Jeśli nie macie ochoty na ekstraklasowy dżemik – gdzie de facto też może być ciekawie, choćby w Legnicy – to sobota musi być waszym ulubionym dniem tygodnia. Wracają najlepsze ligi, najlepsze marki, więc będzie na czym zawiesić oko. Magazyn lig zagranicznych podpowiada – Ousmane Dembele, Krzysztof Piątek, a nawet upadający Mario Gotze. Fani kopania ojczystego również nie powinni być zawiedzeni, a szczególnie ci, których interesują sprawy Legii. Nowy dyrektor sportowy opowiedział o swojej historii oraz tym jak widzi własną pracę w tej roli. Czy zaprowadzi w niej większy porządek?
PRZEGLĄD SPORTOWY
Na początek duża rozmowa z Radosławem Kucharskim, dyrektorem sportowym Legii.
– Co jest większym wyzwaniem – bycie dyrektorem sportowym Legii, czy skautem Manchesteru United i dlaczego w angielskim klubie pracował pan tylko cztery miesiące?
– Zatrudnienie w Anglii było ogromnym wyróżnieniem i startowałem z niskiego pułapu, a doszedłem do United. Kiedy dla nich skautowałem, miałem wrażenie, że stać mnie na każdego piłkarza, którego oglądam. W Legii muszę być realistą, a nie marzycielem. Wyzwanie jest większe, bo tutaj miałem i mam wpływ na decyzje. A ja lubię odpowiedzialność i chcę kształtować wygląd Legii. Mam silniejszą pozycję niż a Manchesterze (…)
– Do Legii trafił Andre Martins – ile razy oglądaliście Portugalczyka zanim zaproponowaliście mu kontrakt? Chciał go Sa Pinto, ale czy znaliście go wcześniej?
– W przypadku kilku transferów w ostatnich latach bazowaliśmy na wiedzy trenera. Raz wychodziło lepiej – z Ofoe i Moulinem. Raz gorzej. Nie znamy wszystkich piłkarzy, których polecają szkoleniowcy, ale słuchamy i podpowiedzi. Trener Sa Pinto pracował z Martinsem, a Besnik Hasi z Vadisem. Portugalczyk to inny profil środkowego pomocnika od tych, których mamy. Ostatni mecz zagrał w kwietniu i trochę potrwa, zanim nadrobi zaległości i będzie gotowy na 90 minut. Dobrze czyta grę, szybko podejmuje decyzje. Powinien być wzmocnieniem.
Następnie kilka ligowych tematów:
– historia Adnana Kovacevicia z Korony Kielce.
– Żurkowski wrócił do treningów i ponoć jest szansa, by w już w niedzielę zagrał z Jagiellonią.
– Śląsk zanotował najgorszy start w lidze od 8 lat.
– Dawid Pakulski z Zagłębia Lubin może dostać dużą szansę pod nieobecność Alana Czerwińskiego
Na kolejnej stronie tekst o tym, jak kluby zaczynają tłumaczyć szkolenie młodzieży w swoich akademiach.
Wyzwania? Wszyscy zgadzają się, że wciąż trzeba pracować nad poprawą bazy. Bardzo dużo do zrobienia jest we Wrocławiu, sporo w Legnicy, nawet w Lechu, który ma dobre obiekty we Wronkach i Popowie, ale chciałby mieć więcej boisk w Poznaniu przy Bułgarskiej. W Zagłębiu baza szkoleniowa skupiona w jednym miejscu (obok głównego stadionu) jest najlepsza w Polsce, ale tam również zamierzają ją powiększać. W szkoleniu profesjonalna infrastruktura jest kluczem i na szczęście w dyskusji o polskim futbolu przestaje być pustym sloganem.
Dziś w „PS” znajdziemy magazyn lig zagranicznych, a w nim wywiad z Michaelem Coxem, prowadzącym „Zonal marking”, a także autorem świetnie przyjętej książki o ewolucji Premier League. Rozmawiał z nim Przemysław Rudzki.
– Dla mnie to książka o tym, jak indywidualności zmieniają całą ligę. O Cantonie, o innych piłkarzach, ale też menedżerach i tutaj chciałem cię zapytać o najważniejszą rzecz: kto jest najlepszym menedżerem w historii Premier League i dlaczego według ciebie Arsene Wenger?
