Czego zawodnik, który jeszcze niedawno grał w najlepszym klubie we wschodniej Europie, a szatnię dzielił z takimi gwiazdami, jak Mchitarian, Willian czy Douglas Costa szuka w Legnicy? Dlaczego Ekstraklasa jest atrakcyjną ligą dla zawodników z Ukrainy? Jak żyje się na piłkarskiej emigracji wymuszonej wojną? Kiedy ostatni raz był w Doniecku i co czuje, gdy dziś patrzy na zdjęcia stadionu, na którym niegdyś smakował Ligi Mistrzów przy pełnych trybunach? Czy chciałby jeszcze raz spróbować sił w dużym klubie? To tylko część tematów, o których pogadaliśmy z Antonem Kanibołockim, bramkarzem Miedzi Legnica, który w piłce sporo widział i przeżył, a dziś spróbuje zatrzymać napastników warszawskiej Legii. I choć do jego gry wciąż można mieć zastrzeżenia, to wcale nie jest w tej rywalizacji bez szans.
Totolotek oferuje bonus na start za rejestrację!
Złośliwi powiedzą, że po trzydziestce nagle zdecydowałeś się wrócić do piłki.
Powiedzieć można wszystko, na co ma się ochotę. Szczerze mówiąc, nie za bardzo zwracam na to uwagę. Do Miedzi przyszedłem po to, żeby grać i jestem zadowolony, że podjąłem taką decyzję. Mam miejsce w wyjściowym składzie, czuję się świetne, więc udało mi się zrealizować cel, który sobie postawiłem.
Przenosząc się z Szachtara do Karabachu mówiłeś to samo.
No tak, ale sprawy ułożyły się przeciwnie do moich oczekiwań. Nie było więc sensu dłużej tam siedzieć, choć mogłem, bo miałem jeszcze rok kontraktu.
Duża jest różnica między Karabachem a Miedzią?
Zacznijmy może od tego, że poziom polskiej ligi jest dużo wyższy, niż azerskiej. Oczywiście w Karabachu gra wielu bardzo dobrych zawodników, ale tutaj też mamy niezłych chłopaków.
A jak w takim razie Ekstraklasa wypada na tle ligi ukraińskiej? I tej dzisiejszej, i tej z najlepszego okresu.
Teraz, jak wiadomo, na Ukrainie nie jest najlepiej. Poziom mocno poszedł w dół, nie ma nawet co porównywać z latami 2012-2013. Myślę, że obecnie Ekstraklasa jest trochę lepsza od Premier Lihi. Oczywiście na Ukrainie są dwa zespoły, które zawsze są silne, ale pozostałe mają problemy.
Czyli nie chciałeś wracać na Ukrainę?
Piłka ligowa na Ukrainie powoli się odradza, ale dla mnie priorytetem była liga zagraniczna. Nie miałem też konkretnych ofert i wyszło tak, że ostatecznie trafiłem do Miedzi.
Piłka na Ukrainie faktycznie ma się lepiej, ale nadal zmaga się z dwoma problemami. Chodzi o pieniądze i sytuację polityczną. Sęk w tym, że jeden wynika z drugiego.
No tak, to ze sobą mocno powiązane. W obecnej sytuacji właściciele i prezydenci klubów mają całą masę zmartwień i nie jest im tak lekko, jak wcześniej.
Śledziłeś aferę korupcyjną, którą kilka miesięcy temu przetoczyła się przez ukraiński futbol?
Jasne, czytałem o tym trochę, ale nic więcej raczej nie mogę powiedzieć.
Pytam, bo ta afera dotyczyła głównie mniejszych klubów, a ty poza Szachtarem grałeś przecież w Dnipro i Krywbasie. Ktoś składał ci kiedyś jakieś propozycje?
Nigdy. Z reguły działa to zresztą trochę inaczej. Piłkarze czy cały zespół nigdy nie uczestniczą w takim procederze. To wszystko zakulisowe gierki ludzi funkcjonujących w strukturze danego klubu, ale oni sami decydują, jak chcą się prowadzić.
