Cóż dzisiaj za patelnie partaczyli Adam Buksa i Cillian Sheridan, to się naprawdę w głowie nie mieści. A nie tylko oni uczestniczyli w tym festiwalu zmarnowanych szans, pozostali zawodnicy Jagiellonii Białystok i Pogoni Szczecin również chętnie wzięli w nim udział. Jednak mimo wszystko dane nam było obejrzeć aż trzy bramki. Co tylko dowodzi, jak bardzo otwarty i beztroski mecz zaserwowali widzom bohaterowie starcia w Białymstoku.
A to co nawywijał Patryk Klimala po babolu Sebastiana Walukiewicza w ostatnich sekundach spotkania… “No, młody jest” – skwitował tylko bezradnie Tomasz Wieszczycki. Fakt – młody. Jednak nawet od dwudziestolatków można chyba oczekiwać, że nie spanikują z futbolówką przy nodze. Zresztą, jaka panika, jaki stres? To jest ekstraklasa, profesjonalna piłka i dorośli ludzie, a nie konkurs recytatorski w podstawówce. Element tremy naprawdę wypadałoby przekuć w pozytywną mobilizację, nie pozwolić przerażeniu na sparaliżowanie nóg. Choć czego możemy oczekiwać od Klimali, skoro znacznie bardziej doświadczeni Buksa i Sheridan też głupieją w sytuacjach sam na sam z golkiperem.
Swoją drogą – może nie kubeł, bo gola z tego nie było, ale szklanka lodowatej wody na głowę wspomnianego Walukiewicza. Dzisiaj sporo błędów w jego wykonaniu, a wpadka z samej końcówki to była tylko nadgniła wisienka na zatęchłym torcie.
Żeby jednak nie wyszło, iż napadziorów tylko krytykujemy – z obu, Buksy i Sheridana, było dzisiaj sporo pożytku, wyłączając koślawe wykańczanie akcji. Mnóstwo walki o piłkę, zwłaszcza w wykonaniu snajpera Jagiellonii. Irlandczyk doskonale się zastawiał, chronił futbolówkę i włączał do akcji partnerów ze skrzydeł. Z kolei Buksa odegrał kluczową rolę przy wyrównującym trafieniu dla gości, przechwytując niechluje podanie Kwietnia.
No właśnie, bramki. Przyszło nam na nie zaczekać aż do drugiej połowy, choć już do przerwy szans było sporo. Mnóstwo błędów popełniali środkowi pomocnicy, zarówno szczecińscy jak i białostoccy. Tomas Podstawki grał nieodpowiedzialnie, niespecjalnie ułożył się również występ Poletanovicowi i Kwietniowi. Jednak dopiero po zmianie stron piłka zatrzepotała w sieci. Najpierw za sprawą Przemysława Frankowskiego, który momentami wyglądał jak Pan Piłkarz. Tylko momentami, ale zawsze to jakiś wyczyn. Na jego trafienie odpowiedział Kozulj po zjawiskowej asyście Kowalczyka, a o wyniku przesądził strzałem głową Ivan Runje, pozostawiony zupełnie bez krycia.
W ogóle z pilnowaniem przeciwników w szesnastce zawodnicy Pogoni mieli dzisiaj kupę kłopotów. Marnie dysponowany był nie tylko Walukiewicz, sporo do życzenia – delikatnie rzecz ujmując – pozostawiała również postawa Huberta Matyni, który momentami miotał się w strefie obronnej jak opętany, cały czas koncentrując się na piłce, zamiast kontrolować to, gdzie porusza się w danej chwili przeciwnik. Gol na 1:0 obciąża jego konto.
Swoją drogą – “Franek” swoje najlepsze minuty rozegrał dzisiaj jako umowny, super-ofensywnie usposobiony prawy obrońca, gdy trzeba było wymyślić zastępcę dla kontuzjowanego Jakuba Wójcickiego. I kto wie, czy to nie jest właśnie docelowa pozycja tego zawodnika.
Czy Ireneusz Mamrot może być po dzisiejszym meczu zadowolony? Zdaje się, że tak – skuteczności brakowało, ale wykreowanych szans było sporo. Można nawet przymknąć oko na tych kilka obcinek w defensywie. Kosta Runjaić również nie powinien rozpaczać, ale w zespole Pogoni coś się ewidentnie rozregulowało w trakcie przerwy na mecze reprezentacji. Zatem trzeba jak najszybciej wprowadzić niezbędne poprawki. Bo z takimi dziurami w środkowej strefie i w defensywie trudno się będzie na dobre podźwignąć z dolnych rejonów tabeli.
[event_results 533425]