Znacie realia polskiej piłki – jak nie idzie, najlepiej wywalić trenera, bo wtedy może pójdzie. Nie pijemy tutaj do Wisły Płock, która dopiero co pożegnała Dźwigałę (KLIK), gdyż tam ścięcie głowy znalazło swoje uzasadnienie, ale w wielu przypadkach rządzący ekstraklasowymi klubami idą na łatwiznę. Warto więc wskazywać przypadki, gdzie szuka się innej drogi i tak się sprawy mają najwyraźniej w Pogoni Szczecin.
I to nie tylko w stosunku do Kosty Runjaicia. Na pewno pamiętacie, jak koszmarnie prezentowała się Pogoń pod wodzą Macieja Skorży. Portowcy potrafili nie wygrać ośmiu meczów z rzędu, a Skorża i tak trwał na stanowisku, władze chciały zmusić drużynę do lepszej gry innymi sposobami niż zmiana trenera. Piłkarzom i sztabowi wstrzymano wypłacanie części pensji, co samo w sobie nie było jakimś przemyślanym zabiegiem, ale zawsze innym, niż stwierdzenie, że szkoleniowiec ma się spakować. Pewnie: to też wynikało z niemałej odprawy, jaką miał zapewnioną Skorża, ale ilu prezesów przy – załóżmy – czwartym nieudanym meczu stwierdziłoby: „a pieprzę, zapłacę i niech spada”? Wielu, tymczasem Skorża dostał sporo czasu i dopiero dziewiąty mecz bez zwycięstwa przelał czarę goryczy.
Ekipa Runjaicia zaliczyła jeszcze gorszy początek sezonu. Skorża po sześciu kolejkach miał chociaż dwa zwycięstwa, teraźniejsza Pogoń mogła o tym tylko pomarzyć. Lał ją właściwie każdy, komu to przyszło do głowy, na przykład w pierwszych trzech spotkaniach Portowcom nie udało się strzelić bramki, a mieli przecież dość prosty kalendarz, mierząc się z oboma beniaminkami. Można się było wściec i można było Runjaicia pogonić, ale tego nie zrobiono i są nadzieje, że w Szczecinie tego ruchu nie będą żałować.
2:1 z Wisłą Kraków, 2:0 z Zagłębiem Lubin, 4:0 z Wisłą Płock. Jeśli dodać remisy z Koroną i Górnikiem, a także spojrzeć na tabelę za ostatnich pięć meczów, wychodzi na to, że Pogoń jest liderem ekstraklasy za ten ligowy czas. Jeszcze tylko Legia uzbierała tyle samo oczek, natomiast warszawianie mają gorszy bilans bramkowy. Choć naturalnie nie chodzi nam tylko o wyniki, widać też jak niektórzy piłkarze Pogoni zaczęli rosnąć. Coraz lepiej gra Walukiewicz, który jest liderem środka obrony, a mało kto obstawiał, że akurat on może tę rolę dźwignąć. Drygas, który przykrywał mimo wszystko średni start sezonu liczbami, teraz rządzi w środku, a i nie zapomniał o konkretach w postaci bramek. Po kontuzji doszedł do siebie Buksa, strzelając w trzech meczach trzy gole, a przecież jego rekord w sezonie jest ledwie o jedno trafienie lepszy. Przyzwoicie wygląda Kowalczyk, dobrze do zespołu wszedł Podstawski, cały czas równo gra Nunes. Widać więc, że zespół do tej pory uważany za jednego z najgorszych kadrowo, teraz po prostu ma kim grać.
Ale by nie było za różowo, byśmy nie zrobili zaraz z Portowców jakiegoś kandydata do pucharów. Po pierwsze pamiętajmy, z kim Pogoń ostatnio grała. Z Zagłębiem, które po żenadzie w Morągu odstawiło porównywalny cyrk właśnie z Pogonią, biegając w tempie nieprzystającym nawet do orlikowego grania. Wisła Płock? Drużyna prezentująca się fatalnie, dziś szukająca nowego trenera. Nawet ta Wisła Kraków, będąca wówczas liderem, zagrała z Pogonią fatalnie, być może to był wręcz najgorszy mecz sezonu w wykonaniu Białej Gwiazdy.
Do tego dochodzi też porażka z GKS-em w Pucharze Polski, a przecież katowiczanie gniją na dnie pierwszej ligi.
O co więc chodzi: z jednej strony doceniamy zmianę w postawie Pogoni, bo jest ona widoczna, ale z drugiej pamiętamy, że weryfikacja dopiero przyjdzie. Zaraz mecz z Jagą na wyjeździe, zaraz mecz z Lechem, który gra, jak gra, ale zawsze będzie w tej lidze określoną marka. Te dwa spotkania powinny dać odpowiedź: czy Pogoń rzeczywiście poszła do przodu, czy zrobiła tylko mały kroczek, korzystając z ułomności przeciwników. Tak czy tak – na razie wypada pochwalić klub, że przynajmniej spróbował przetrwać kryzys bez rzucania wypowiedzeniami.
Fot. FotoPyk