– Myślę, że jeśli chodzi o wpływ, jaki wywarł, piętno jakie odcisnął na lidze, to prawdopodobnie jest Wenger. Przyszedł w okolicznościach, kiedy jedynym zagranicznym menedżerem był Ruud Guliit, którego znaliśmy i wiedzieliście, że był wielkim piłkarzem, grał dla Chelsea. Wenger przybył z Japonii, nawet dzisiaj wzięcie menedżera z Japonii byłoby czymś szalonym. A to był duży krok do przodu. Wówczas nikt go tak naprawdę nie znał. Był zupełnym outsiderem. Ale myślę, że jeśli chodzi o zatrudnianie zagranicznych piłkarzy, diety, chęć grania ofensywnego futbolu z szybkimi napastnikami może nie był najbardziej utytułowanym trenerem, lecz na pewno takim, który w tych elementach wpłynął na te ligę bardziej niż inni.
Następnie znajdziemy tekst o Ousmane Dembele, którego Ernesto Valverde uczynił ważnym graczem zespołu. A przede wszystkim efektywnym graczem.
Aż 27 meczów w poprzednim sezonie opuścił Francuz z powodu kontuzji – we wrześniu zerwał mięsień dwugłowy w lewej nodze, później w styczniu naderwał mięsień półścięgnisty uda w tej samej nodze. Kiedy już wracał do gry wyglądał chaotycznie, jakby zupełnie nie rozumiał o co chodzi w założeniach taktycznych Ernesto Valverde. Leo Messi na boisku musiał na niego krzyczeć i wskazywać mu palcem w jakie sektory powinien wbiegać, kiedy robi mu miejsce (…) Kibice Blaugrany czekali miesiącami, ale w końcu udało się wkomponować go w drużynę mistrza Hiszpanii. Teraz kiedy wchodzi w pierwszym składzie, błyszczy – z 15 golu strzelonych przez Barceloną w takich meczach miał udział przy 12. I co najważniejsze, zagrania Dembele zazwyczaj są kluczowe. Jego trafienia gwarantowały zwycięstwa z Sevillą w Superpucharze Hiszpanii (2:1) oraz z Realem Valladolid (1:0) i Realem Sociedad (2:1) w lidze. Z PSV Eindhoven (4:0) w Lidze Mistrzów uspokoił sytuację drugim golem, ale też pokazał, że zyskał dużo luzu i swobody.
Mamy też duży materiał o Pawle Kieszku, który świetnie odnajduje się w Segunda Division.
Przed startem rozgrywek okazało się, że Cordoba nie może zgłosić go do gry. Powód? Przekroczony limit płac, narzucony przez władze ligi. – Zaczęło się od tego, że latem dwa razy przedłużałem kontrakt. Pierwszy raz stało się to automatycznie, bo taki miałem zapis w umowie. A następnie klub zaproponował mi podwyżkę i kolejne rok gry. I tego liga już nie zaakceptowała – relacjonuje golkiper. Miał dwa wyjścia: albo co najmniej do stycznia trenować bez możliwości grania, albo szukać nowego klubu. Zgłosiła się Malaga. Musiał się spakować w półtorej godziny i błyskawicznie stawić w klubie. Po zaledwie jednym treningu został włączony do kadry meczowej. Pod nieobecność Munira, pierwszego bramkarza, zdążył zagrać już w lidze i pucharze. – W całej tej sytuacji, mimo dużego zamieszania, zmiana wyszła mi na dobre. Malaga walczy o awans, a z Cordobą grałbym o utrzymanie. Ok, może w tym momencie nie jestem pierwszym wyborem trenera, ale po prostu muszę przestawić się na tutejsze mocniejsze treningi.
Na kolejnych stronach teksty o Mario Gotze, a raczej jego upadku jako złotego dziecka niemieckiej piłki. Obok zaś artykuł o chłopaku, który, wręcz przeciwnie, znajduje się na fali wznoszącej.
Nie było w nowożytnej erze calcio napastnika, który do tego stopnia zaimponowałby początkiem po transferze na włoskie boiska. A kilku znanych się przewinęło. Nawet Cristiano Ronaldo ma problemu w Juventusie, a Piątek strzela wszystkim rywalom jak leci, głową, prawą, lewą nogą w początkach i końcówkach spotkań (…) Trzy gole w czterech meczach to dobry wynik, którego mogą mu pozazdrościć Batistuta, Bierhoff, Cavani czy Andrij Szewczenko (2). Trzeba oczywiście pamiętać, że Piątek cztery z trafień zaliczył w Coppa Italia z III-ligowym Lecce, ale nawet bez tych goli byłby lepszy od wszystkich poza Van Bastenem.
