– Ciągle we wszystkim byłem drugi. Na tysiąc pięćset drugi. Z polskiego drugi. W nogę drugi… – smętnie zauważył Adaś Miauczyński, kultowy frustrat z filmów Marka Koterskiego. I chyba można się powoli zacząć zastanawiać, czy „w nogę drugi” nie pasuje też jak ulał do pewnego brazylijskiego super-talentu. Neymar przypłynął z Kraju Kawy do Europy z prostym zadaniem – strącić z piedestału duet piłkarskich kosmitów i zostać najlepszym zawodnikiem swoich czasów. Jednak staje się powoli jasne, że tego celu osiągnąć nie zdoła.
Jakkolwiek by to nie zabrzmiało w przypadku tak znakomitego talentu – okazał się za chudy w uszach.
Ktoś powie, że to szalona prognoza w przypadku piłkarza, który ma zaledwie 26 lat i jest całkiem możliwe, że swoją najlepszą piłkę dopiero nam pokaże. Za dwa lata, za trzy, kiedy wreszcie dojrzeje. Jego gwiazda może świecić jeszcze przez wiele, wiele sezonów. Brazylijczyk ma już w dorobku Copa Libertadores, zdobył również Ligę Mistrzów. Wygrywał krajowe rozgrywki w Brazylii, w Hiszpanii, we Francji. Jest najdroższym zawodnikiem w dziejach, symbolem piłkarskiego przepychu. To naprawdę sporo, biorąc pod uwagę, że czeka go być może nawet dekada grania na dużym poziomie.
Co prawda Ronaldinho, Ronaldo czy Kaka w jego wieku mieli już Złotą Piłkę w dorobku. Ale Rivaldo czekał na nią aż do 27. urodzin. Choć ten ostatni – mimo wszystko – jest chyba z całego kwartetu wspominany najrzadziej. Nie był nigdy pierwszoplanową twarzą aż tak wielkiego piłkarskiego projektu jak pozostali.
Niemniej, wystarczy rzut oka na listę zdobywców Złotej Piłki, żeby zrozumieć, dlaczego kariera Neymara – tak obfita w sukcesu – pozostaje i prawdopodobnie pozostanie podszyta delikatnym rozczarowaniem. Cristiano, Messi. Messi, Cristiano. Skrzydłowy Paris Saint-Germain dwukrotnie załapał się na trzecie miejsce, za każdym razem z gigantyczną stratą do duetu, któremu miał rzucić wyzwanie. Nie rzucił. Mało tego – nagrodę najlepszego gracza według FIFA za 2018 rok dostał 33-letni Luka Modrić. Jeżeli ktoś w sposób symboliczny przełamał hegemonię fenomenalnego duetu, to właśnie Chorwat, dzięki swoim heroicznym wyczynom na mundialu. Neymar „przeturlał” swoją szansę.
Zamiast poprowadzić Brazylię do złota, zrobił z siebie błazna. Tymczasem Canarinhos, inaczej niż w 2014 roku – gdy skrzydłowy akurat nie zawiódł – dysponowali ekipą naprawdę zdolną, by zawędrować na najwyższy stopień podium. Brakowało im kropki nad „i”, którą mógł być tan jeden, jedyny, zjawiskowy rajd Neymara w starciu z Belgią. Zwieńczony golem, nie faulem i kwadransem zwijania się z bólu.
Na nieszczęście Neymara, wspomniany Modrić nie był jedyną wielką postacią mistrzostw. W Rosji, na oczach całego piłkarskiego świata, wyścigi z porywistym wiatrem wygrywał nieokiełznany Kylian Mbappe. Nastoletni Francuz, który – jak na ironię – wyrósł w ostatnich tygodniach na największą gwiazdę Paris Saint-Germain. Po pierwsze dlatego, że gra fantastycznie i strzela jak opętany. A poza tym – bliższa koszula ciału. Jeżeli paryżanie mają się w kimś rozkochać, to prędzej w swoim rodaku, który zapewnił im mistrzostwo świata.
Neymar czmychnął z Barcelony do Paryża, chcąc wyjść z cienia starego króla z Argentyny, którego nie był w stanie zdetronizować. Tymczasem zanosi się, że miana wodza PSG pozbawi go młody, nieopierzony pretendent. Który może i nie rządzi lepiej, ale bardziej kocha go lud. Brazylijczyk utknął w międzypokoleniowym potrzasku. Marzy mu się korona, lecz nikt nie chce włożyć mu jej na głowę.
