meczu na mecz nie da się tego całkowicie zmienić, ale mam nadzieję, że wkrótce nasza gra będzie dużo lepsza.
Zmiana na dłużej. Santiago Solari prawdopodobnie pozostanie trenerem Realu do końca sezonu. O szanse dla Argentyńczyka proszą nawet piłkarze.
Gdy Real Madryt ogłaszał zatrudnienie Santiago Solariego, w komunikacie Argentyńczyk został nazwany „tymczasowym trenerem”. Od tej chwili minęło jedenaście dni i coraz więcej wskazuje na to, że już niedługo z nazwy stanowiska 42-latka trzeba będzie usunąć przymiotnik „tymczasowy”. Bo dzięki jego zatrudnieniu Los Blancos wrócili do wysokiej formy.
Trzy kolejne zwycięstwa nie powinny być niczym szczególnym w przypadku Realu, jednak w tym sezonie jest. Nieudana kadencja Julena Lopeteguiego zakończyła się z zaledwie sześcioma wygranymi w 14 meczach, w których Królewscy zdobyli tylko 21 bramek. Z jego następcą na ławce madrytczycy w trzech spotkaniach strzelili aż 11 goli, pokonując Real Valladolid (2:0) oraz gromiąc Melillę (4:0) i Viktorię Pilzno (5:0). Po tym ostatnim środowym starciu Argentyńczyk został zapytany, czy zespół uporał się już z kryzysem. – W Realu żyjemy w ciągłym kryzysie. On trwa nawet wtedy, gdy wygrywamy Ligę Mistrzów – śmiał się trener szóstej drużyny LaLiga, który jest jednocześnie… najmniej zarabiającym szkoleniowcem w hiszpańskiej ekstraklasie (300 tys. euro rocznie).
Kulko…! Gdzie jesteś?
W siedzibie PZPN doszło do niecodziennej sytuacji. Sekretarz Maciej Sawicki podczas losowania 1/8 finału Pucharu Polski przez przypadek otworzył jedną z kulek. Z tego powodu doszło do ponownego losowania. Ostatecznie w najciekawszych parach tego etapu rozgrywek spotkają się Chrobry Głogów – Legia Warszawa, Wisła Sandomierz – Odra Opole czy Arka Gdynia – Jagiellonia Białystok.
Felieton Michała Pola, czyli co przystoi w Lidze Mistrzów?
Jeden wieczór Champions Leaque, trzy zawstydzające zdarzenia. Zawstydzające dla futbolu, UEFA, kibiców, a najbardziej dla tych najbardziej prestiżowych piłkarskich rozgrywek. Znów ci, którzy powinni być wzorem, okazali się kimś wręcz przeciwnym. Chodzi o zachowanie Raheema Sterlinga, Sergio Ramosa i Jose Mourinho, za które póki co żadnego z nich nie spotkały jakiekolwiek konsekwencje, a które każą się zastanowić, co dziś przystoi Piłkarzom i Trenerom. (…) Wreszcie Mourinho. Po sensacyjnej (i wielce zasłużonej) wygranej Manchesteru United z Juventusem w Turynie, po golach w końcówce, mógł błysnąć cytatem z Sir Aleksa Fergusona: “Futbol, cholera jasna!”. Zamiast tego wolał jednak schodząc do szatni prowokacyjnie “nasłuchiwać”. dlaczego kibice Juve przestali śpiewać, przykładając dłoń do ucha z wymownym grymasem twarzy.Fakt, że był lżony przez całe spotkanie.
(…). Jednak facet z jego pozycją, latami doświadczeń w meczach pod presją, wreszcie trener wyjątkowego klubu, za jaki chce uchodzić Manchester United, nie może dać się tak sprowokować. Widziałem wiele komentarzy, że „Jose można nienawidzić lub kochać, ale taki już jest…” Nie, jak jest się trenerem takiego klubu, to trzeba umieć zarówno wygrywać jak i przegrywać. Jedyne co wypada zrobić po ostatnim gwizdku, to uścisnąć dłoń trenera rywali, poklepać swoich piłkarzy po plecach, podziękować kibicom, którzy przylecieli za drużyną. Tak zrobiliby wielcy trenerzy wielkich klubów. To co zrobił Mourinho jest małe. „Trzeba umieć wygrywać z klasą” – stwierdził Paul Scholes. Trudno się z nim nie zgodzić.
Ligowy weekend. Lech Poznań czeka na Adama Nawałkę.
