Krzysztof Piątek zaliczył nieprawdopodobny debiut w Genoi. Zdobył 12 bramek w 7 meczach. W barwach włoskiego klubu nie zaliczył jeszcze spotkania bez gola, a w samej Serie A po 6 meczach ma już na koncie 8 trafień, dzięki czemu jest zdecydowanym liderem klasyfikacji strzelców. Na przestrzeni niespełna dwóch miesięcy zdążył już trafić na jedynkę La Gazzetta dello Sport oraz sprawić, że włoscy dziennikarze powiązali go niemal z każdym największym klubem Europy. Szum wokół polskiego napastnika zrobił się niesamowity, tak jak i niesamowite są kwoty, które wymienia się w jego kontekście. Klubowy trener Piątka, Davide Ballardini mówi chociażby o wartości polskiego napastnika sięgającej już 40 milionów euro…
I faktycznie całe to zamieszanie wokół Piątka może dać sporo do myślenia. Czy tak fenomenalny debiut – jakiego we Włoszech nie oglądano od dekad – mógł aż dziesięciokrotnie wywindować wartość Polaka, który latem kosztował “ledwie” 4 miliony euro? Czy tak spektakularny start w Serie A można przeliczać już na dziesiątki milionów euro? No i czy na włoskim rynku tego typu błyskawiczne wzloty w ogóle się zdarzają?
– Włoskie kluby z czołówki bez problemu potrafią wyłożyć spore kwoty na piłkarzy, którzy zaliczyli w Serie A jedną lub dwie udane rundy – mówi Michał Borkowski, ekspert od włoskiej piłki oraz gospodarz audycji „Curva Nord” na antenie Weszło FM. – Wystarczy wspomnieć Juana Iturbe, który zaliczył jeden niezły sezon w Hellasie Werona, zanotował 8 goli i 5 asyst. Roma starła się o niego z Juventusem, ostatecznie wyłożyła 22,5 miliona euro plus bonusy, a do tego mówiło się też o sporej kwocie za transfer dla agenta, którą też pokryli rzymianie. A to było w 2014 roku, zanim jeszcze kwoty transferowe poszybowały w kosmos.
Przykład Iturbe jest o tyle inny, że Paragwajczyk argentyńskiego pochodzenia praktycznie nie zaistniał w europejskiej piłce przed wypożyczeniem do Hellas, a i – głównie z racji wieku – jego seniorskie dokonania były bardzo mizerne. Był w Porto, ale zupełnie nie potrafił się tam przebić. Kiedy ściągnięto go na rok do Verony (za około milion euro), miał ledwie 20 lat i to była jego największa siła. Następnie wystąpił w 33 meczach sezonu w Serie A i grając głównie na prawym skrzydle zanotował 8 goli oraz 5 asyst. To wystarczyło, by wzbudzić zainteresowanie największych włoskich klubów. Inna sprawa, że jest to w gruncie rzeczy przykład negatywny, bo Iturbe zawiódł w Romie na całej linii, a dziś – w wieku 25 lat – kopiąc w Meksyku nic już nie znaczy w poważniejszej piłce.
W ostatnich latach innych przykładów nagłych skoków wartości także nie brakuje. – Roberto Gagliardini z różnym powodzeniem występował w Serie B, po czym zagrał pół dobrego sezonu w Atalancie Bergamo, rozegrał niecałe 800 minut i przeszedł do Interu za 20 milionów euro plus 2 miliony za wstępne wypożyczenie. Łącznie z ewentualnymi bonusami ta kwota może dobić do około 28 milionów euro. Z kolei Patrick Schick po swoim pierwszym sezonie w Serie A przeszedł z Sampdorii do Romy – 5 milionów za wypożyczenie, 9 milionów za wykup plus 20 milionów płatne w 2020 roku i ewentualne bonusy w wysokości 8 milionów euro, czyli łącznie Roma wyłoży za niego od 34 do 42 milionów euro. Dalej Paulo Dybala – po pierwszym mocnym sezonie w Palermo przeszedł do Juventusu za 40 milionów, Milan Skriniar trafił do Interu za 18 milionów plus karta Gianluki Caprariego – łącznie kwotę transferu wyceniono na 27 milionów euro. Natomiast Andrea Conti za 24 miliony plus karta Matteo Pessiny – warta około 3 miliony euro – oraz Franck Kessie za około 30 milionów przeszli z Atalanty do Milanu – wylicza Borkowski.
