Reklama

Zaczynasz grać po 2,5 roku czekania? To najlepszy moment na kontuzję…

redakcja

Autor:redakcja

19 października 2018, 13:29 • 4 min czytania 17 komentarzy

Masz za konkurenta najlepszego bramkarza w ekstraklasie? No masz. Akceptujesz tę sytuację robiąc swoje? Zgadza się, zawsze czekasz w gotowości, a przy tym wszyscy wokół nazywają cię dobrym duchem zespołu. Wykorzystujesz swoją szansę, kiedy twój konkurent notuje słabszy okres? Jak najbardziej tak, wchodzisz do bramki i w pięciu meczach nie popełniasz błędów, wpuszczając jedynie dwa gole. A zatem zła karta wreszcie się więc odwraca po niemal trzech latach czekania? Nic z tych rzeczy – łapiesz na treningu kontuzję łydki i wypadasz z obiegu minimum na miesiąc. A do bramki ponownie wchodzi twój bardziej utytułowany konkurent…

Zaczynasz grać po 2,5 roku czekania? To najlepszy moment na kontuzję…

Mimo że Radosław Cierzniak nie złapał super ciężkiej kontuzji, spokojnie można wrzucić go do grona największych ligowych pechowców. To bowiem człowiek, który akurat w trenowaniu w Legii ma doświadczenie całkiem spore, bo robi to niemal od trzech lat. Los jednak chciał, by pierwszy poważniejszy uraz w warszawskich barwach przytrafił mu się akurat w momencie, w którym zupełnie nieoczekiwanie wywalczył sobie miejsce między słupkami. Fakty są też takie, że Cierzniak mimo wszystko nie zdążył jeszcze wyróżnić się jakimiś spektakularnymi interwencjami. Jak zaznaczyliśmy we wstępie, błędów nie popełniał, ale też jego występy nie zapadały szczególnie w pamięć. Innymi słowy, nie wypracował sobie na boisku wielkiej przewagi nad Malarzem. Co prawda nie dawał powodów, by Sa Pinto miał go zmienić, ale za chwilę podobnie może być z jego konkurentem, który wskoczy do bramki – także może nie dać trenerowi argumentów do zmiany pomiędzy słupkami. A wtedy wyleczony Cierzniak może powrócić na ławę.

– Kocham Malarza, wiem, że jest tu legendą, że ma wielkie zasługi dla klubu! Ale nie mogę decydować sercem, muszę się kierować głową. I uznałem, że w tamtym momencie bardziej widzę w bramce Cierzniaka. Nie radzę jednak wyciągać z tego daleko idących wniosków, na przykład odnośnie tego kto zagra w kolejnych meczach. O jednym mogę zapewnić: Malarza nie skreślam – mówił przed miesiącem Ricardo Sa Pinto na łamach Superaka. A później na konferencjach prasowych podkreślał, jak zbliżony poziom prezentują obaj jego bramkarze. Nie ulega więc wątpliwości, że teraz Malarz dostanie od Portugalczyka swoją szansę pomiędzy słupkami i będzie mieć wszystko, by ją wykorzystać. Co więcej, wystarczy przecież, że będzie grał tak, jak w ostatnich latach z L-ką na piersi.

Dla Cierzniaka sytuacja jest o tyle niekomfortowa, że w momencie podpisania kontraktu z Legią wcale nie było powiedziane, że musi przegrać rywalizację z Malarzem. To było w okresie, w którym z Warszawy odchodził Dusan Kuciak (zima 2016), a Arkowi mocno nie szło. Zaliczał babole, kiedy sporadycznie dostawał swoje szanse – zawalił jeden kluczowych dla sezonu 2014/15 mecz z Lechem (głupia czerwień) czy przepuszczał strzały z połowy boiska w Pucharze Polski. Cierzniak z kolei był najlepszym piłkarzem Wisły Kraków i wydawało się, że ma wszystko, by z powodzeniem powalczyć o bluzę z numerem jeden także w Legii.

Reklama

Rozczarowanie przyszło jednak błyskawicznie, bo w swojej pierwszej rundzie w Warszawie nawet nie udało mu się zaliczyć choćby debiutu. Kolejny sezon przyniósł ledwie cztery występy, z czego przynajmniej dwa feralne – porażkę 2:3 z 1-ligowym Górnikiem Zabrze w Pucharze Polski oraz pamiętne 4:8 z Borussią w Dortmundzie, po którym obciążano go za utratę przynajmniej kilku bramek. Z kolei w zeszłym sezonie drugi golkiper warszawian wreszcie pograł sobie w pełnej edycji Pucharu Polski, która zakończyła się triumfem Legii. Takiej serii, jak obecnie, czyli pięciu ligowych występów z rzędu nie był nawet blisko. Co więcej, w pięciu ostatnich kolejkach Cierzniak zagrał więcej meczów w ekstraklasie niż przez swój cały wcześniejszy, 2,5-letni pobyt w Legii. Na tym jednak będzie musiał poprzestać, przynajmniej na jakiś czas.

Powiedzmy sobie szczerze – Cierzniak wykorzystał chyba pierwszy poważniejszy dołek formy Malarza, odkąd ten regularnie gra w Legii. Umówmy się, statystyki dotychczasowej jedynki mistrzów Polski były w tym sezonie brutalne – 6 meczów w lidze, 10 goli puszczonych, ledwie 1 czyste konto, 24 strzały oddane na jego bramkę, ale tylko 14 obronionych. A to daje dramatycznie niski współczynnik skuteczności obron na poziomie 58,3 procent. Dodatkowo Malarz zawalił trzeciego gola w ostatnim swoim ekstraklasowym występie, w którym Wisła Płock rozbiła Legię przy Łazienkowskiej 4:1. Posadzenie go na ławie dla Ricardo Sa Pinto było decyzją tak samo trudną, co mimo wszystko zrozumiałą. Dla Cierzniaka problem polega jednak na tym, że drugiej tak słabej serii Malarz może już nie zaliczyć. A wtedy ponownie to on będzie jedynką w Legii.

Z jednej strony obserwujemy więc mały dramat bramkarza, który latami czekał na swoją szansę i wszystko zrobił przy tym jak należy – był cierpliwy i wykorzystał swoje pięć minut. A potem jego szyki pokrzyżowała kontuzja. I tak, jak jest to potwornie przykra sprawa dla samego zawodnika, tak Legia najpewniej niespecjalnie odczuje tę zmianę. Dysponuje bowiem dwójką klasowych bramkarzy, a uraz jednego w żaden sposób nie powinien ograniczyć jej możliwości na boisku.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
0
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś
Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
2
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Komentarze

17 komentarzy

Loading...