Lech Poznań szykuje się do niedzielnego, wyjazdowego meczu z Jagiellonią Białystok. To, co dzieje się na treningowym boisku przy Bułgarskiej, interesuje jednak kibiców mniej. Emocje rozpalają wieści z gabinetów szefów klubu, którzy w czwartek spotkali się z Adamem Nawałką. Od niedzielnego wieczoru i zwolnienia Ivana Djurdjevicia faworyt był jeden – były selekcjoner reprezentacji Polski. Działacze szybko przystąpili do działania i po wcześniejszych rozmowach telefonicznych umówili spotkanie na neutralnym gruncie – w Warszawie. Jak ustaliliśmy to zaczęło się o 11. rano i trwało ok. dziewięć godzin. Trener długo i wnikliwie wykładał trio z Poznania – prezesowi Karolowi Klimczakowi, wiceprezesowi Piotrowi Rutkowskiemu oraz dyrektorowi sportowemu Tomaszowi Rząsie – swój pomysł i plan nie tylko na szybką poprawę miejsca w tabeli Kolejorza. Nakreślił także długofalową perspektywę na budowę silnego klubu.
Karol, który strzela.
Do niedawna jego dość częstym obowiązkiem było udzielanie wywiadów przed kamerami. Nie miało to nic wspólnego z robieniem z siebie bohatera meczu. Reporterowi wygodnie było zaprosić Karola Świderskiego, gracza rezerwowego lub będącego poza “osiemnastką”, by postarał się o ocenę kolegów i przeciwników. Ale ostatnio medialna aktywność wiąże się wyłącznie z dokonaniami na boisku. I to nie byle jakimi. To Świderski przeprowadził akcję pozwalającą Jagiellonii, po karnym na nim, wypchnąć z Pucharu Polski katowicki GKS. Śląsko-zagłębiowski luft choć ciężki, wyraźnie mu służył. W ubiegły poniedziałek po kolejnej wyprawie na południe, z Sosnowca wyjechał z dwoma golami wbitymi Zagłębiu. Dodając uczciwą robotę w trakcie niedawnego spotkania z Legią, gdy jagiellończycy się natyrali, podsumowuje: – To mały fragment, lecz uznaję, iż trzech tak przyzwoitych z rzędu meczów nigdy nie rozegrałem. Jasne, wiosną ubiegłego sezonu też miałem serię spotkań, po których nie musiałem się wstydzić, ale wtedy wchodziłem z ławki rezerwowych. Z Legią i Zagłębiem wystąpiłem w pierwszym składzie.
Cztery lata temu Radosław Kucharski, dziś dyrektor sportowy Legii, wtedy skaut, pojechał do Wałbrzycha na wojewódzkie mistrzostwa Polski oglądać i namawiać do przeprowadzki Mikołaja Kwietniewskiego, ale ten wybrał wyjazd do Anglii. Do klubu ze stolicy wypatrzył więc Majeckiego. – Od razu było widać, że coś ulepimy. Potrzebował czasu, by przestawić się na funkcjonowanie w nowej rzeczywistości. Z małej miejscowości trafił do dużego miasta. W klubie i kadrze wojewódzkiej był wiodącą postacią, w Legii stał się jednym z wielu – wspomina pierwszy trener z akademii Legii Piotr Zasada. – Mieszkał w bursie u salezjanów, jak inni niepełnoletni chłopcy, miał zapewnioną szkołę. Pilnowałem, by często odwiedzał dom rodzinny, bo jest związany z mamą.
– “Salosik”, to ty?! Myślałem, że ktoś obcy. Przepraszam! Proszę, nie ubieraj siętak – łyszy Sebastian Kowalczyk. Wtedy obecny pomocnik Pogoni walczyć nie musiał, trafił na kolegę. Ale kiedy było trzeba, nigdy walki nie unikał.
Javi Hernandez z Cracovii grał już w Szwecji, Rumunii czy Azerbejdżanie. Były piłkarz Realu najlepiej czuje się jednak w Polsce.