W kontekście pojawiających się spekulacji, że Piątek mógłby zmienić klub już po jednej udanej rundzie, najciekawszy wydaje się przykład Gagliardiniego. Środkowego pomocnika, który między innymi biegał przez 90 minut w reprezentacji Włoch w meczu z Polską. Otóż Gagliardini przed sezonem 2016/17 miał 22 lata (rok młodszy niż Piątek dziś) oraz na koncie 49 spotkań w Serie B i zaledwie 1 w Serie A (czyli nie można powiedzieć, że i tu miał nad Polakiem jakąś przewagę). Następnie w rundzie jesiennej długo przebijał się do składu Atalanty, by – głównie pod koniec roku – zaliczyć 13 występów w Serie A. I to wystarczyło, by Inter od razu – ledwie po kilku miesiącach – zechciał go sobie zarezerwować. Najpierw wypożyczając piłkarza za 2 bańki i od razu ustalając warunki transferu sięgające 28 baniek. – Włoskie kluby słyną z kombinowanych historii i nie zdziwiłoby mnie, gdyby jakiś dobry klub już zimą dążył do zaklepania sobie transferu Piątka w przyszłości. Jeśli taka transakcja miałaby być teraz, to być może bardziej prawdopodobny jest wariant, w którym wpłacają za niego jakąś kwotę, ale on jeszcze zostaje w Genoi – mówi doskonale znający włoski rynek Jarosław Kołakowski, reprezentujący m.in. Kamila Glika.
Zresztą przypadków świeżych, błyskawicznych karier nie trzeba przecież szukać poza Genoą. W stolicy Ligurii ledwie przed rokiem sprzedano innego środkowego napastnika, Giovanniego Simeone. Argentyńczyk, który jest rówieśnikiem Piątka, przyszedł do klubu przed sezonem 2016/17 za 5 milionów euro z River Plate, następnie w 35 meczach Serie A zdobył 12 goli i po roku Fiorentina wyłożyła za niego już 15 milionów euro. Wartość Simeone po jednym sezonie wzrosła więc trzykrotnie, pomimo że jego wynik strzelecki nikogo na kolana nie rzucił. Dość napisać, że Krzysztof Piątek ledwie po sześciu kolejkach obecnych rozgrywek ma już na koncie 2/3 jego dorobku.
W tym kontekście trudno się dziwić, że Polak wzbudza ogromne zainteresowanie na rynku. Inna sprawa, że naprawdę ciężko było się spodziewać, że w kontekście Piątka będą padały nazwy takich klubów, jak Juventus, Bayern czy nawet Barcelona. – Skoro gość strzela w 6 pierwszych spotkaniach w Serie A 8 goli, strzela też w pucharze, w sparingach i ogólnie ma wejście smoka, to jest oczywiste, że najlepsze kluby świata go obserwują i zaczynają się nim interesować. Tak to działa od zawsze. Nie tylko w przypadku Piątka, ale też każdego innego piłkarza, który zagrał dobry turniej lub pokazał się w nowej w lidze czy klubie. Zwłaszcza jeśli jest w młodym wieku. Dziś Krzyśkiem interesują się już największe kluby – mówi menedżer reprezentujący napastnika Genoi, Tomasz Magdziarz z Fabryki Futbolu.
Inna sprawa, że monitorowanie zawodnika wyróżniającego się w Serie A to jedno, a przedstawienie grubej oferty za niego – drugie. Czy wartość piłkarza, który jeszcze przed chwilą kopał w polskiej ekstraklasie i nie załapał się do kadry na mundial w tak krótkim czasie mogła aż tak bardzo podskoczyć? – Czy zdziwiłaby mnie oferta na 40 milionów euro za Piątka już latem? Nie, bo dzisiaj to napastnik numer jeden w Serie A. Widywaliśmy już większe kwoty, które padały w kontekście zawodników we Włoszech. Jeśli pyta pan, czy Piątek jest dziś wielokrotnie więcej wart niż dwa miesiące temu, odpowiadam – pewnie tak. Niech robi swoje, my też będziemy robić swoje i na pewno coś spektakularnego się wydarzy – zapowiada Magdziarz.