Z tymi zakulisowymi gierkami miałeś też do czynienia podczas transferu do Szachtara? W Dnipro mieli do ciebie pretensje i z całą operacją były problemy.
Nie powiedziałbym, że problemy. Wszystko działo się latem, kontrakt miałem wówczas ważny jeszcze przez pół roku, ale złożyło się tak, że zgłosili się po mnie przedstawiciele Szachtara. A ponieważ nikt z Dnipro nie rozmawiał ze mną na temat przedłużenia umowy, to podpisałem wstępny kontrakt z Szachtarem. W starym klubie zrozumieli, że nie ma sensu trzymać mnie do końca i na poziomie prezesowskim dogadali się z nowym, żebym mógł przejść wcześniej. Potem pytali mnie wprawdzie dlaczego tak postąpiłem, ale powiedziałem im tylko, że skoro z ich strony nie było żadnych rozmów i konkretów, to – jak każdy – pomyślałem o swojej przyszłości. Życzę każdemu ukraińskiemu piłkarzowi, żeby zgłosił się po niego Szachtar albo Dynamo.
Mimo wszystko nie bałeś się, że po tym transferze twoja kariera wyhamuje?
Nie, nie myślałem o tym. Nie rozumiem zresztą dlaczego miałbym zrezygnować z takiej oferty. W imię czego? W imię jakiej alternatywy? Żeby grać za jakiś inny klub i niczego nie osiągnąć? Moim marzeniem zawsze było zostać mistrzem Ukrainy i udało mi się to marzenie spełnić. Bardzo się z tego cieszę.
Z drugiej strony byłeś wtedy na fali wznoszącej, media rozpisywały się o twoim talencie i świetlanej przyszłości, a po transferze trafiłeś na ławkę zamiast do bramki. Andrij Pjatow już wówczas miał bardzo mocną pozycję.
Trochę grałem, choć na pewno nie tyle, ile chciałem, ale tak decydował trener. Andrij był doświadczonym bramkarzem i pierwszeństwo było po jego stronie.
Jaki to w ogóle jest bramkarz? Z reguły broni dobrze, ale kilka razy w newralgicznych sytuacjach nie ustrzegł się prostych błędów, które do teraz mu się wytyka.
To świetny bramkarz i świetny człowiek. Na pewno nie można powiedzieć, że w tej drużynie znalazł się z przypadku. Myślę, że zasłużył na wszystko, co udało mu się osiągnąć. Reszta to tylko rozmowy i teksty dziennikarzy, którzy wszystko nakręcają.
Dużo się od niego nauczyłeś?
Oczywiście. Odkąd tylko pojawiłem się w zespole cały czas go podpatrywałem i starałem się jak najwięcej nauczyć.
Czyli co? Pjatow jest lepszy od Szowkowskiego, którego zawsze nazywałeś swoim idolem?
Szowkowski to mój wzór do naśladowania. Od małego oglądałem mecze Dynama Kijów i zawsze zwracałem na niego szczególną uwagę.
Po tych latach spędzonych w Szachtarze masz wrażenie, że grałeś w topowym europejskim zespole?
Szachtar już dawno udowodnił, że jest zespołem z bardzo wysokiego poziomu. Przecież niemal co sezon gra w Lidze Mistrzów. Popatrz, jaka jest polityka klubu. Ściągają tam wielu utalentowanych zawodników, ale na tym się nie kończy, bo sprzedają ich do innych zespołów. Zarabiają na tym pieniądze i w ten sposób pracują na swój wizerunek i mówi o nich cała Europa. A do tego Szachtar swoją grą pokazuje, że jak najbardziej jest topowym zespołem.
Ostatnio filozofia trochę się jednak zmieniła. W Szachtarze jest nieco więcej młodych zawodników, jak Kowałenko, Matwijenko i inni, którzy pełnią ważne role w zespole.
To nieodłączna część procesu organizacji zespołu. W Szachtarze faktycznie jest wielu młodych ukraińskich piłkarzy, którzy nawet na tle świetnych Brazylijczyków prezentują się bardzo dobrze.
Najlepszy piłkarz z jakim grałeś w Szachtarze?