*
Indywidualne laury. To bez wątpienia jedna z najbardziej problematycznych kwestii w futbolu. Nagradzać za sukcesy zespołu, czy jednak za konkretne liczby w konkretnych rubrykach? A jeśli to drugie, to w jaki sposób porównać ze sobą klasę bramkarską Manuela Neuera z finezją Antoine’a Griezmanna? Zazwyczaj w przypadku Złotej Piłki – przynajmniej w ostatnich kilku latach – decydują gole, trofea i odpowiedni marketing. Dlatego portugalsko-argentyński tandem urządził sobie z plebiscytu France Football prywatny folwark. Nawet gdy w tym czy innym sezonie brakowało im sukcesów zespołowych, to wypracowana wcześniej marka i odpowiednio olbrzymia liczba bramek na koncie pozwalały utrzymać się w czubie. I tak się ta karuzela kręci od dekady.
Neymar w teorii ma jednak wszystko, żeby zamieszać szyki Messiemu i Ronaldo. Sam stanowi marketingową maszynę, jest jednym z najpopularniejszych sportowców na świecie. Może nie strzela tak często jak wspomniana dwójka, ale futbolówkę pakuje do siatki z regularnością szwajcarskiego zegarka. Poza tym, on gra w piłkę jednak trochę inaczej. Niekiedy wybiera rozwiązania najefektowniejsze, zamiast rozwiązań najlepszych. Nie boi się uwikłać w drybling w takim momencie, w którym Cristiano wycofałby piłkę do najbliższego partnera ze środkowej strefy, żeby za trzydzieści sekund pojawić się w szesnastce, zgubić krycie zdezorientowanego obrońcy i dostawić nogę do pustaka.
Spektakularny drybling jest bez wątpienia piękniejszy od prostego dostawienia szufli, ale licznik dryblingów bez wątpienia nie jest cenniejszy od licznika bramek. To jeden z podstawowych problemów Brazylijczyka. Neymar strzela często, ale nie aż tak często, jak zapewne by mógł. Nie potrafi zdusić w sobie duszy showmana, co czasami się po prostu przydaje. Messi i Ronaldo już dawno doszli do tego wniosku.
Przed laty mogło się zresztą wydawać, że główną jego przeszkoda na drodze do Złotej Piłki nie będą takie czy inne mankamenty w jego grze, ale występowanie w jednym zespole właśnie z Leo Messim. Argentyńczyk jest tak dalece utożsamiany z Barceloną, koszulka Blaugrany do tego stopnia wrosła w jego skórę, że musiałby chyba po prostu zakończyć karierę, żeby ktokolwiek zdołał odrzeć go z godności najlepszego zawodnika klubu. Stąd – pojawiła się koncepcja transferu do Paris Saint-Germain.
Neymar przeszedł do klubu, który kilka miesięcy wcześniej osobiście upokorzył podczas pamiętnej „remontady”, gdy Duma Katalonii pokonała rywali 6:1. Trudno zatem wysnuć podejrzenie, że był to ruch powodowany pobudkami czysto sportowymi. Że Neymar dostrzegł w PSG potencjał na wielkie triumfy, jakiego nie dostrzegał w Barcelonie. To byłoby niedorzeczne. Brazylijczyk postawił na Paryż, żeby zostać samodzielnym dominatorem. Żeby uzyskać wreszcie podwórkowy status „pierwszy na wszystko”, nawet kosztem milionowej rekompensaty dla Edinsona Cavaniego, któremu całkiem się podobało wykonywanie rzutów karnych.
Nie pogodził się z rolą super-ekskluzywnego partnera Messiego. Sam zechciał być liderem, do którego dokleja się kolejne elementy układanki. Choć w 2015 roku, gdy Barca triumfowała w Champions League, momentami naprawdę dorównywał Argentyńczykowi. Był niedługo po świetnym dla siebie mundialu, podczas którego udało mu się nawet umknąć półfinałowej hańbie. Pozostawił po sobie jednoznacznie pozytywne wrażenia. Choć nie zapewnił Brazylii złota na ojczystej ziemi, naród nie stracił do niego miłości i zaufania.
