Reklama

Cafu dał do wiwatu. Legia wypunktowała Miedź

redakcja

Autor:redakcja

22 września 2018, 23:18 • 3 min czytania 136 komentarzy

Biorąc pod uwagę styl gry Miedzi Legnica, zakładaliśmy, że jej starcie z Legią będzie bardzo interesujące. I było, ale z kiepskim finałem dla gospodarzy, którzy doznali najwyższej porażki w sezonie. Po czterech meczach bez gorzkiej pigułki, dziś musieli przełknąć podwójną porcję. 

Cafu dał do wiwatu. Legia wypunktowała Miedź

Wynik jest trochę mylący, bo sugeruje, że goście z Warszawy królowali na stadionie beniaminka i przewyższali go o dwie klasy. To faktycznie miało miejsce, ale dopiero po godzinie gry. Do tego momentu mieliśmy bardzo wyrównany mecz, chwilami nawet ze wskazaniem na Miedź. Gdyby zaraz po wyrównaniu przez Petteriego Forsella (już szósty gol w sezonie), Marquitos wykorzystał idealną sytuację, mogłoby się skończyć zupełnie inaczej. Hiszpan jednak posłał piłkę nad poprzeczką i chyba jeszcze trochę siedziało mu to w głowie, bo po zmianie stron spuścił z tonu.

Marquitosowi podawał Paweł Zieliński. Było to jedno z jego niewielu udanych zagrań. W defensywie brat Piotra grał fatalnie, jego stroną rywale pozwalali sobie na wiele, a w drugiej połowie mieli wręcz autostradę. Najbardziej zawiódł jednak Rafał Augustyniak. Ostatnio mu żre, mówi się nawet o powołaniu do reprezentacji, więc ten występ okazał się dla niego kubłem zimnej wody. Pomocnik legniczan zaczął obiecująco, wygrywał siłowe starcia w środku pola, z czego słynie. Cóż jednak z tego, skoro dwukrotnie zawalił w kluczowych momentach. Kompletnie zdrzemnął się po dośrodkowaniu Carlitosa, co sprytnie wykorzystał Cafu. W 55. minucie z kolei Augustyniak wyciągnął rękę w momencie strzału Cafu, został trafiony piłką i po analizie powtórek Tomasz Musiał musiał – nomen omen – wskazać na rzut karny. Michał Kucharczyk wykonał go na dużym farcie, strzał będący nieudolną kopią Panenki jakimś cudem przeszedł między nogami Kanibołockiego.

Ukraiński bramkarz zaczął od efektownej interwencji po rzucie wolnym Carlitosa, ale w drugiej odsłonie zaprezentował się z możliwie najgorszej strony. Już przy płaskim strzale Carlitosa na 3:1 (Dominik Nagy kapitalnie asystował piętą) chyba mógł zrobić więcej, a po uderzeniu Cafu z dystansu zwyczajnie się skompromitował. Wyglądało to, jakby specjalnie uchylił się, żeby nie dostać piłką. Jak na razie Kanibołockyj na polskich boiskach funduje nam więcej kabaretu niż poważnego bronienia.

Po bramce z karnego Miedź straciła rezon, zwłaszcza że zmiany przeprowadzone przez Sa Pinto okazały się dużo lepsze niż te Dominika Nowaka. Z dobrej strony pokazał się Andre Martins, a Jose Kante zdążył zapisać na swoje konto asystę. Bohaterem dnia jest jednak Cafu: dwa gole, po jego strzale podyktowano jedenastkę, do tego bardzo dobra robota w środku pola. Dzięki niemu oraz błyskom Carlitosa i Nagy’a, udało się zatuszować słabszą postawę Kucharczyka, Szymańskiego czy Stolarskiego, któremu do przerwy mogło się zakręcić w głowie po pojedynkach (najczęściej przegranych) z Henrikiem Ojamą.

Reklama

Legia zdaje się wracać do równowagi. Widać już pierwsze efekty pracy Sa Pinto, czyli lepsze przygotowanie fizyczne i bardziej poukładaną grę. Miedź byłaby w czubie tabeli, gdyby mecze kończyły się po 45 minutach. Podopieczni Nowaka w drugich połowach stracili aż 12 z 16 goli, jakby sami nie wytrzymywali tempa, które narzucają od pierwszego gwizdka.

[event_results 525674]

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

136 komentarzy

Loading...