Było ich tak wielu, wszyscy świetni… Długo mógłbym wyliczać. Cieszę się, że dzisiaj grają na najwyższym poziomie. I Henrich Mchitarian, i Willian, i Fernandinho czy Douglas Costa.
Szachtar bardzo zmienił się w momencie wybuchu wojny?
Nie można powiedzieć, że się zmienił. Zmieniły się po prostu warunki, gdy zespół przeniósł się do Kijowa. Przez pierwszy rok ciężko było nam się zaadaptować się do nowej rzeczywistości. Szczególnie ci, którzy większość życia spędzili w Doniecku nie mieli łatwo. Poważnych problemów jednak nie było. Mieliśmy wszystko, co potrzeba do treningów, regeneracji i tak dalej. Ciężkie były jedynie nieustanne przeloty, bo można powiedzieć, że cały czas graliśmy na wyjeździe. Na nasze domowe mecze jeździliśmy do Lwowa czy Charkowa.
Zdarzyła się jakaś niebezpieczna sytuacja?
Nie, absolutnie. W czerwcu 2014 roku, kiedy w Doniecku zaczęło być niebezpiecznie, zapadła decyzja, aby po letniej przerwie zespół zebrał się już w Kijowie. Żadne zagrożenie więc nam nie groziło.
Zagraniczni piłkarze chcieli jednak uciekać z klubu.
Oglądali albo czytali wiadomości i na tej podstawie wysnuwali swoje wnioski. Wszystko, co widzieli wydawało im się nierealne. Cała ta wojna, bombardowania… Zagraniczni zawodnicy zwyczajnie martwili się o bezpieczeństwo swoje i swoich rodzin.
Niektórzy z nich nie chcieli wracać wówczas do klubu i dużo mówiło się ot tym, że po prostu próbują wykorzystać sytuację i zerwać swojej kontrakty. Ne oszukujmy się, dla nich gra w Szachtarze nie oznaczała tego samego, co dla ciebie.
Być może. To jednak indywidualne sprawy każdego zawodnika. Każdy chce czuć się dobrze i kiedy coś idzie niezgodnie z jego planem, to dąży do wprowadzenia zmian.
Kiedy ostatni raz byłeś w Doniecku?
Wtedy, gdy przenosiliśmy się do innego miasta. To był 2014 rok.
Obserwujesz, co teraz dzieje na terenie Donbasu?
Tak, pewnie. Mam przyjaciół, którzy ciągle tam mieszkają. Kontaktujemy się ze sobą, rozmawiamy i to od nich wiem, że w Doniecku życie toczy się normalnie. Zwłaszcza w centrum miasta nie widać, że dzieje się tam coś niedobrego albo jest niebezpiecznie. Cała ta gra toczy się gdzieś na granicach miasta. W centrum ludzie chodzą do restauracji i funkcjonują zwyczajnie.
Świat chyba trochę przestał interesować się sytuacją na Ukrainie. Kilka la temu o tej wojnie mówiło się bardzo dużo, teraz, choć trwa nadal, temat pojawia się zdecydowanie rzadziej.
Jeśli o mnie chodzi, to nie bardzo interesuję się polityką i szczerze mówiąc, nie zastanawiam się już co i jak, kto ma rację, a kto jest winny. Chciałbym, aby jak najszybciej wszystko się zakończyło, aby podjęto jakąś decyzję, którą zadowoli ludzi żyjących w Donbasie oraz resztę kraju. Obecną sytuacją wszyscy są już zmęczeni, bo to ciągłe oczekiwanie na nie wiadomo co. Trwa to już od czterech lat i naprawdę nikt nie ma pojęcia, jak długo jeszcze tak będzie. A ludzie chcą po prostu pokoju.
Potwierdza się, że wojna jest tragedią zwykłych ludzi.
Tacy zawsze cierpią najbardziej. Wszyscy politycy i inni ważni ludzie nigdy nie odczują tego dramatu. Oni siedzą w swoich gabinetach i próbują kierować różnymi procesami. A w tym czasie zwykli ludzie patrzą, jak wszystko wybucha. Jak umiera się na ulicy.