Trochę inaczej na sprawę patrzy Jarosław Kołakowski. – Kluby, które mogą zapłacić za piłkarza kwotę rzędu 40 milionów euro, we Włoszech można policzyć na palcach jednej ręki. Musiałby to być klub topowy. Pytanie, po co mieliby go wziąć? Jeżeli płaci się 30-40 milionów za piłkarza, który przed chwilą kosztował cztery, to ta różnica robi się ryzykowna. Musi to być ugruntowany zawodnik na danym rynku. I kolejne pytanie, kto będzie jeszcze w stanie kupić go potem drożej? No bo po co się kupuje zawodnika? Żeby przyszedł i pomógł drużynie, tak, ale też po to, żeby na nim zarobić. Najlepsze kluby oczywiście nie zawsze chcą zarabiać na piłkarzach, czasem chcą po prostu mieć lepszy zespół. Ale czy w takim wypadku lepszy jest Piątek czy jakiś piłkarz z innego czołowego klubu, który już sprawdza się od pięciu lat i ma aktualnie gorszy moment? – zastanawia się menedżer Glika.
Kolejna sprawa to czy któryś z czołowych włoskich klubów – który byłby w stanie wyjść naprzeciw wygórowanym oczekiwaniom Genoi, o jakich w tym klubie mówi się już dosyć otwarcie – aktualnie potrzebuje klasycznej dziewiątki. – Na pewno Juve, bo Mandżukić ma już swoje lata, a jedyna inna dziewiątka to młodziutki Moise Kean. Inter, Milan, Roma i Napoli… Żaden z tej czwórki klubów nie potrzebuje dziewiątki, ale już latem może potrzebować. Jeśli na przykład Inter sprzeda Icardiego lub z Romy odejdzie Dżeko – wylicza Borkowski. Rzecz jasna do gry może się włączyć klub z innej ligi, zwłaszcza z Anglii. – Większość piłkarzy w fazie rozwoju trafia właśnie na Wyspy, bo to oczywiście tam płaci się najwięcej – dopowiada Kołakowski. Inna liga to jednak inna specyfika i inne granie. Nie bez powodu Piątek i jego otoczenie zdecydowali się na Serie A i trudno przypuszczać, żeby po kilku miesiącach chcieli postawić na głowie całą obraną strategię rozwoju. Chociaż ofertę nie do odrzucenia z zewnątrz także trzeba brać tu pod uwagę.
Wydaje się jednak, że za szybkim transferem Piątka, na przykład już w zimowym okienku transferowym, niewiele przemawia. Genoa zdaje się być niechętna, zwłaszcza że właśnie obchodzi 125-lecie istnienia klubu i oddanie najlepszego zawodnika raczej trudno połączyć z hucznym świętowaniem. Ponadto czołowe włoskie kluby, które w teorii powinny być najmocniej zainteresowane, obecnie mają kim obsadzić środek ataku, a i sam Piątek nie potwierdził jeszcze, że w dłuższym okresie potrafi być regularny. Nie miał bowiem kiedy. – To nie jest tak, że Piątek się nagle zatnie, nie strzeli gola przez 20 spotkań. Przeciwnie, tych bramek będzie jeszcze wiele. Ile ich będzie i gdzie Krzysiek będzie za rok, czas pokaże. Dzwonią do nas włoskie media, praktycznie wszyscy już teraz chcieliby wiedzieć, co się wydarzy dalej z Krzyśkiem, ale… My tego nie wiemy, Krzysiek tego nie wie i nawet prezes Genoi też tego jeszcze nie wie. Co prawda zapowiedział, że nie puści go w okienku zimowym, ale wie pan, jak to w piłce jest. Dzisiaj piłkarz nie jest na sprzedaż, a jutro już jest. To wszystko kwestia ceny – mówi Magdziarz.