Mamy też felietony.
– Tomasz Ćwiąkała pisze o „zamachu na tradycje” w kontekście rozgrywania meczów LaLigi w USA
– Tomasz Włodarczyk o znaczeniu czerwonej kartki dla Ronaldo
– Mateusz Borek o występach Polaków w europejskich pucharach
– Krzysztof Stanowski o reakcji Wisły Kraków na reportaż Szymona Jadczaka z TVN-u.
Przepraszam bardzo, ale mnie się wydaje, że jeśli nie masz nic do ukrycia, rozmawiasz z każdym dziennikarzem i odpowiadasz na każde pytanie. I w ten sposób, merytorycznie, konsekwentnie, dzień po dniu wybijasz drugiej stronie argumenty. Wyrok jest jedynie przyjemnym zwieńczeniem konfliktu, ostatnim pchnięciem szpadą. Takim „fatality” – jak to nazwano w jednej z popularnych gier komputerowych. A scenariusz odwrotny, w którym dajesz się okładać dwa lata, obserwujesz odpływ sponsorów i wyczekujesz korzystnego wyroku? Zdaje mi się, że możesz tego wyroku nie doczekać, a przynajmniej nie na dotychczasowym stanowisku. Zapowiedź skierowania sprawy do sądu, ale bez wyjaśniania sprawy publicznie, wygląda na zwykłe kupowanie czasu. Rachunek za ten zakup może być sowity.
SUPER EXPRESS
Rozmówka z Petterim Forsellem.
– Dwa gole z Jagiellonią, po jednym z Lubinem i z Płockiem. To twój dorobek w ostatnich spotkaniach, a w sumie osiem spotkań i pięć goli w tym sezonie. Idziesz na swój strzelecki rekord? – Dobrze by było. Do tej pory mój najlepszy sezon to 11 goli w lidze fińskiej, ale ona jest słabsza niż polska. Skoro już na początku ekstraklasy mam pięć trafień, to dorobek poniżej 10 byłby rozczarowaniem.
– Skąd tak dobra forma? Zmieniłeś coś? Schudłeś? Nieraz zarzucano ci nadwagę…
– Zapewniam, że moje ciało nie składa się tylko z tłuszczu, nie jestem grubasem. Może nie jestem najszczuplejszą osobą na świecie, ale bez przesady. Jestem silny, dobrze przygotowany fizycznie. Moja forma pod każdym względem jest dobra. Chciałbym tylko dołożyć jeszcze trafienie z rzutu wolnego. Te wolne są coraz lepsze, ale w tym sezonie jeszcze w ten sposób gola nie zdobyłem. Czuję jednak, że ten moment nadchodzi.
Obok inna rozmówka, z Flavio Paixao, który właśnie otworzył biznes w Portugalii.
– Czym się dokładnie zajmujesz?
– W Portugalii pracuje dla mnie 10 osób. Otworzyłem biuro w Cascais pod Lizboną, jedno z najbardziej luksusowych miejsc w Portugalii. Zajmujemy się kupowaniem, sprzedawaniem, budowaniem i wynajmowaniem domów i apartamentów. Doszedłem do wniosku, że to biznes dla mnie. Wkrótce chcę otworzyć kolejne biura: w Lizbonie i Algarve. Sprzedajemy domy, a na specjalne życzenie klientów budujemy też od podstaw. Zainteresowanie jest coraz większe, z Polski również. Jeśli ktoś chce kupić czy zbudować w Portugalii dom, to zapraszam do mojej firmy.
– Wcześniej zajmowałeś się produkcją legginsów. To aktualne?
– Nie, dałem sobie z tym spokój. Za dużo czasu temu poświęcałem, a za mało było efektów. To jednak nie moja bajka, nie znałem rynku. Nieruchomości to co innego, na tym się znam.
GAZETA WYBORCZA
Ani słowa o piłce. Mamy za to tekst o wczorajszej porażce polskich siatkarzy w starciu z argentyńskimi.
Fot. NewsPix.pl