W klubie grał kapitalnie, a od chemii w tercecie Messi-Suarez-Neymar aż się skrzyło. I co? I trzecie miejsce. Złota Piłka dla Messiego, drugi Cristiano. A on, Pele naszych czasów, z niecałym ośmioma procentami głosów. Być może już wtedy, 11 stycznia 2016 roku, gdy wręczono wyróżnienia, pojawiła się w jego głowie myśl, że zasługuje na coś więcej.
*
Trudno właściwie powiedzieć, by od wspomnianego 2015 roku kariera Neymara ruszyła z kopyta. Podczas mundialu w Brazylii był liderem, zdumiewająco dojrzałym jak na swój wiek. Otarł się o nagrodę dla najlepszego piłkarza mistrzostw. Tymczasem podczas tegorocznego turnieju w Rosji płakał jak bóbr po wymęczonym zwycięstwie z Kostaryką. Stres i presja pożerały go do tego stopnia, że nie potrafił się skoncentrować wyłącznie na futbolu, tylko wystawał się na pośmiewisko kuriozalnymi „turlankami” po faulach. Głupiał, tracił panowanie nad emocjami. To prędzej zjazd niż progres, zwłaszcza jeżeli chodzi o sferę mentalną.
Transfer do Paryża za 222 miliony euro również nie wyszedł mu do końca na zdrowie. Wypadł z radarów, bo PSG nie należy do klubów, którymi europejscy kibice pasjonują się na co dzień. Ot, jest sobie obrzydliwie bogaty zespół we Francji, który wszystkich po kolei ogrywa na krajowym podwórku, a w Lidze Mistrzów prędzej czy później zawsze dostanie w czapkę. Można się ewentualnie od czasu do czasu podekscytować ploteczkami o kolejnych niesnaskach między gwiazdorami paryskiej drużyny.
Ostatnio gruchnęła nowa pogłoska: Neymar nie jest szczęśliwy w Paryżu i chce powrotu do Barcelony.
Oczywiście wszystkie strony natychmiast zdementowały tego newsa. Choć mędrcy uczą, że niezdementowanym informacjom wierzyć nie należy, to w tym przypadku rzeczywiście możemy mieć do czynienia z dziennikarską kaczką. Ale znikąd się ona przecież nie wzięła. Na Paryż rzeczywiście zerka się rzadko, jednak jeśli już ktoś rzuci okiem na wyniki PSG, to niekoniecznie po to, żeby sprawdzić, jak poradził sobie akurat Neymar.
Kylian Mbappe stał się po mistrzostwach świata świeższy, stał się po prostu ciekawszy. Niekoniecznie lepszy – nie przemawiają za tym nawet liczby, w klasyfikacji kanadyjskiej Ligue 1 wciąż korzystniej prezentuje się bilans Brazylijczyka. W zeszłym sezonie młody Francuz również nie oszałamiał dorobkiem strzeleckim. Jednak, na litość boską, to jest wciąż nastolatek. Jego rozwój i tak przebiega w przerażająco szybkim tempie. Takiej eksplozji talentu w tak młodym wieku nie było chyba od czasu brazylijskiego Ronaldo. Chłopak wie o europejskiej piłce już wszystko to, czego Neymar musiał się uczyć dopiero w wieku 21 lat, gdy przybył na Stary Kontynent z Santosu.
I wygląda na to, że wspomniana erupcja talentu zdmuchnie Brazylijczyka z piedestału w kolejnym klubie. Bo załóżmy nawet optymistycznie, że PSG sięgnie w tym sezonie po Champions League – choć szanse na to raczej marne, biorąc pod uwagę niedostatki paryżan w defensywie – i były piłkarz Barcelony zostanie znów uznany tylko za wybitnego pomocnika największej gwiazdy klubu. Wyjdzie wówczas na to, że całe te przenosiny do ligi francuskiej, że wszystkie te konflikty z Cavanim, że cały ten zamęt był po prostu psu na budę. Jeśli Mbappe nie zwolni tempa, to prawdopodobnie powtórzy się po prostu historia ze stolicy Katalonii. I później co – kolejny transfer? Real Madryt, Manchester City? Kolejna transferowa telenowela?
Już wiemy, że Neymar chce być zawsze i wszędzie numerem jeden. Byłoby zatem niesłychaną ironią losu, gdyby stał się numerem jeden wśród najwybitniejszych piłkarskich akwizytorów.
fot. Newspix.pl