Jeśli gdzieś w Gdańsku uchowali się fani Peszki, którzy odliczali dni do jego powrotu na ekstraklasowe boiska po odbyciu kary zawieszenia, to niestety cała trójka – cholera, więcej ich być nie może – powinna skończyć zerkać na kalendarz. Bardzo bowiem możliwe, że Sławka w biało-zielonej koszulce już nigdy nie zobaczymy, skoro został odsunięty od pierwszej drużyny.
Coś wisiało w powietrzu od dłuższego czasu. Po pierwsze Peszko nie znalazł się w kadrze na sparingowy mecz ze Starogardem Gdańskim, grany w ubiegłą sobotę, a przecież skoro facet jest zdrowy – bo jest – to co miał lepszego do roboty niż udział w takim meczu. Po drugie Peszko nie wziął udział w dzisiejszym treningu. No i gruchnęło: nie kontuzja, nie sprawy rodzinne, nie zagubienie się w centrum handlowym, tylko odsunięcie zawodnika od pierwszego zespołu. To powód nieobecności Peszki.
A dlaczego Sławek został wyproszony? Władze Lechii na ręce portalu trojmiasto.pl złożyły taki komunikat: Sławomir Peszko został odsunięty od pierwszego zespołu z powodu niesubordynacji podczas treningu. Szczegóły pozostają wewnętrzną kwestią klubu i drużyny. Z kolei sam piłkarz redaktorom Dziennika Bałtyckiego napisał SMS-a o treści: – Nie pasuję trenerowi.
I tak szczerze mówiąc, to ta druga wersja bardziej pasuje nam do całej sytuacji, ale też wcale się Stokowcowi nie dziwimy, że Peszko mu nie podchodzi. W poprzednim sezonie, już za kadencji nowego trenera, pomocnik grał słabo jak cała Lechia, notując dwa gole i jedną asystę (przy czterech żółtych kartkach). No, a gdy cała drużyna poszła do przodu w rozgrywkach 2018/19, Peszko cofnął się w rozwoju bardzo głęboko, kopiąc w bydlacki sposób Novikovasa, wylatując z boiska i stawiając pod znakiem zapytania wygraną z Jagiellonią. – Nie pochwalam takich zachowań, zdecydowanie potępiam je. Było to zupełnie niepotrzebne. Czy jestem tym rozczarowany? To bardzo delikatne określenie. Użyłbym mocniejszych słów, ale na sali są kobiety i dzieci, więc zostańmy przy tym rozczarowaniu – powiedział wówczas na konferencji szkoleniowiec.
Trochę już Stokowca Ekstraklasa poznała, więc raczej każdy wie, jak prowadzi zespół – wymaga dyscypliny, odpowiedzialności, jego ekipy mają funkcjonować w zorganizowany sposób. No, a Peszko wciskał kij w szprychy. Gdy coś podobnego próbował zrobić Marco Paixao, najlepszy strzelec zespołu, ale też gwiazdor przekonany o swojej wielkości, przy pierwszej okazji został przez Stokowca pożegnany. Wszystko wskazuje, że tak samo będzie z Peszką.
Bo też po co Lechii taki piłkarz: drogi, w zaawansowanym wieku, niezbyt lotny umysłowo? Mają gdańszczanie na skrzydłach świetnego Haraslina, będącego w formie Flavio Paixao, rokującego Michalaka, przyzwoitego Maka. Niewykluczone, że to najlepiej obsadzone skrzydła w lidze. Peszko nie tyle, że przestał być niezbędny, ale właściwie stał się zbędny.
Czekamy na dalszy rozwój tej historii i choć Peszko zapowiedział dziennikarzom „DB”, że jeszcze w Lechii zagra, to nie zdziwimy się, jeśli znów daleko mu w osądzie do rzeczywistości.
Fot. 400mm.pl