Pamiętamy ten dzień jak wczoraj, a minęło już przecież tyle lat. Na początku grudnia 2014 UEFA przyklepała Ligę Narodów. Rewolucja stała się faktem, a my zaczęliśmy się zastanawiać na ile takie rozgrywki mogą pomóc reprezentacji Polski. Wówczas nie spodziewaliśmy się jednak, że Adam Nawałka wyniesie kadrę na tyle wysoko, że umożliwi nam start w najlepszej dywizji. Zapowiadało się więc fajne granie z topowymi drużynami, ale także weryfikacja umiejętności przed eliminacjami do Euro 2020, której niestety póki co nie przechodzimy pozytywnie. Ewentualna porażka z Włochami w dzisiejszym meczu sprawi, że z najlepszą dywizją pożegnamy się przynajmniej na kilka lat, a także stracimy inne przywileje.
Wiele reprezentacji nie traktuje Ligi Narodów zbyt poważnie. Choć na pewno znacznie poważniej niż nudne mecze towarzyskie, które najzwyczajniej w świecie trzeba było odbębnić. Można powiedzieć, że nowy twór UEFA jest gdzieś pomiędzy poważnymi turniejami piłkarskimi oraz eliminacjami do nich, a kompletnie luźnymi meczami sparingowymi. Wiele już o tych rozgrywkach pisaliśmy w ostatnich latach, ale przypomnijmy podstawowe założenia na wszelki wypadek.
– 55 europejskich reprezentacji
– 4 dywizje: A, B, C i D
– na każdym poziomie cztery grupy, część po cztery drużyny (trzy grupy C i wszystkie z D), część po trzy (A i B, jedna z grup C)
– pierwsza drużyna w grupie awansuje na wyższy poziom, ostatnia spada
– cztery najlepsze drużyny z dywizji A zagrają w turnieju finałowym (gospodarzem będzie jeden z uczestników) o mistrzostwo Ligi Narodów
Poza tym po zakończeniu eliminacji do EURO we wszystkich czterech dywizjach odbędą się turnieje play-off, w których będzie można wygrać bilet na mistrzostwa Europy. Zagrają w nich najlepsze drużyny z każdej dywizji, które nie uzyskały awansu w eliminacjach.
No dobra, a jak wygląda nasza sytuacja po dwóch meczach?
Mówiąc szczerze nie jest kolorowo, bo jeśli dziś przegramy, wylecimy z dywizji A. Co to oznacza? Na pierwszy rzut oka nic wielkiego, ale po bardziej dogłębnej analizie tematu można dojść do wniosku, że stracimy całkiem sporo. Przede wszystkim zlecimy niżej, a tam próżno będzie szukać przeciwników z najwyższej półki. Zamiast Włochów, Portugalii, Francji, Hiszpanii, czy Belgii… przyjdzie nam grać z drużynami typu Ukraina, Rosja, Turcja, Austria. A przecież już teraz – pomimo dużej rangi przeciwników – słychać głosy, że trudno się grzać spotkaniami o puchar pasztetowej. Pomyślcie teraz, jak w przyszłości będzie nudno, gdy o ten sam puchar będziemy pykać z dużo słabszymi rywalami.
– Stawka Ligi Narodów jest wysoka, bo jest nim odpowiednio wysokie rozstawienie, utrzymanie w elicie i duże pieniądze, ale celem nadrzędnym jest spokojna kwalifikacja na mistrzostwa Europy. Jurek Brzęczek musi mieć możliwość selekcji, więc pojawia się pytanie: kiedy, jeśli nie teraz – mówił przed startem rozgrywek na łamach “Onetu” wiceprezes PZPN, Marek Koźmiński.
Tym razem nie dziwne rankingi będą decydowały o podziale na koszyki w eliminacjach do EURO, a właśnie klasyfikacja drużyn na zakończenie Ligi Narodów. Oczywiście w najgorszym wypadku wylądujemy w drugim koszyku, ale mimo wszystko warto starać się w nowych rozgrywkach, by być jak najlepiej rozstawionym. Rzecz jasna ewentualny spadek spowoduje również mniejsze wpływy na konto PZPN. I nawet nie chodzi o wygrywanie nagród w fazie finałowej, a wpływy z dnia meczowego. Bez wątpienia ewentualne mecze z Ukrainą albo Austrią przyciągną znacznie mniej kibiców niż te z Portugalią i Włochami.
Warto więc dziś Włochów klepnąć na własnym terenie, a tym samym utrzymać się w najlepszej dywizji, bo może i Liga Narodów nie jest drugim mundialem, ale korzyści z całą pewnością przynosi. Przy ewentualnym remisie na rozstrzygnięcia będziemy musieli poczekać do listopada, a szampany wystrzelą jedynie w Portugalii, której taki wynik zagwarantuje pewny występ w Final Four. Cóż, naprawdę nieźle, jeśli weźmiemy pod uwagę, że mistrzowie Europy rozegrali jedynie dwa spotkania.
Fot. FotoPyk