Reklama

Czuję się odpowiedzialny za Wisłę

redakcja

Autor:redakcja

21 października 2018, 09:19 • 14 min czytania 15 komentarzy

Wyjątkowo krótko trwał kolejny rozbrat Pawła Brożka z Wisłą Kraków. Raptem kilka tygodni po wielkim pożegnaniu przy Reymonta, napastnik wrócił do klubu, w którym spędził najlepsza lata swojej kariery i zapewnia, że wciąż ma sobie wystarczająco dużo ambicji, by strzelać kolejne gole. Między innymi o tym, jak blisko był podjęcia decyzji o zakończeniu kariery, dlaczego w meczach z Legią tak często trafiał do siatki, czemu nękana problemami Wisła dobrze radzi sobie na boisku, co sądzi o statystykach indywidualnych i kiedy planuje definitywnie skończyć z piłką Brożek opowiedział w rozmowie z Weszło. 

Czuję się odpowiedzialny za Wisłę

Jak blisko był pan latem zakończenia kariery?

Bardzo blisko, bo duże znaczenie miało to, w jaki sposób pożegnałem się z Wisłą. Ale mimo wszystko czekałem na jakąś fajną ofertę z zagranicznego klubu, dobrą dla mnie finansowo. Wtedy na pewno podjąłbym wyzwanie. Czas jednak leciał, takiej oferty nie było, a ja w innym przypadku nie chciałem się ruszać z Krakowa. Mam dzieci, które powoli wchodzą w szkolny etap.

Temat z MLS był poważny? 

Nie, to było tylko wstępne zapytanie, ze mną nikt nie rozmawiał. Nie było żadnych konkretów. To jednak na pewno byłaby ciekawa przygoda. Kilka razy byłem w USA, jest tam co zobaczyć.

Reklama

Powracające w dwóch ostatnich sezonach problemy ze zdrowiem, głównie z rwą kulszową, skłaniały pana do tego, aby dać już sobie spokój z piłką?

Ta rwa kulszowa to bardzo uciążliwe schorzenie, w moim przypadku dotyczy zwłaszcza prawej strony. Przed powrotem miałem robione szczegółowe badania, które pokazały, że lewą nogę mam słabszą od prawej i stąd między innymi brały się notoryczne problemy z prawą nogą, która była bardziej obciążona. Może gdyby takie badania były przeprowadzone kilka lat wcześniej, to inaczej by to wyglądało. Dziesięć czy dwanaście lat temu technikę tak dokładnie sprawdzającą organizm zawodnika miały pewnie tylko największe kluby na świecie. Teraz, dzięki fachowcom z AWF-u Katowice, przeszedłem szereg badań, które wykazały, że masa mięśniowa i moc w lewej nodze są słabsze niż w prawej.

Czy po kilku latach zaniedbań, mając już potrzebną wiedzę, tę lewą nogę da się odpowiedni „wyregulować”, by uniknąć kolejnych kontuzji?

Oczywiście, cały czas nad tym pracujemy. Co prawda nie da się wyprowadzić lewej nogi w ten sposób, by funkcjonowała identycznie jak prawa, ale można zrobić tak, żeby działała poprawnie.

Widział pan siebie w jakimś innym polskim klubie niż Wisła? Brat przez jakiś czas był w Lechii i w Piaście. 

Ja też byłem w GKS-ie Katowice i ŁKS-ie.

Reklama

No tak, ale to była trochę inna sytuacja. Wypożyczenia jeszcze zanim zapisał się pan w historii Wisły. 

No cóż, ja właśnie w związku z tym nie mogłem grać wszędzie. Brałem to pod uwagę, natomiast w tym przypadku również zabrakło konkretów.

2018.09.25 KRAKOW PUCHAR POLSKI PILKA NOZNA SPORT FUTBOL WISLA KRAKOW - LECHIA GDANSK NZ PAWEL BROZEK FOT JAKUB GRUCA / 400mm.pl

Pan w ogóle odszedłby z Wisły, gdyby nie trener Carrillo, który w pewnym momencie dość jasno dał do zrozumienia, że nie potrzebuje najbardziej doświadczonych zawodników? 

Szczerze mówiąc, nie wiem kto o tym zadecydował. Ja na pewno zdawałem sobie sprawę z tego, że czas przemija, a Carlitos zdominował grę w ataku, choć z tym akurat nie miałem żadnego problemu. Gość został królem strzelców i najlepszym zawodnikiem całej ligi, na co jak najbardziej zasłużył. W gruncie rzeczy spodziewałem się takiej decyzji, ale nie potrafię powiedzieć, kto ją podjął. Najpewniej trener do spółki z dyrektorem sportowym, bo to oni odpowiadają za pion sportowy.

