Reklama

Po debiucie byłem tak zły, że przez trzy dni z nikim nie rozmawiałem

redakcja

Autor:redakcja

20 września 2018, 11:16 • 22 min czytania 6 komentarzy

Dzisiejsze starcie RB Lipsk z Red Bullem Salzburg w Lidze Europy jest co najmniej niecodzienne, a tak się składa, że w Ekstraklasie gra piłkarz, który był na liście płac obu tych klubów. Thomas Dähne w wieku 13 lat wyjechał szkolić się do Salzburga, a później został awansowany do drugoligowego wówczas zespołu z Lipska. Nie zawojował ani jednego, ani drugiego. By zacząć wreszcie grać w piłkę odszedł do HJK Helsinki, a dziś broni dostępu do bramki Wisły Płock. 

Po debiucie byłem tak zły, że przez trzy dni z nikim nie rozmawiałem

– Trzy dni po meczu z Górnikiem nie rozmawiałem z nikim. Dosłownie z nikim. Byłem tak zły na siebie. Tak znaczne błędy w jednym meczu nie zdarzyły mi się nigdy. Potem parę razy obejrzałem te bramki… Gówniano to wyglądało, po prostu – mówi o swoim beznadziejnym debiucie w Ekstraklasie, po którym zdołał już udowodnić, że jednak stać go na solidne bronienie. Porozmawialiśmy sobie o trudnej rundzie w Wiśle Płock, pijaństwie w fińskiej saunie, wdrapywaniu się po siatce w Salzburgu i szkoleniu młodzieży na alibi w Lipsku. Zapraszamy. 

***

Choć wiadomo, że mowa o poziomie juniorskim, to niewielu ligowców może o sobie powiedzieć, że odmówiło Bayernowi Monachium. Myślisz sobie czasem, że gdybyś tam poszedł, twoja kariera potoczyłaby się zupełnie inaczej? 

Nie. W ogóle nie. Jestem zdania, że kariery nie da się zaplanować. Jeśli ktoś mówi „co by było, gdyby…”, to tylko spekuluje. Na ten samej zasadzie nigdy nie wiem, co odpowiedzieć, gdy ktoś mnie pyta, gdzie widzę siebie za pięć lat. Nie planuję, w piłce rzeczy dzieją się zbyt szybko. A Bayern? Grałem wtedy w średniej niemieckiej drużynie z regionu i wiedziałem, że muszę postawić krok dalej. W wielu turniejach mierzyłem się z Bayernem i TSV 1860, więc mieli mnie na radarze. W końcu zaproponowali mi przenosiny. W tamtym czasie Bayern wyznawał zasadę, że miejsce w internacie przysługuje ci, jeśli mieszkasz ponad 200 kilometrów od Monachium. Ja mieszkałem 140 – za daleko, by codziennie dojeżdżać, zbyt blisko, by dostać pokój. Myślałem oczywiście o rozwiązaniu szkoła – pociąg do Monachium – trening – powrót, ale byłoby to logistycznie zbyt skomplikowane. Wstawanie wcześnie rano, powrót o 22, na drugi dzień to samo… Nie byłem na to gotowy.

Reklama

Wybór Salzburga, paradoksalnie, oznaczał mniej problemów.

Zadbali o wszystko, co dookoła piłki. Dostałem miejsce w internacie, w szkole, treningi przeplatane zajęciami lekcyjnymi. Szkoła była w ścisłej współpracy z klubem – jeśli ustalano ci dodatkowy trening, byłeś w szkole usprawiedliwiony. Co nie oznacza, że nie kładli nacisku na naukę – jeśli coś szło nie tak w twoich ocenach, mogli zabronić ci trenować. Jeśli ktoś tylko dobrze grał w piłkę, mógł zatem sobie nie poradzić. Mnie też czasami zdarzało się, że byłem zbyt leniwy, by się czegoś nauczyć, no i… dostawałem zakaz przychodzenia na trening, musiałem nadrabiać zaległości w szkole. Ale ogólnie nie miałem z tym większych problemów.

