Pomyłki rzecz ludzka. Dwie skarpetki nie do pary, wejście do nie tego autobusu. A niech pierwszy rzuci kamień, komu nie zdarzyło się nigdy ubrać koszulki na lewą stronę. Niestety jedne są bardziej kosztowne od innych. Ta Tomasza Loski, który klej pomylił z masłem i nasmarował swoje rękawice nie tym, co trzeba, kosztowała dziś Górnik stratę kluczowego gola. Gola dającego Jagiellonii prowadzenie utrzymane aż do ostatniego gwizdka.
Moment w meczu, kiedy bramkarzowi zabrzan przytrafiła się katastrofalna pomyłka, był absolutnie newralgiczny. Jagiellonia była niedługo po strzeleniu wyrównującej bramki na 1:1, ale powoli uchodził z niej entuzjazm związany ze złamaniem naprawdę solidnej do tamtego momentu defensywy gospodarzy. Przechodziliśmy powoli do przeciągania liny i prób ustalenia, kto przez ostatnie pół godziny szarpnie mocniej w swoją stronę. A wtedy długie podanie od Bezjaka przyjął Novikovas, ściął do środka i poszukał szczęścia nieprzyjemnym, niskim uderzeniem. Loska rzucił się do piłki, zdążył, a jednak zamiast zbić ją na róg, wpakował sobie do bramki.
Do tamtego momentu – mimo straty gola – Górnik miał pełne prawo liczyć na punkty. Wyglądał jak drużyna naprawdę trudna do złamania. Przy bramce Bezjaka na 1:1 trudno było cokolwiek zrobić, bo dośrodkowanie Guilherme i wejście w tempo Słoweńca to były dwa perfekcyjne posunięcia Jagi. A poza tym praktycznie nie dawał dojść do strzeleckich sytuacji. Wyjątkiem – dobitka Bezjaka po strzale z dystansu Machaja. Tutaj trzeba Loskę pochwalić, bo zebrał się do drugiego uderzenia bardzo sprawnie.
Później jednak musiał się otworzyć, musiał wyjść wyżej, co zaowocowało jednak zaledwie pojedynczą świetną okazją. Jimenez miał okazję zrobić to, co zrobił dziś Lacazette w meczu Arsenal – Everton, czyli zawinąć piłkę prawą nogą po dalszym słupku. Zamiast tego ponad wszelką wątpliwość pokazał, że nieprzypadkowo Francuz gra w Premier League, a on w dolnej połówce ekstraklasy.
Ustawiony wyżej Górnik nie tylko nie wyrównał, ale jeszcze został skarcony bramką na 3:1 po przepięknym rozegraniu Frankowskiego z Bezjakiem. Asysta Słoweńca – z pierwszej piłki, piętką, na czystą pozycję strzelecką do skrzydłowego reprezentacji Polski – cud-miód, ultramaryna.
A przecież zapowiadało się tak dobrze. Tak symbolicznie, bo podobnie jak w poprzednim sezonie, tak i teraz katem Jagi miał okazję zostać Angulo. Jego trafienie po asyście Jimeneza – jednym z pierwszych udanych zagrań w naszej lidze – otworzyło wynik już w trzeciej minucie i pozwoliło zabrzanom choć raz nie gonić, a mieć czego bronić.
Jedyne, co może zabrzan dziś pocieszać, to że do derbów Śląska z Piastem i tak w gorszych nastrojach podejdą gliwiczanie. Ale, przyznacie, marna to pociecha.
[event_results 525975]
fot. FotoPyK