Reklama

Kuriozalne sędziowanie, kuriozalny gol

redakcja

Autor:redakcja

06 października 2018, 20:53 • 5 min czytania 3 komentarze

Karny po tak ewidentnym „padolino”, że nawet niektórzy kibice ŁKS-u musieli się uśmiechnąć pod nosem. Wcześniejszy rzut karny również dyskusyjny, w dodatku niewykorzystany – bo Filip Karbowy trafił w słupek. I wreszcie śmietanka na torcie, czyli interwencja Jana Sobocińskiego po tejże jedenastce – uderzenie obiema nogami, po którym piłka wpadła do siatki jego drużyny. 

Kuriozalne sędziowanie, kuriozalny gol

Kto oczekiwał, że pierwszoligowy styl życia dostarczy mu w ten weekend emocji i śmiechu – bez wątpienia się nie rozczarował. Polsat zabrał nas dzisiaj na obiekt ŁKS-u Łódź na starcie, które od początku zapowiadało się diabelnie ciekawie. Obie drużyny dość młode, w samym czubie klasyfikacji Pro Junior System. Obie drużyny chwalone za czysto piłkarskie umiejętności, za chęć grania krótkimi podaniami po ziemi, za efektowny styl gry. No i wreszcie obie drużyny całkiem wysoko w tabeli, z szansami na zakręcenie się w okolicach podium.

Mecz… ogólnie nie zawiódł. Trzeba jasno powiedzieć – jak na standardy pierwszej ligi oglądało się to całkiem znośnie. Łuczak i Ramirez z jednej strony, Karbowy czy Mackiewicz z drugiej próbowali zagrań nieco bardziej ambitnych niż laga na osamotnionego napastnika. Nie brakowało prób klepania nawet i na 16. metrze, gdy większość nawet i ekstraklasowych drużyn nie bawi się w kombinacje i naparza z takiej odległości choćby i w mur obrońców. Szczególnie podobały nam się wyjścia spod pressingu – obaj szkoleniowcy mieli w tym meczu fragmenty, podczas których naganiali swoich podopiecznych do serii sprintów pod samych obrońców rywala. ŁKS podobnie grał już choćby z Podbeskidziem czy GKS-em Tychy, Wigry przypomniały sobie dynamikę i energię, którą imponowały w pierwszej fazie sezonu. Normalnie przy tak wysokiej grze obronnej, rywale skupiają się na wybijance, stoperzy zaś na tym, by piłka jak najkrócej pozostawała w pobliżu bramki. Tutaj więcej było prób przeklepania piłki, rozrzucenia jej po bokach obrony czy po cofających się na własną połowę pomocnikach.

I fajnie, właśnie tak przyjemnie i ciepło wspominalibyśmy sobie ten mecz, gdyby nie wydarzenia z drugiej połowy. O ile w pierwszej bowiem padła tylko jedna prawidłowa bramka, gol Rafała Kujawy po dośrodkowaniu niezawodnego Daniego Ramireza, o tyle w drugiej mieliśmy do czynienia z esencją pierwszoligowej przaśności. W roli głównej sędzia Sebastian Tarnowski, w rolach drugoplanowych Jan Sobociński, Filip Karbowy, Patryk Bryła oraz Robert Bartczak. Gatunek? Wiadomo, jak to w I lidze. Komediodramat.

Zaczęło się od akcji Roberta Bartczaka, który – jak to się ładnie mówi – poszukał kontaktu z Grzesikiem w polu karnym ŁKS-u. Sędzia wskazał na wapno, ale nie jesteśmy pewni, czy gdyby pod stadionem stał wóz VAR, decyzja by się utrzymała. Tu jeszcze było w miarę normalnie – w końcu karne z gatunku 50/50 to w piłce nożnej codzienność. Ale następnie do piłki podszedł Filip Karbowy. Uderzył w słupek, futbolówka wyszła w pole, tam zaś stał Jan Sobociński. Młody obrońca ŁKS-u kopnął lewą nogą w swoją prawą nogę (!?) i po tym oryginalnym zagraniu piłka wpadła do siatki. To po angielsku będzie chyba „slapstick”.