Julen Lapetegui został uznany za największego przegranego roku po zrujnowaniu kadry Hiszpanii tuż przed mundialem oraz zwolnieniu z Realu Madryt po zaledwie czterech miesiącach, ale dla Javiego Hernandeza to nadal najlepszy trener, z jakim pracował. – Byłem u niego rezerwowym w drugim zespole Realu, w tym samym roku zmagałem sięz poważną, kilumiesięczną kontuzją, ale jego metody pracy oceniam jako wspniałe. Ani trochę nie zdziwiło mnie, że został selekcjonerem a później zastąpił Zinedine’a Zidane’a. Jego problemem było to, że żadnej drużyny nie trenuje się tak trudno jak Realu Madryt. Pewnie każdy, kto przejąłby ekipę po trzech wygranych w Lidze Mistrzów z rzędu, skończyłby podobnie – uważa napastnik Cracovii.
Zagłębie Lubin stawia teraz na holenderskiego trenera. Wisła Kraków już taki wariant stosowała.
Oni są mocni, no ale też mylą się, jak wszyscy trenerzy na świecie – zwraca uwagę znawca holenderskiej myśli szkoleniowej Bogusław Kaczmarek. – Dużo potrafią, ale mają o sobie bardzo wysokie mniemanie i raczej nie przyznają się do błędów – dodaje Andrzej Juskowiak, który współpracował z Ricardo Monizem w Lechii Gdańsk. – Bardzo pewny siebie. Tak go zapamiętałem – mówi Patryk Rachwał, piłkarz Theo Bosa w Polonii Warszawa. Niewielu holenderskich szkoleniowców było w naszej ekstraklasie, szlak dla tych nielicznych przetarł selekcjoner biało-czerwonyvh Leo Beenhakker. Dodali naszej lidze kolorytu, lecz żaden nie wytrzymał na stanowisku całego sezonu.
Dariusz Żuraw szykuje się do poprowadzenia Lecha Poznań w meczu z Jagiellonią Białystok (niedziela, godz. 18:00). Aby to zrobić musi oddać rezerwy, które trenował do tej pory, w innych rękach.
– Wiemy, że sytuacja nie jest najlepsza. Spróbujemy zrobić, co w naszej mocy, żeby to zmienić – mówi tymczasowy trener. – Mam plan na ten zespół. Znam dobrze piłkarzy, oglądam regularnie spotkania, jestem bardzo często na stadionie, więc nie wkraczam na nieznany teren. W tym momencie najtrudniejsze jest odbudowanie zespołu mentalnie. To są jednak bardzo dobrzy zawodnicy, wierzę, że uda się to zrobić – dodaje z nadzieją. Żuraw był asystentem Macieja Skorży, kiedy w 2015 roku klub wywalczył mistrzostwo Polski. Odeszli z Bułgarskiej kilka miesięcy później. – Wtedy było gorzej niż teraz. Atmosfera załamała się zaraz po tytule i jesienią wylądowaliśmy na ostatnim miejscu w tabeli – opowiada. Tymczasowy trener Kolejorza nie boi się wyzwania, które przed nim stoi. – Na pewno będą zmiany w składzie, ale nie zamierzam ułatwiać zadania najbliższemu rywalowi – uśmiecha się. – Od ludzi w klubie słyszę, że są różne powody tego, że nie zdobywamy punktów. Jeśli brakuje zwycięstw, to nie ma atmosfery, sprawa jest jasna. Czasami w takich wypadkach spirala się nakręca i trudno to wszystko szybko odkręcić – dodaje.
Dzięki starszemu o 10 lat bratu Christian Maghoma dostał się do słynnego londyńskiego klubu. Do Tottenhamu.
Nastolatek koncentrował się na jednym zawodniku – Belgu Moussie Dembele. – W Tottenhamie grało wielu świetnych defensywnych piłkarzy, ale Dembele był wyjątkowy. Na treningu w ogóle nie tracił piłki. Często atakowało go jednocześnie trzech rywali, a on sobie z nimi radził. To było niesamowite – opowiada Christian Maghoma. Siedzimy w klubowym budnyku Arki Gdynia, do której obrońca z Demokratycznej Republiki Konga trafił przed tym sezonem. W latach 2006-2018, z przerwą na krótkie wypożyczenie do Yeovill Town, grał w słynnym klubie z Londynu.
Christian miał osiem lat. Występował z rówieśnikami w rozgrywkach Sunday Leaque. Pamięta, że radził sobie bardzo dobrze. Mecz oglądali jego starszy brat Jacques, wtedy wyróżniający się gracz młodzieżowych drużyn Tottenhamu, i jeden ze skautów Kogutów. Po spotkaniu łowca talentów podszedł do Jacquesa. – To twój brat czy tylko ma takie samo nazwisko? – spytał.
