Reklama

Gdzie jest limit pecha Michała Żyro?

redakcja

Autor:redakcja

02 listopada 2018, 20:57 • 2 min czytania 0 komentarzy

O piłkarzach niezwykle podatnych na kontuzje mówi się, że są ze szkła lub że mogliby się przeziębić nawet po otwarciu lodówki. Michał Żyro zaczyna jednak wznosić się ponad średnią nawet w tej kategorii. On już chyba jest na etapie, w którym otwarcie lodówki oznacza groźbę zamarznięcia. 

Gdzie jest limit pecha Michała Żyro?

Nie chcemy tu jednak żartować, bo tak po ludzku jest nam chłopa strasznie szkoda. Żyro miał się wreszcie doczekać dłuższego występu w Pogoni Szczecin. Sam debiut opóźnił się o ponad miesiąc. Były zawodnik Legii Warszawa premierowy występ w barwach „Portowców” zaliczyłby już 16 września, ale na rozgrzewce przed meczem z Koroną Kielce doznał urazu mięśnia przywodziciela. Podobno chodziło o ostatni strzał przed zejściem do szatni…

Minęło kilka tygodni i wreszcie się udało. Żyro wszedł na samą końcówkę w meczu z Lechem. Teraz miał dostać poważniejszą szansę, Kosta Runjaić z Arką Gdynia wpuścił go na boisko już w 55. minucie. Niestety, po kilku minutach musiał z niego zejść. Niepozornie wyglądające starcie z Michałem Nalepą przed polem karnym. Faul ewidentny, ale też nie było mowy o kartce czy jakiejś złośliwości. Nasz pechowiec upadł jednak tak niefortunnie, że został zniesiony na noszach i niewykluczone, że znów czeka go dłuższa przerwa. Masakra.

A mowa przecież o czarnej serii, która trwa już w zasadzie trzy lata. Jeszcze w barwach Legii Michał pauzował od sierpnia do listopada 2015 roku, a trzeba pamiętać o bardziej zamierzchłych czasach. Z powodu zerwanych więzadeł leczył się od grudnia 2012 do czerwca 2013. Gdy trafił do Wolverhampton, miał super wejście do Championship. Grając jako napastnik w dwóch meczach strzelił trzy gole, z miejsca stał się ulubieńcem kibiców. Oczywiście nie mogło być za dobrze, więc przytrafiła się kontuzja, oznaczająca prawie dwa miesiące przerwy. Kiedy wyzdrowiał, w piątym meczu po powrocie bestialsko zaatakował go Anthony Kay z MK Dons. Polak stracił rok, a w Wolverhampton już nie było dla niego miejsca i przez kolejne sześć miesięcy był głównie obserwatorem. Nieco odżył minionej wiosny na wypożyczeniu w trzecioligowym Charltonie, zaś odzyskaniem pełnej równowagi miał być dla niego pobyt w Szczecinie. Na razie jest on jednym wielkim koszmarem, mimo że drużyna wygrała właśnie piąty mecz w sześciu ostatnich kolejkach.

Reklama

Przez trzy lata Michał Żyro z powodu problemów zdrowotnych stracił prawie 550 dni!

Gdy już wydaje się, że wreszcie wyczerpał limit pecha, zaraz przekonujemy się, że wcale nie. Nie chcemy nawet myśleć, gdzie w jego przypadku leży ta granica.

Fot. newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...