Reklama

Stężenie absurdu już było całkiem wysokie, ale wtedy tempo podkręcił Patryk Bryła przy wydatnej pomocy sędziego Tarnowskiego. Ełkaesiak dotknięcie w klatkę piersiową przyjął z taką dramaturgią, jakby właśnie odgrywał scenę śmierci Boromira z „Władcy Pierścieni”. Sami zobaczcie, ledwo przeżył ten nokautujący cios.

W tym momencie zresztą właściwie skończyły się emocje, gra stała się rwana, zamiast przemyślanego pressingu mieliśmy już raczej łupankę. Fakt, lepiej odnajdywał się w tym ŁKS, kilka razy znów groźnie atakowali Bryła czy debiutujący dziś Łukasz Piątek, ale przyjemność z oglądania skutecznie zepsuła świadomość beznadziejnego sędziowania.

Reklama

ŁKS dowiózł jednobramkowe prowadzenie do końca, przełamał trochę „klątwę” własnego stadionu oraz „klątwę” relacji w Polsacie Sport – ełkaesiakom w tym sezonie najlepiej gra wychodziła daleko od domu i kamer. Chojniczanka pogubiła punkty z Wartą Poznań, zaś Bytovia przegrała u siebie z GKS-em Jastrzębie, co oznacza, że łodzianie zameldowali się na podium. Na szczególną uwagę zasługuje ten drugi mecz i sami nie możemy się doczekać, aż Polsat pokaże jego skrót – jeszcze w drugiej minucie doliczonego czasu gry goście prowadzili 1:0, trzy minuty później GKS świętował zwycięstwo 2:1.

*

Co u pozostałych zespołów ze szczytu tabeli? Chrobry Głogów po golu Marka Wasiluka wywiózł komplet ze stadionu w Krakowie, gdzie swoje mecze rozgrywa Garbarnia – z 21 punktami na koncie idzie łeb w łeb z ŁKS-em i Chojniczanką. Sandecja z kolei wygrała w Tychach 1:0 (karnego dla GKS-u przy stanie 0:1 nie wykorzystał Grzeszczyk) i umocniła się na drugim miejscu. Lider z Częstochowy na chwilę zwolnił, bezbramkowo remisując z Podbeskidziem, ale ich przewaga nad peletonem to nadal bezpieczne siedem punktów.

Na drugim końcu tabeli na uwagę zasługuje wyjazdowe zwycięstwo GKS-u Katowice w Olsztynie, dzięki któremu katowiczanie zrównali się punktami z Niecieczą i walczą dzielnie o opuszczenie strefy spadkowej.

*

ŁKS Łódź – Wigry Suwałki 2:1 (1:0)

Kujawa 43′, Rozwandowicz 65′ – Sobociński 63′ (s.)

W 62. minucie Karbowy trafił w słupek z rzutu karnego.

Warta Poznań – Chojniczanka 1:1 (0:1)

Janicki 64′ – Zawistowski 31′

Bytovia Bytów – GKS Jastrzębie 1:2 (0:0)

Jakóbowski 90+3 – Szymura 73′, Żak 90+4

Bruk-Bet – Puszcza 2:2 (2:1)

Gutkovskis 1′, Vilhjalmsson 44′ – Tomalski 33′, Drzazga 57′

Garbarnia – Chrobry 0:1 (0:1)

Wasiluk 13′

GKS Tychy – Sandecja Nowy Sącz 0:1 (0:0)

Chmiel 58′

W 68. minucie Grzeszczyk nie wykorzystał rzutu karnego.

Podbeskidzie – Raków 0:0

Stomil Olsztyn – GKS Katowice 0:1 (0:1)

Adrian Łyszczarz 32′

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

3 komentarze

Loading...