Szymon Matuszek uważa, że Szymon Żurkowski powinien grać szybciej. Wywiad.
W środku gra pan z Szymonem Żurkowskim. Niektórzy twierdzą, że już zimą powinien on opuścić ekstraklasę, bo tutaj już się nie rozwinie, a poza tym może doznać poważniejszej kontuzji. Co mu pan doradzi?
Jeśli obie strony, czyli Szymon i klub, będą zadowolone z oferty, wtedy może dojść do dobrego transferu. Nie chcę mówić, co ma robić, ma swoich doradców. Niech wybierze najlepszą opcję dla siebie oraz Górnika. Szymon prowadzi grę, jest szybki i nie wszyscy za nim nadążają, ale wątpię, by ktoś specjalnie go faulował, to mogą być bardzo sporadyczne przypadki. To, że jego zdrowie jest czasami zagrożone, może zmotywować Szymona do szybszej gry… na jeden, dwa kontakty. Trener Brosz zwraca uwagę na to, że Szymon powinien szybciej podawać piłkę i wtedy nie byłby tak często faulowany. Czy mogę go ochronić? Jako kapitan rozmawiam z sędziami i zawsze staram się przypominać arbitrom, że to już kolejny faul popełniony na Żurkowskim.
Przeżył pan spadek z Górnikiem w sezonie 2015/16. Wtedy, po 14. kolejkach drużyna miała 9 punktów, teraz 12..
Podpisałem umowę w styczniu, dlatego nie wiem, jak to wyglądało w szatni w pierwszej rundzie, na pewno inaczej budowano obie drużyny. Wtedy było wielu graczy, zarówno reprezentantów Polski, jak i bardzo doświadczonych ligowców. Teraz dominują Ślązacy, piłkarze z regionu. Dlatego nie ma co doszukiwać się analogii. Mam w CV trzy spadki, bo jeszcze z Piastem i Wisłą Płock, ale też dwie promocje do ekstraklasy, z Górnikiem i Piastem. Degradacja zawsze ma gorzki smak i zrobię wszystko, aby teraz sytuacja się nie powtórzyła. Ślązacy to twardzi ludzie. Jestem nim z krwi i kości, moi dziadkowie byli górnikami, na rodzinnych uroczystościach śmiejemy się, że ja też jestem górnikiem, tylko inaczej kopię.
Chwila z Filipem Burkhardem i jego żoną, Magdaleną.
Linia bezradności.
M: Oddzielała mnie od Latiki, gdy robili jej pierwszy rezonans. Widziałam ją na podłodze w Szczecinie, lekarze kazali mi za nią zostać, gdy przewozili córkę na blok operacyjny w Katowicach. Filip zbierał mnie wtedy z podłogi.
FILIP: Wciąż zadajemy sobie pytanie: „Dlaczego ją to spotkało?”. Pięcioletnią, roześmianą dziewczynkę, która zawsze była zdrowa, odporna. Cały czas powtarzałem: niech Bóg mnie zabierze, wiele nabroiłem, ale niech ją oszczędzi.
LATIKA: Nie mówmy o tym…
Operację przeszła 17 października, minęło tak niewiele czasu, a ona ma tyle energii.
F: Ale i złości, lęku, strachu. Mam wrażenie, że rozumie wszystko, co się z nią działo.
9 października zmieniło się całe wasze życie.
M: Byłam niespokojna, odkąd w czerwcu wróciliśmy do Gdyni. Czułam, że z Latiką dzieje się coś niedobrego. Co jakiś czas przychodziła i mówiła, że boli ją główka. Pierwsze wytłumaczenie: to wina kolejnej przeprowadzki. Ale gdy objawy się powtarzały, wydawało mi się niemożliwe, by aż tak to przeżywała. Szczególnie że pojawiały się kolejne. Latika coraz częściej potykała się o własne nogi. Dostałam skierowanie do ortopedy. Badanie trwało dwie minuty. Spojrzał, orzekł, że po tatusiu ma płaskostopie. Zaczęliśmy ćwiczyć, ale to nic nie pomagało. Ona jest tak aktywnym dzieckiem, cały czas biega, by rozładować swój wewnętrzny akumulator. A tu nagle przychodziły momenty, w których mówiła, że nie ma siły, musi się położyć i odpocząć.
Pięcioletnie dziecko umie przekazać, że dzieje się z nim coś niepokojącego?