Co zawodnik z taką przeszłością w Wiśle, jak pan myśli sobie, gdy dowiaduje się, że już nie jest potrzebny?

Na pewno nie byłem jakoś specjalnie zły. Wiek, lata gry, które mam za sobą i zebrane w tym czasie doświadczenie zrobiły swoje. Przyjąłem to spokojnie, bez żalu i bez złości. Kiedy wraz z Arkiem Głowackim dowiedzieliśmy się, że zarząd zaprasza nas na kolację, to można było się spodziewać tego, co za chwilę nastąpi.

Teraz z kolei Wisła musiała się za panem trochę nachodzić, choć Maciej Stolarczyk niejednokrotnie podkreślał, że Paweł Brożek może się przydać tej drużynie i że chciałby z panem pracować. 

No tak, kontakt był od dawna, ale nie chciałem za bardzo wracać. Po takim odejściu i po przerwie, w trakcie której trenowałem indywidualnie, ale głównie po to, by zachować sylwetkę, ciężko było mi podjąć taką decyzję. Na początku odmawiałem, bo uznałem, że w moim życiu nadszedł nowy etap. Później jednak, po kolejnych rozmowach i z trenerem, i z dyrektorem sportowym zmieniłem zdanie. Spróbowałem jeszcze raz pomóc drużynie.

Po jakie argumenty sięgnęli więc trener i dyrektor, że udało im się pana namówić do powrotu? 

Wiadomo, że Wisła ma obecnie problemy kadrowe i ekonomiczne. To był jeden z argumentów, który przesądził, że wznowiłem zajęcia, aby spróbować dobrze się przygotować. Nie miałem zamiaru wracać dla samego powrotu, w końcu spędziłem tu kilka ładnych lat i coś pokazałem. Na początek chciałem się przygotować do normalnego wysiłku treningowego i zobaczyć, jak będzie to wyglądało. A ponieważ wyglądało całkiem nieźle, to zdecydowaliśmy się podjąć współpracę.

Zarządowi i trenerowi mogło chodzić również o to, że obecna szatnia Wisły po prostu potrzebuje autorytetów wyrazistych postaci, które wiedzą, czym jest gra dla Białej Gwiazdy?

Możliwe, natomiast mimo wszystko uważam, że przede wszystkim chodziło o sprawy sportowe. Nasza kadra nie jest specjalnie szeroka, więc w razie kontuzji czy kartek mogę się przydać.

Czyli wraca pan ze świadomością, że na przestrzeni całego sezonu będzie raczej uzupełnieniem składu niż zawodnikiem wyjściowej jedenastki. 

Tego dotyczyły rozmowy. Zresztą teraz pewne miejsce w pierwszym składzie ma Zdenek Ondrasek, który gra bardzo dobrze i strzela bramki. Początki na pewno będą dla mnie ciężkie, ale jeśli będę w odpowiedniej dyspozycji to na pewno podejmę walkę ze Zdenkiem. Mam jeszcze w sobie iskrę i trochę ambicji.

Ze Zdenkiem Ondraskiem pewnie nie mielibyście żadnych problemów, żeby ewentualnie grać obok siebie. Takie połączenie w Wiśle z reguły działało bardzo dobrze. 

Szczególnie za trenera Wdowczyka, gdy potrafiliśmy nie tylko grać razem, ale też razem strzelać bramki. Na pewno jest to jakaś opcja.

Coś pana zaskoczyło, gdy kolejny raz wszedł pan do wiślackiej szatni? Od ostatniej wizyty minęło wprawdzie mało czasu, ale zmiany na pewno były widoczne. 

Więcej było ubytków niż transferów do klubu. Z wejściem do szatni nie miałem więc żadnych problemów.

Czym ten powrót różni się od poprzednich?

Jestem starszy, ale poza tym niczym szczególnym. Nie było mnie raptem trzy miesiące, więc można powiedzieć, że byłem po prostu na dłuższym urlopie.

Wisła, choć ma swoje problemy, na boisku prezentuje się dużo lepiej, niż zakładano przed startem sezonu. To zasługa dokonanych trochę z konieczności zmian na stanowisku trenera i dyrektora sportowego?