A cena będzie wysoka, jeżeli Piątek się nie zatrzyma. – Teraz zwrócił na siebie uwagę, większa więc będzie czujność obrońców i większe będzie się stawiać wobec niego wymagania – zwraca uwagę Kołakowski, który nie ma przy tym stuprocentowego przekonania, że nawet cała runda na wysokim poziomie zagwarantuje Piątkowi konkretną ofertę. – Mogę dać przykład z naszego podwórka. Jakub Świerczok wrócił do ekstraklasy, w pół roku w lidze strzelił 16 bramek, a konkretnych propozycji z Legii i Lecha nie było dla niego. Pół roku bardzo dobrej gry nie zawsze wszystkich przekonuje – przypomina menedżer Glika.
Na pytanie, ile dziś wart jest Piątek nie sposób podać jednej, konkretnej odpowiedzi. – Jeśli do końca sezonu będzie z mniejszą lub większą regularnością trafiał do siatki i zbierze ponad 15 trafień w samej Serie A, to spokojnie Genoa może znaleźć chętnego, który wypisze czek w okolicach 30 milionów euro, licząc razem z bonusami – przewiduje Borkowski. – Skoro Napoli wyłożyło takie pieniądze na Milika spoza ligi włoskiej [32 miliony euro – przyp. M.S.], to dlaczego Piątek, który sprawdził się już w Serie A, ma nie trafić gdzieś za podobne pieniądze? Nie zdziwiłaby mnie taka kwota. Bardziej to, że stałoby się to tak szybko. Ale to by też oznaczyło, że go prześwietlili i stwierdzili, że jest już gotowy – twierdzi Kołakowski. – Nie zdziwiłaby mnie oferta na 40 milionów euro. Czy Krzysiu będzie tyle wart latem? Ja bym chciał, żeby był wart i 100. Na szczęście on sam nie czyta za wiele o sobie, a przy tym wie, że wiele rzeczy, o których się mówi czy pisze, to nie do końca prawda – śmieje się Magdziarz.
Nie ulega wątpliwości, że Piątek wiele wygrał swoim historycznym wręcz debiutem w Serie A. Zarówno samych spekulacji, jak i konkretnych, zakulisowych rozmów w najbliższym czasie z pewnością będzie jeszcze więcej. Sprawa jest jednak bardzo złożona. Przede wszystkim zgodzić się musi Genoa, z której już popłynęły oficjalne głosy, że szybkiego transferu nie będzie. Okrągły jubileusz klubu z pewnością nie pomaga. – Średnio wierzę w to, że Genoa chciałaby Piątka sprzedawać zimą, to byłby objaw słabości – wali prosto z mostu Kołakowski. Dalej sam piłkarz i jego otoczenie musieliby chcieć szybkiego transferu, w myśl zasady – kuj żelazo, póki gorące. Tomasz Magdziarz wyraźnie podkreśla jednak, jak ważne dla piłkarza jest odcięcie się od całego zamieszania. – To wielki, bardzo świadomy piłkarz, który wie w jakim miejscu jest i jak wiele ma do zrobienia. Wie też, że jedna jaskółka wiosny nie czyni i to jest najpiękniejsze w jego profesjonalizmie – dodaje menedżer zawodnika. Spokój, spokój, spokój – to słowo Magdziarz powtarza niemal w każdym zdaniu. I właściwie trudno się z nim nie zgodzić. Dla wszystkich jest to bowiem nowa sytuacja, a takich wyników piłkarza absolutnie nikt nie miał prawa się spodziewać.
I tak naprawdę wszystkie wątpliwości Genoi, Piątka i jego menedżerów błyskawicznie zażegnać może jedynie potężna oferta z wielkiego klubu. A ta przyjdzie na pewno, jeżeli tylko polski napastnik dojedzie do końca rundy w takim samy stylu, w jakim w nią wszedł.
MICHAŁ SADOMSKI
Fot. FotoPyK