M: Latika potrafi z nami rozmawiać. Któregoś dnia przyszła i powiedziała, że słabiej słyszy na lewe uszko. Poszliśmy do laryngologa, który stwierdził, że w tym wieku tak bywa. Potem ręka: złamanie z przemieszczeniem. Milion razy spadała z drabinek, ale tym razem straciła równowagę, przewróciła się i kość pękła. W nocy z 8 na 9 października spałyśmy razem. Koło 5 nad ranem poczułam, jak nią rzuca na wymioty. Miała inny wyraz twarzy, widziałam, że jest przestraszona, nie wiedziała, gdzie jest. Zaczęłam budzić męża.
F: Sądziłem, że to wirus.
M: Zanim zadzwoniłam do rejestracji, wpisałam jej objawy w wyszukiwarce internetowej. Pierwszy wynik: guz mózgu. Wyłączyłam komputer, z samego rana poszliśmy do lekarza. Pani doktor ją zbadała, powiedziała, że córce nic nie dolega. Kiedy zaczęłam dopytywać, skąd w takim razie biorą się te wszystkie dolegliwości, dla świętego spokoju dała nam skierowanie do szpitala. Tam wreszcie zrobiono córce tomograf. Po badaniu kazano nam przejść do gabinetu, nic nie zapowiadało tego, co zaczęło się dziać po kilkunastu minutach. W pewnym momencie nikt już ze mną nie rozmawiał, wszyscy biegali. Kiedy zobaczyłam przerażenie na twarzy pielęgniarki, zaczęłam płakać. „Proszę trzymać dziecko, by nie ruszało głową” – stwierdziła cała blada, gdy zakładała jej wenflon. Nagle usłyszałam, jak między sobą mówią o guzie mózgu. Przewieźli nas na sygnale do Akademii Medycznej, cały czas trzymałam jej główkę, choć nie do końca wiedziałam, dlaczego mam to robić. Przecież dopiero co biegała! A teraz nie może się ruszać? Kolejni lekarze, rezonans. Nie pozwoliłam jej uśpić, bałam się, że się nie obudzi. Stałam przy maszynie, miziałam Latikę po nóżkach, krzyczałam do niej, że cały czas jestem, bo mnie nie widziała. Nie mogłam przekroczyć czerwonej linii. W końcu oznajmili, że jak najszybciej zorganizują nam przelot do Szczecina. Następnego dnia już tam byłyśmy. Kiedy przyjechał Filip, wzięli nas na rozmowę. Nie pamiętam, co usłyszeliśmy, za to cały czas mam przed oczyma zdjęcia, które nam pokazali. Kiedy ujrzałam, co Latika ma w głowie, jak ten guz jest wielki, to cały czas zadawałam pytania, jakim cudem urosło to do takich rozmiarów. Z jakiego powodu? Tego wciąż nie wiem.
SUPER EXPRESS
Tekst o Sebastianie Walukiewiczu.
Zanim trafił do Pogoni, Walukiewicz był przez 4 lata w Legii, trenował z Sebastianem Szymańskim, Radkiem Majeckim i Mateuszem Wieteską. Ponad rok temu przeniósł się do Pogoni.
– Nie żałuję przenosin do Szczecina – mówi nam. – Pogoń przedstawiła mi konkretny plan rozwoju z wizję gry w Ekstraklasie i to się sprawdza. Nie wiem czy w Legii miałbym 15 występów w lidze, a tyle mam już w Pogoni.
Mimo młodego wieku imponuje spokojem i rzadko spotykaną wśród ligowych obrońców umiejętnością wyprowadzenie piłki, a także skutecznego dryblingu. – Skąd ta umiejętność? Jako junior w MKP Gorzów grałem na pozycji 10 lub w ataku – tłumaczy. – W Legii przestawiono mnie do obrony lub na defensywnego pomocnika, ale umiejętności rozegrania piłki pozostały, a właśnie tego oczekuje trener Runjaić od obrońcy rozpoczynającego akcję od bramki.
GAZETA WYBORCZA
Paris Saint-Germain dzieliło piłkarzy według rasy.
Szefowie najsilniejszego francuskiego klubu przyznali, że trenerzy, którzy proponowali młodego zdolnego gracza, musieli zaznaczyć, jaką grupę etniczną reprezentuje.