Jak najbardziej. Na ławce trenerskiej usiadł człowiek, który zna renomę tego klubu i otoczenie, bo grał tutaj w piłkę. W sztabie ma ludzi utożsamiających się z Wisła, a w kadrze zawodników, którzy wiedzą po co tutaj są. Ci ludzie potrafią ze sobą współpracować i przede wszystkim mobilizować w tych trudnych czasach. To jest naprawdę bardzo ważne.

Można żartować, że idziemy trochę tropem Bayernu Monachium. Za Wisłę odpowiadają teraz ludzie, którzy spędzili w niej sporo czasu, na boisku oddawali serce i zdają sobie sprawę, w jakiej jest teraz sytuacji. Wiedzą też, jak pomóc temu klubowi.

Wisły nie złamało nawet odejście Carlitosa. Miało być słabo, a wyszło kompletnie na odwrót. 

Wydaje mi się, że Wisła w tym momencie w dużo większym stopniu stanowi drużynę. Wiosną wszystko było podporządkowane pod Carlitosa, a teraz strzela i Jesus Imaz, i Zdenek Ondrasek, obrońcy i pomocnicy. Drużyna zawsze będzie miała większe znaczenie niż jednostka.

Stawiacie sobie jakieś cele sportowe? 

Tabela wygląda tak, że cele mogą stawiać sobie kluby do ósmego miejsca. Nasza liga w ostatnich latach stała się bardzo nieprzewidywalna. Ja jeszcze pamiętam stare, dobre czasy, gdy o mistrzostwo Polski rywalizowały dwie drużyny. Teraz nie potrafię powiedzieć kogo na co stać. Był moment, że Wisła grała najlepszą piłkę w lidze, ale później przyszedł mały kryzys w postaci porażek z Pogonią oraz Koroną i odpadnięcia z Pucharu Polski. Wydaje mi się, że każda drużyna będzie musiała zmagać się z czymś podobnym. Kwestia tego, kto najlepiej i najszybciej poradzi sobie z takim kryzysem.

Te dwie drużyny to bez wątpienia Wisła i Legia. Pan zawsze miał patent na drużynę z Warszawy. 

Nie mówmy o tym patencie, bo on już jakiś czas temu się skończył. Zresztą, jak ostatnio grałem na Legii, to w 90. minucie stałem przy linii, a piłka nie chciała wyjść na aut. Ogólnie jednak dobrze wspominam te mecze. Z reguły obie drużyny potrafiły pokazać jakość, stawiały na ofensywę, więc były to otwarte spotkania z czego też brała się moja skuteczność. Dodatkowo towarzyszyła im fajna otoczka, więc zawsze szczególnie mobilizowałem się na Legię.

Tę pana skuteczność charakteryzuje to, że Legii strzelał pan i w Warszawie, i w Krakowie. 

Brało się to właśnie z tego, że Legia i Wisła były w stanie stworzyć dobre widowisko. Choć z tego, co pamiętam, to w Warszawie strzeliłem więcej goli.

Któraś bramka szczególnie zapadła panu w pamięci? 

Za trenera Maaskanta był taki mecz na Reymonta, w którym strzeliłem bramkę po dośrodkowaniu Tomasa Jirsaka. To była bardzo dobra akcja, na pełnej szybkości, ja dołożyłem nogę tak, żeby trafić w piłkę, a przy okazji się nie zabić. Cieszę się, że nie wypadł mi wtedy bark.

Ogólnie jednak nie strzeliłem zbyt wielu ładnych goli, raczej byłem lisem pola karnego, choć kilka błysków miałem Główka na Zawiszy, setna bramka z Pogonią prawie ze środka boiska… Dużo tego nie było, ale coś by się znalazło. Przede wszystkim pewnie w pierwszym sezonie pracy z Maciejem Skorżą. Pamiętam tamte rozgrywki bardzo dokładnie, zdobyłem wtedy tytuł króla strzelców i zostałem najlepszym zawodnikiem ligi. Wtedy mieliśmy drużynę, która potrafiła zdominować każdego.

Przytrafiła wam się wówczas tylko jedna porażka, właśnie z Legią. 

Ale w rezerwowym składzie.

Pamięta pan jeszcze rzut karny, który wtedy wykonywał?

Pewnie, takie rzeczy też się pamięta. Janka Muchę przy interwencji chyba bolał bok i nie za bardzo mógł się rzucić. Ale co mogę powiedzieć? Totti też tak kiedyś nie strzelił.

Wspomniany Jan Mucha powiedział kiedyś, że Paweł Brożek powinien jak najszybciej uciekać z ekstraklasy do mocniejszej ligi. 