Szachtar jeszcze wróci do Doniecka?
Wszyscy mają taką nadzieję. Donieck to ładne miasto z ładnym stadionem, którym aktualnie nikt się nie zajmuje. Rozmawiałem z moimi przyjaciółmi, którzy powiedzieli mi, że cały czas stoi, ale jest bardzo zapuszczony i zaniedbany. Ja, kiedy dziś patrzę na zdjęcia Donbas Areny, czuję żal. Od razu przypominają mi się mecze Ligi Mistrzów, podczas których stadion wypełniał się po brzegi, a do Doniecka przyjeżdżały największe europejskie firmy. Na wspomnienie tego jest mi po prostu przykro.
A jak wspominasz same mecz w Lidze Mistrzów? Za wiele nie pograłeś, ale udało ci się wystąpić chociażby w spotkaniu z naszpikowanym gwiazdami PSG.
To są wyłącznie pozytywne emocje. Każdy piłkarz marzy o tym, by zagrać w Lidze Mistrzów, zmierza do tego. To jeszcze jeden cel, który udało mi się zrealizować i bardzo się z tego cieszę
Zdziwiłeś się, gdy Mircea Lucescu, legenda Szachtara i całego Donbasu, w pewnym momencie podpisał kontrakt z Zenitem Sankt Petersburg i przeniósł się do Rosji, która zaatakowała Ukrainę?
No cóż, zawsze znajdą się zwolennicy, ale też przeciwnicy konkretnych decyzji, którzy będą cię wyzywać i złorzeczyć. Wszystkim nie dogodzisz. Ale przecież każdy myśli o swojej przyszłości. Mircea dostał taką propozycję i postanowił z niej skorzystać.
To najlepszy trener, jakiego miałeś? Najważniejszy w twojej karierze?
Można tak powiedzieć. W końcu to on uwierzył we mnie, sprowadził do zespołu, a potem dał szansę. Jestem mu wdzięczny za to, że trafiłem do Szachtara.
Z przymrużeniem oka można powiedzieć, że w Legnicy dostajesz namiastkę tego, co poznałeś w Doniecku. Dominik Nowak też preferuje ofensywną piłkę i chce, by jego zespół dominował nad przeciwnikiem.
Rzeczywiście trochę tak jest, ale piłka nożna przecież nie stoi w miejscu. Gdy Mircea Lucescu wdrażał w Szachtarze filozofię otwartej, ofensywnej piłki, była to swego rodzaju nowość, a dziś coraz więcej zespołów próbuje grać w ten sposób. Futbol po prostu idzie do przodu, rozwija się.
Przyjeżdżając do Polski nie miałeś żadnych obaw? W końcu i na Ukrainie, i w Azerbejdżanie grałeś w największych tamtejszych klubach. Tutaj przyszedłeś do zespołu, który dopiero awansował do elity.
Kiedy zdecydowałem, że nie chcę zostać w Karabachu i nie widzę tam dla siebie przyszłości, chciałem trafić w takie miejsce, gdzie mi się spodoba. Nie patrzyłem na to, jakie są różnice pomiędzy konkretnymi klubami, chciałem tylko grać. Polska liga jest wystarczająco silna, by się wybić, a na meczach pojawia się wielu zagranicznych skautów, którzy obserwują piłkarzy. To jest ważne, bo pozwala się pokazać i dzięki temu chce ci się jeszcze bardziej.
Legia faworytem meczu w Legnicy. Totolotek za jej zwycięstwo płaci 2,45
W ostatnim czasie w Ekstraklasie pojawiło się wielu ukraińskich piłkarzy, ale z jakichś powodów większości tutaj się nie udało i na Ukrainę wrócili z podkulonym ogonem. Przykładem może być chociażby Walerij Fedorczuk, twój kumpel z Dnipro. Radziłeś się go przed transferem?
Nie, nie kontaktowaliśmy się, ale za to dużo rozmawiałem z Kubą Rzeźniczakiem, z którym grałem w Karabachu. To właśnie od powiedział mi, że tutaj pojawia się wielu zagranicznych skautów, a i liga pod każdym względem jest lepsza od azerskiej.