Według portalu Mediapart, który należy do europejskiego konsorcjum dziennikarzy śledczych (EIC) analizującego dokumenty wykradzione przez Football Leaks, PSG próbowało w ten sposób ograniczyć liczbę przyjmowanych do drużyny czarnoskórych. Dlatego odrzuciło m.in. Yanna Gboho, który uchodzi dzisiaj za jeden z największych talentów w kraju i gra w reprezentacji Francji do lat 18.
W latach 2013-18 w specjalnym kwestionariuszu skauci klubu oceniali nie tylko predyspozycje fizyczne i umiejętności techniczne piłkarza, ale zaznaczali również, do jakiej kategorii etnicznej należy. Mieli do wyboru przedstawiciela „Francji”, „Maghrebu” [północna Afryka], „czarnej Afryki” oraz „Indii Zachodnich” [Karaiby]. Tymczasem tamtejsze prawo zakazuje zbierania danych osobowych związanych z rasą i pochodzeniem etnicznym.
Prezydent Mauricio Macri nie chciał tego finału, bojąc się o połowę kraju. Po raz pierwszy w finale Copa Libertadores zagrają Boca Juniors z River Plate.
Prezydent Macri oczu nikomu nie zamydli, wiadomo, jego serce bije tylko dla jednej drużyny. W latach 1995-2008 był prezesem Boca. Wtedy założył centroprawicową partię Compromiso para el Cambio i stanął do wyborów na burmistrza Buenos Aires. Udało się je wygrać za drugim razem, w 2007 r. Trzy lata temu stanął na czele kraju. Urodzony w Tandil w prowincji Buenos Aires Macri pochodzi z jednej z najzamożniejszych rodzin w kraju, studiował w Nowym Jorku, jest spadkobiercą fortuny ojca, ma prawicowe poglądy. A kibice Boca to głównie robotnicy.
SPORT
Górnik musi być odważny.
Zwycięstwa Górnikowi są bardzo potrzebne, bo jak wiadomo śląska ekipa zajmuje miejsce w strefie spadkowej, będąc lepszą zaledwie o jeden punkt od ostatniego Zagłębia Sosnowiec. Górnicy mają drugą najgorszą ofensywę i czwartą najgorszą defensywę w lize. Ich słabości obronne bezlitośnie wypunktowała w ostatnij kolejce Legia Warszawa, pokonując drużynę Marcina Brosza aż 4:0.
– Trudno powiedzieć, dlaczego w Warszawie zagraliśy tak słabo. Trenujemy różne warianty, przed meczem mamy konkretne założenia i próbujemy je wykonywać, ale w ostatniej kolejce nie za bardzo nam się to udawało. Trzeba też powiedzieć, że Legia była bardzo dobrze przygotowana do spotkania i myślę, że w tym upatrywałbym przyczyn naszej porażki – analizuje Rafał Wolsztyński.
Kiedy w Ekstraklasie grało się 30 kolejek, wyliczaliśmy n naszych łamach nazwiska członków “Klubu 2700”. Kiedy było ich 34, powstał “Klub 3060”. Od czasu, gdy w twórczym zapale zastępowania “lepszym” tego, co funkcjonowało dobrze przez blisko 9 dekad, Ekstraklasa SA wymyśliła 37 spotkań w sezonie, trzeba już mówić o “Klubie 3330”. Generalnie zaś chodzi o tych zawodników, którzy w danym sezonie rozegrali “od deski do deski” wszytkie spotkania ligowe. W minionym rozgrywkach należeli do nich Pavels Steinbors i Piotr Celeban.
– Lech Poznań to chodzące nieszczęście – uważa Ryszard Komornicki.
Spodziewał się pan takiej zapaści, jaka dopadła Lecha? Bo strata 8 punktów do lidera na tym etapie rozgrywej upoważnia chyba do postawienia takiej tezy?
“Kolejorz” to w tej chwili chodzące nieszczęście. Mówię nie tylko o występach tej drużyny w rozgrywkach ligowych, ale również w Pucharze Polski. W tych meczach była znakomita ilustracja kryzysu, jaki ją dopadł. ŁKS wyeliminowała dopiero po po dogrywce, chociaż łodzianie wystawili drugi “garnitur”. Jej występ przeciwko Rakowowi to wstyd, chociaż nie lubięw sporcie tego określenia. Drużyna aspirująca do mistrzostwa Polski nie może grać tak słabo. Można przegrać jeden, czy drugi mecz, leczn ie powinno się schodzić poniżej pewnego poziomu.
Fot. FotoPyk