Faktycznie, miałem bardzo dobre momenty, zwłaszcza po grze w fazie grupowej Pucharu UEFA, kiedy strzeliłem tam kilka bramek. Wtedy chyba przegapiłem swoją szansę. Generalnie nie jestem za tym, żeby piłkarze bardzo szybko przenosili się za granicę, ale wówczas miałem 23-24 lata i byłem przygotowany do takiej przeprowadzki. Gdybym urodził się dziesięć lat później, to na pewno wyjechałbym wcześniej, niż to się ostatecznie stało. Inna sprawa, że do klubu wpływały  wówczas oferty, ale za każdym razem żądano za mnie większych pieniędzy.

Wisła była wtedy w takiej sytuacji, że mogła sobie pozwolić na brak gotówki z pańskiego transferu.

Wtedy akurat tak. Różne kluby były mną zainteresowane. Rozmawiałem chociażby z Fulham, byłem już z nimi dogadany i do dzisiaj nie wiem, gdzie to się popsuło.

Pewnie na słupku w Gdyni. A przynajmniej taka informacja krążyła w eterze. 

Bez przesady. Oni wówczas oglądali mnie półtorej roku, głównie w meczach pucharowych i reprezentacyjnych. To byłby absurd, gdyby nie wzięli mnie przez jeden niecelny strzał w dobrej sytuacji.

W reprezentacji też czegoś panu zabrakło.

Zdecydowanie. Były mecze, w których wyglądałem w miarę, byłem na mistrzostwach świata i Europy, ale nigdy nie zostawiłem w kadrze trwałego śladu. Najlepiej prezentowałem się chyba w schyłkowym okresie Leo Beenhakkera.

Po zakończeniu kariery widziałby pan siebie sprawującego inną rolę w klubie? Jeśli tak, to bardziej ławka trenerska czy sekcja dyrektorska?

Zdecydowanie gabinety i sekcja dyrektorska. Do trenerki nigdy specjalnie mnie nie ciągnęło, bo wydaje mi się, że nie mam do tego odpowiedniego charakteru. Trener musi umieć zachować balans, jeśli chodzi chodzi o psychikę zawodników i podejście do nich. Myślę, że w tym aspekcie mógłbym mieć problem. No a poza tym po prostu nigdy tego nie czułem, więc nic na siłę.

Ciekawa sprawa z tym podejściem do zawodników. Oznacza to, że mogłoby się skończyć tak jak kiedyś z Emanuelem Sarkim?

Aż tak daleko może nie, ale powiem szczerze, że trenowanie to po prostu nie moja bajka. Kiedyś rozmawiałem z Radkiem Sobolewskim, który powiedział mi, że od początku czuł, że chce iść w tym kierunku. Ja czegoś takiego nigdy nie miałem i stąd ten brak przekonania, że mógłbym być trenerem, a już na pewno dobrym trenerem.

Jeśli więc kogoś zastępować, to ewentualnie Arka Głowackiego? 

Niech się zacznie bać!

Rozmawiacie w szatni o ostatnich pozaboiskowych aferach dotyczących Wisły?

No właśnie nie, bo tutaj, w Myślenicach, jesteśmy w trochę innym klimacie. Trener także uczulał nas, żebyśmy skupili się na własnej robocie. Z kolei w moim odczuciu drużyna jest świadoma problemów, które aktualnie ma Wisła i po prostu koncentruje się na tym, żeby pracować. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość.

Mimo wszystko ostatnie materiały, które pojawiły się w mediach, dla was też musiały być szokujące. 

Na pewno było to duże zaskoczenie.

Pańskie spojrzenie na Wisłę w jakiś sposób się po tym zmieniło?

W żaden sposób. Wisła to jest tradycja i ponad stuletnia historia. Jesteśmy teraz w ciężkim etapie dla klubu, ale nie pozostaje nam nic innego, jak tylko czekać aż to minie. Bo to na pewno minie. Takie jest życie.

Minie czy rozwiąże się w korzystny dla Wisły sposób?

Myślę, że się rozwiąże.

Ile lat panuje pan jeszcze grać w piłkę? Sezon? Dwa? Dopóki wystarczy motywacji? 

Głównie chodzi o tę motywację. Jak już powiedziałem, na razie wciąż jest we mnie iskra i ambicja, które pozwalają mi na to, by codziennie przychodzić na treningi i dawać z siebie sto procent. Ale szczerze mówiąc – nie wiem. Może po tym sezonie skończę? Wszystko zależy od tego, jak będę się czuł i jak będę wyglądał na boisku, bo dla mnie ważne jest, żeby się nie ośmieszać. Grać tylko dlatego, że spędziło się w klubie dużo czasu, to nie w moim stylu. Jeśli jednak będę czuł się dobrze fizycznie, to może jeszcze pociągnę. Jeśli nie, to po tym sezonie będę kończył.

