Reklama

W zeszłym sezonie Legia kupiła 16 piłkarzy. Obecnie gra dwóch…

redakcja

Autor:redakcja

21 września 2018, 15:49 • 4 min czytania 34 komentarzy

Najlepszy ligowy mecz Legii w tym sezonie? Zdecydowanie ten z Lechem, bo – mimo że fajerwerków zabrakło – był to solidny występ w defensywie oraz ogólnie mecz, w którym warszawianie mieli pełną kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami. A i rywal mimo wszystko należał do tych lepszych. Innymi słowy, efekty pracy Ricardo Sa Pinto pomału zaczynają być widoczne. Tak jak i jego pierwsze decyzje personalne oraz ogólny pomysł – lub przynajmniej jego zarys – na tę drużynę.

W zeszłym sezonie Legia kupiła 16 piłkarzy. Obecnie gra dwóch…

To co warszawskich kibiców z pewnością cieszy, to fakt, drużyna wreszcie zaczyna młodnieć (pisaliśmy o tym TUTAJ). Ciekawy jest jednak też inny aspekt, który dodatkowo został podkreślony niedawnym odesłaniem Krzysztofa Mączyńskiego do rezerw. Otóż pomysł Sa Pinto zdaje się opierać o zawodników, którzy a) o dłuższego czasu są w Legii i b) należą do najnowszych nabytków. Innymi słowy, Portugalczyk w minimalnym stopniu korzysta z potężnego zaciągu piłkarzy, jaki Legia przeprowadziła w zeszłym sezonie. Bohaterowie rewolucji kadrowej, o której tak chętnie przypominał w wywiadach chociażby prezes Mioduski, z małymi wyjątkami pełnią dziś w Warszawie marginalne role.

Przyjrzyjmy się 14 piłkarzom, którzy w mniejszym lub większym wymiarze zagrali w niedzielnym meczu z Lechem. Wśród nich mieliśmy 8 zawodników z dłuższym stażem w Legii (Cierzniak, Jędrzejczyk, Wieteska, Hlousek, Kucharczyk, Szymański, Nagy, Radović), 4 nowych (Stolarski, Carlitos, Kante, Martins) oraz 2 sprowadzonych w zeszłym sezonie (Cafu, Antolić). A przy tym warto zauważyć, że dziś w środku pola Legia – poza wprowadzonym na boisko Martinsem – nie ma za bardzo alternatyw wśród zawodników, którzy NIE zostali sprowadzeni w zeszłym sezonie. Spośród defensywnych pomocników do dyspozycji Sa Pinto pozostają jeszcze Philipps oraz odesłany już do rezerw Mączyński czy wciąż kontuzjowany Remy.

Być może też dla kogoś dwóch zawodników na boisku w ostatnim meczu to nie jest wielki argument przeciw transferom z zeszłego sezonu. Warto jednak zauważyć, że wtedy do Warszawy sprowadzono aż 16 piłkarzy. Latem byli to: Sadiku, Pasquato, Hildeberto, Mączyński, Astiz i Moneta, a zimą: Antolić, Vesović, Eduardo, Remy, Mauricio, Philipps, Cafu, Iloski, Kwietniewski i Kudrjavcevs. A to oznacza, że w ostatnim meczu z Lechem Legii pomogło na boisku zaledwie 12 procent z całego zeszłosezonowego zaciągu.

Patrząc ogólnie, Sa Pinto dał wszystkim piłkarzom czystą kartę, ale pomału zaczyna podejmować decyzje personalne, w których niektórzy legioniści mu pomagają. Astiz został odstawiony po czerwonej kartce z Wisłą Płock, a Philipps po żenującej pierwszej połowie rewanżu z Dudelange (teraz dodatkowo zmaga się z urazem). Pasquato już wcześniej był na wylocie i u Portugalczyka ledwie dwa razy wszedł z ławki, Mączyński został odesłany do rezerw, a Eduardo skreślono z listy zgłoszonych do ekstraklasy (chociaż to akurat nie była decyzja portugalskiego szkoleniowca). Wcześniej z klubem pożegnali się Sadiku, Hildeberto i Mauricio, na wypożyczenie odeszli Moneta i Iloski, a do pierwszego składu wciąż nie zbliżyli się młodzi Kwietniewski i Kudrjavcevs.

Reklama

Być może w niedługim czasie reprezentacja zeszłosezonowego zaciągu w pierwszym składzie Legii powiększy się za sprawą leczących się Remy’ego czy Vesovicia, ale to tylko spekulacje. Francuz od dłuższego czasu pozostaje kontuzjowany, natomiast Czarnogórzec przed urazem grał beznadziejnie i jakoś nie dawał szczególnych argumentów, by teraz nagle miał posadzić na ławie Stolarskiego czy nawet grającego przed nim Kucharczyka.

Patrząc na sprawę z innej strony, zawodnikiem, któremu Sa Pinto zaufał najbardziej jest jego krajan, Cafu – jako jedyny za jego kadencji zagrał wszystko od dechy do dechy. I wydaje się, że to właśnie od niego zaczyna się wyczytywanie składu w szatni. Mając jednak na uwadze bardzo pozytywne słowa, jakie Sa Pinto wypowiedział na temat nowego nabytku warszawian, Andre Martinsa, można zgadywać, że docelowo chce stworzyć w Legii portugalski środek pola. A taki wariant jeszcze bardziej podważyłby wartość transferów z dwóch poprzednich okienek.

Jakkolwiek spojrzeć, Legia wydaje się stawać na nogi. Robi to po rewolucji transferowej w klubie, na którą złożyło się sprowadzenie 16 nowych zawodników w zeszłym sezonie. Ale też to stawanie na nogi jest procesem, który nie polega na systematycznym wdrażaniu zakupionych wtedy piłkarzy, ale bardziej na… odchodzeniu od korzystania z ich usług. I tak jak w Legii od początku rozumieli, że po rewolucji potrzeba czasu, tak chyba w założeniu mieli na myśli coś zupełnie innego.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

34 komentarzy

Loading...