Polska szatnia mocno różni się od ukraińskiej?
Są elementy, w których faktycznie się różni. Przykładowo tutaj przed każdym meczem ustawiamy się w kręgu, próbujemy się wzajemnie zmotywować, napędzić. Wcześniej nigdzie się z tym nie nie spotkałem.
Zapytałem o to, bo dużo mówi się, że na Ukrainie przez szatnię przelewa się morze alkoholu. Witalij Bałaszow, który kiedyś grał w Wiśle Kraków, twierdził, że na Ukrainie pije się w każdym zespole. Sam zresztą tankował ile fabryka dała.
Wiadomo, są zawodnicy, którzy nie mają nic przeciwko temu, żeby się napić, ale przecież każdy decyduje za siebie. Ogólnie myślę jednak, że piłkarz musi przede wszystkim dobrze pokazywać się na boisku, odpracować swoje, wypełniać polecenia trenera. To co robi poza boiskiem jest już jego prywatną sprawą. O ile nie przesadza.
Wspominasz jeszcze czasem sytuację z meczu z Aleksandrią, kiedy uderzyłeś kibica. To zdaje się też sprawa związana z alkoholem, bo gość, który do ciebie skakał, był pijany.
Sam widziałeś, choć raczej dotyczy do organizacji meczu i zapewnienia bezpieczeństwa w jego trakcie. Ale takie coś może tak naprawdę zdarzyć się w Anglii, w Niemczech. wszędzie. Myślę, że w gruncie rzeczy była to normalna reakcja, choć pewnie lepiej wyszłoby, gdybym zachował się trochę inaczej.
No wiesz, masz ksywę Kanibal. To zobowiązuje.
Nazwiska sobie nie wybierasz, ksywy w sumie też.
Jesteś zadowolony ze swojej dotychczasowej gry w barwach Miedzi? Uwagę przykuły twoje problemy na przedpolu i bardzo dobra postawa na linii. Czujesz, że możesz poprawić się w tym pierwszym zakresie?
Zawsze trzeba dążyć do tego, żeby grać lepiej. Staram się podnosić swoje umiejętności nie tylko w grze na linii czy na przedpolu, ale też aspekcie pomocy obrońcom i nie sądzę, że powinienem uczepić się tylko jednej kwestii.
Nadal marzysz o reprezentacji?
Raczej nie siedzę i nie rozpływam się w marzeniach. Ale jeśli pojawi się taka możliwość, to świetnie będzie pojechać na zgrupowanie.
Gra w Ekstraklasie może do tego przybliżyć? Miałeś już jakiś sygnał, że ktoś ze sztabu trenerskiego cię obserwuje?
Nie liczę na to, że ktoś specjalnie przyjedzie, aby obejrzeć mnie w akcji. Zawsze trzeba jednak grać na sto procent, prezentować najwyższą formę, bo może jakoś się to ułoży. Kiedy o piłkarzu dużo się mówi, to selekcjoner na pewno zwróci na niego uwagę.
Konkurencję masz jednak sporą. Jest Pjatow, Łunin…
I Denis Bojko. Ale taka sytuacja jest praktycznie w każdej drużynie narodowej.
Dobrze żyje ci się w Legnicy? Raczej nie jest to Donieck ani tym bardziej Baku czy Kijów.
Tak, to ciche i spokojne miasto. Nie ma tu tej wielkomiejskiej bieganiny i chaosu, z którymi możesz się zetknąć choćby w Kijowie. Czasem bywa jednak trochę nudno. Baku też wygląda zupełnie inaczej. Powstaje tam dużo nowoczesnych budynków, miasto doprowadzono do świetnego stanu, niczego tam nie brakuje. To po prostu metropolia, miasto na światowym poziomie.
A liczysz na to, że Miedź będzie tylko przystankiem i uda ci się przejść stąd do lepszego klubu?
Zawsze dąży się do tego, aby iść do przodu. Gdyby była taka możliwość i przykładowo pojawiłaby się oferta z klubu, który gra w europejskich pucharach, to czemu nie?
Fot. FotoPyK