W poprzednim sezonie czuł pan, że się ośmiesza?

Nie, ponieważ praktycznie nie grałem. Miałem też przeciągające się problemy z nerwami w łydce, przez co straciłem cały okres przygotowawczy. Później wszystko oczywiście nadrobiłem i ze zdrowiem było okej. Na treningach wyglądało to dobrze, ale w meczach grałem bardzo mało.

Ten poprzedni sezon mógł panu przypomnieć okres spędzony za granicą.

Tam grałem więcej, ale średnio mi szło strzelanie bramek. W ciągu dwóch i pół roku wystąpiłem w ponad czterdziestu meczach. Nie do końca było więc tak, że pojechałem za granicę i siedziałem tam na ławce. Turcja to jednak specyficzny teren – jeśli nie odpalisz od początku, to drugiej szansy raczej nie dostaniesz. Celtic z kolei skusił mnie marką, zobaczyłem od środka wielki klub i na pewno tego nie żałuję. Poza tym chciałem też uciekać z Trabzonu. Natomiast Hiszpania, no cóż, tam na początku grałem, a później korzystałem z ładnej pogody.

Sytuacja w samej Wiśle rok temu była chyba jednak trochę podobna do tej w Trabzonsporze. Tutaj monopol na grę w ataku miał Carlitos, tam Burak Yilmaz.

Na początku w Trabzonie graliśmy jeszcze razem, ale później trener zmienił taktykę, przeszedł na grę jednym napastnikiem i zostałem zmiennikiem Buraka. Od tego czasu rzadko występowaliśmy obok siebie, może znalazłyby się jakieś pojedyncze mecze, gdy przyjeżdżał do nas słabszy przeciwnik. Początek był jednak niezły, bo zdarzało się i tak, że graliśmy na czterech wysuniętych zawodników. Dochodzili jeszcze Umut Bulut, też świetny napastnik i Jaja.

Trabzonspor soccer club new footballers Pawel Brozek, Mehmet Cakir and Piotr Brozek signing ceremony in Antalya, Turkey on January 5, 2011. 05.01 2011 turcja nowy pilkaz TRABZONSPOR LIGA TURECKA PILKA NOZNA SEZON 2010/2011 PAWEL BROZEK PIOTR BROZEK FOT. SESKIM/NEWSPIX.PL TURKEY, GERMANY, AUSTRIA AND UK OUT !!! --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

Stawia pan sobie jeszcze jakieś indywidualne cele?

Raczej nie, bo tak naprawdę mam za sobą trudny okres. Wiosną nie grałem zbyt dużo, później byłem tylko w treningu indywidualnym, który nigdy nie zastąpi rygoru panującego w drużynie. Człowiekowi po prostu ciężko zmusić się do tak wytężonej pracy.

Jeśli jednak spojrzeć w tabelę najlepszych strzelców w historii ekstraklasy, to można zobaczyć, że ma pan niewielką stratę do Jana Liberdy, a bezpośrednio przed nim jest Kazimierz Kmiecik, który wyprzedza pana o trzynaście goli. Zostać rekordzistą Wisły pod tym względem, to byłoby coś. 

Lepiej nie wybiegajmy za daleko w przyszłość, bo ostatnie dwa lata pokazały, że z tymi golami nie ma szału. Podchodzę do tego na spokojnie. Kiedy już dobrze się przygotuję, to może wtedy będę stawiał sobie jakieś cele.

Nie uwierzę, że nigdy nie patrzył pan w tę tabelę.

Oczywiście, że patrzyłem. Jeśli jakiś piłkarz mówi, że nie dba o statystyki indywidualne, to moim zdaniem kłamie. Ja od początku założyłem sobie, że chcę wejść do Klubu 100, a później piąć się w górę.

Wisła stała się silniejsza wraz z powrotem Pawła Brożka?

Powiedziałbym, że teraz ma jakąś alternatywę, gdyby pojawiła się taka potrzeba.

Pan czuje się odpowiedzialny za ten klub?

Tak, czuję się odpowiedzialny za Wisłę.  Zresztą spędziłem tu tyle lat, że trudno, abym powiedział inaczej.

Rozmawiał KAROL BOCHENEK

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Jakub Radomski
1
Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Komentarze

15 komentarzy

Loading...