Reklama

Pech Pjatowa i inna twarz ekipy Manciniego. Włosi remisują z Ukrainą

Dominik Klekowski

Autor:Dominik Klekowski

10 października 2018, 23:05 • 3 min czytania 4 komentarze

Fakt, Polacy cholernie rozczarowali nas mundialem. Liczyliśmy na ciekawą przygodę, a dostaliśmy gówno opakowane w świecący papierek. Jednak nasza złość i tak nawet w pierwiastku nie nawiązywała do tej włoskiej furii. Przecież oni w ogóle nie pojechali do Rosji! Potrzebne były zmiany, więc na stanowisku trenera zatrudniono Roberto Manciniego, którego drużyna w pierwszych dwóch meczach Ligi Narodów rozczarowała. Włosi już teraz są w słabej sytuacji, a przecież czekają ich wyjazd na Stadion Śląski i spotkanie u siebie z Portugalią. Dzisiaj, przynajmniej w teorii, rozgrywali idealny mecz na przełamanie. Przeciwko Ukrainie, innemu zespołowi w przebudowie. I chociaż na Stadio Luigi Ferraris padł – patrząc z perspektywy Włochów – tylko remis, to „Squadra Azzurra” i tak zaprezentowała się nie najgorzej.

Pech Pjatowa i inna twarz ekipy Manciniego. Włosi remisują z Ukrainą

Mancini wiedział, że brak wygranej nie wchodzi kompletnie w grę – w końcu Azzurri w ostatnich dziewięciu starciach tylko raz wyszli zwycięsko. Udało im się wygrać z Arabią Saudyjską…. A skoro tak, to mówimy o zdecydowanie głębszym kryzysie. Dziś ekipa Italii zagrała jednak w praktycznie najmocniejszym składzie, więc jej kibice mogli mieć nadzieję na przełamanie złej passy. Przed meczem znaki zapytania stawialiśmy przy Nicolo Barelli, który debiutował w narodowych barwach oraz przy Cristiano Biraghim. Przód na pełnej, z Insigne, Chiesą i Bernardeschim. Cała trójka w ostatnich tygodniach znajduje się w wybuchowej formie. Środek pola? Wspomniany Barella z Jorginho i Verattim. Na środku defensywy dwójka z Turynu – Chiellini oraz Bonucci, na bocznych pompach Florenzi z lewym obrońcą Fiorentiny, a w bramce oczywiście Gigi… ale Donnarumma. Sorry, nadal nie możemy się przyzwyczaić.

Włosi tak przycisnęli rywali po pierwszym gwizdku Rade Obrenovicia, że aż przyszedł nam na myśl jakiś hokejowy wynik. No cóż, to ostatnio ich standardowa zagrywka. Groźne uderzenie oddał Bernardeschi, następnie niemal stuprocentową okazję miał Bonucci, lecz przy obu świetnie zachował się Pjatow. Do tego dokładamy zablokowany strzał Chiesy, kilka ataków lewą stroną i bilans prezentuje się okazale. Gdzieś do 20. minuty ekipa w niebieskich koszulkach prowadziła grę. Wręcz pokusimy się o stwierdzenie, że dominowała. Cóż jednak z tego, skoro potem do głosu doszli goście. Próbował Konoplianka, kilka razy przeciwnikami pokręcił Marlos, ale ostatecznie też bez efektu.

Na dobrą sprawę Włochom animuszu wystarczyło na kwadrans z hakiem, później wróciliśmy do szarej rzeczywistości. NIby dużo klepali, ale ewidentnie brakowało im polotu i odrobiny fantazji w końcowej fazie akcji. Od czasu do czasu błysnął dryblingiem Insigne, ale… to tyle. Krótko mówiąc, duże rozczarowanie, choć poniekąd do owego stanu rzeczy przyzwyczailiśmy się. I bynajmniej to nie świadczy dobrze o ekipie Manciniego.

W drugiej połowie gospodarze również nie zachwycali, ale jakimś cudem znaleźli drogę do bramki Pjatowa. A właściwie to… Pjatow zrobił to sam. W 55. minucie Bernardeschi kropnął z dystansu, a Ukrainiec, zamiast sparować piłkę (która swoją drogą dostała dziwnej rotacji) na rzut rożny,  chwilę później musiał wyjmować ją z siatki. Szkoda, bo 34-latek notował naprawdę udany występ.

Reklama

Reprezentacja naszych wschodnich sąsiadów nie zamierzała się jednak poddać. Siedem minut później mieliśmy ponownie remis. Mykyta Burda zgrał futbolówkę do tyłu na szesnasty metr, gdzie bardzo precyzyjnym strzałem popisał się stary znajomy Lecha Poznań – Rusłan Malinowski. A przecież chwilę wcześniej, gdyby Federico Chiesa zagrał nieco lżej do Insigne, Italia prowadziłaby 2:0. Podopiecznych Andrija Szewczenki remis mocno rozochocił. Kolejne, celne uderzenie oddał dobrze dysponowany Malinowski, po nim z główki Donnarummę próbował zaskoczyć Stepanenko, ale żaden z nich nie zdołał zdobyć drugiego gola. Zresztą wynik zmianie nie uległ już do końca meczu. Włosi klepali, Ukraińcy kontrowali, jednak na tablicy wciąż było 1:1.

Generalnie w atakach naszych niedzielnych rywali widać było jakiś pomysł. Mancini uznał, że skoro nie ma napastników w formie, to na tę pozycję przesunie Lorenzo Insigne. Bywały momenty, w których z przyjemnością oglądaliśmy klepanie Włochów. Jedyne, co nie pasuje, to wynik. Kiedyś jednak musi zacząć żreć. Oby tylko nie w niedzielę.

Włochy – Ukraina 1:1 (0:0)

55′ Federico Bernardeschi 1:0

62′ Rusłan Malinowski 1:1

fot. Newspix.pl

Reklama

Najnowsze

Komentarze

4 komentarze

Loading...