Nie żałujesz. 

Nie żałuję, bo w Salzburgu otrzymałem naprawdę dobre wychowanie i wyszkolenie bramkarskie. Poza tym poznałem przyjaciół, których mam do dzisiaj. W piłce czasami musisz kierować się instynktem, tymi piłkarskim borowaniem w brzuchu. Rodzice mówili: zrób tak, jak czujesz. No i od razu wiedziałem że to dobra opcja.

PLOCK 26.02.2018 SESJA FOTOGRAFICZNA PILKARZA WISLY PLOCK EKSTRAKLASA SEZON 2017/18 --- WISLA PLOCK FOOTBALLER PHOTO SESSION THOMAS DAHNE FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Tak czy inaczej to niecodzienne, by niemiecki piłkarz w młodym wieku wyjeżdżał do innego kraju. W Niemczech macie akademii pod dostatkiem. 

Reklama

To prawda. Szkoła życia, samodzielności. Od 13 roku życia musiałem radzić sobie bez rodziców. Było mi o tyle łatwiej, że mój najlepszy przyjaciel z dziecięcych czasów, Robert Voelkl, dołączył do Red Bulla razem ze mną. Przez liczne problemy z kontuzjami gra teraz w austriackiej drugiej lidze, ale to nie jest poziom profesjonalny, więc rozpoczął dodatkowo karierę trenera. Ważne jest mieć w obcym kraju kogoś w swoim wieku, na kogo zawsze można liczyć. Byłem jeszcze dzieckiem, a w sekundę musiałem stać się w zupełności samodzielny. Samemu prać swoje rzeczy, samemu  potrafić sobie ugotować. Niektórzy młodzi piłkarze w wieku 20 lat wciąż nie wiedzą, jak obsługuje się pralkę.

Yannick Sambea opowiadał mi, że po odejściu z młodzieżowego Bayernu miał problemy z takimi sprawami jak opłacenie rachunków. W klubie wszystko robili za niego.

Nam też naturalnie pomagano, ale w Austrii znaleźli dobry balans pomiędzy pomocą a robieniem za ciebie wszystkiego i podstawianiem pod nos. Gdy 14-latkowi mówisz ciągle, że nie musi robić niczego i ma się skupić tylko na piłce, za kilka lat budzi się w sytuacji, że nie potrafi niczego.

Jakie są austriackie internaty? W Polsce to często skupisko sodówki i patologii. Wielu mężczyzn, hormony buzują, wiele głupich pomysłów. Niekoniecznie to jednak sprzyja rozwojowi. 

Naturalnie w Red Bullu była dyscyplina, ale to normalne, że wpadały do głowy głupie pomysły. Zawsze testujesz granice – jak daleko mogę się posunąć, by nie wywołać konsekwencji. Też zdarzało mi się robić rzeczy, które były zakazane. Obok internatu mieliśmy boisko ze sztuczną nawierzchnią, które było otwarte tylko do 18:00. Wspinaliśmy w kilka osób się przez siatkę, która miała 3-4 metry wysokości, żeby pograć w piłkę do późniejszej pory. Później przychodził dyrektor i zdarzał się niezły ochrzan. To normalne, gdy masz 13 lat nie jesteś Mr Perfekt. Imprezy? Podczas czasu w Salzburgu, właściwie się nie zdarzały, poza wyjątkami, gdy ktoś wracał na weekend do siebie. Mieliśmy wszyscy przekonanie, że bez dyscypliny nie osiągniemy zbyt wiele. W młodym wieku powiedzenie sobie, że nie wychodzę na imprezę, lecz zostaję się pouczyć lub potrenować, jest niezwykle ważne. 95% chłopaków w akademii potrafiło sobie odmówić rozrywkowego życia.

Jak mógłbyś opisać filozofię Red Bull Salzburg i RB Lipsk? Co wpajali wam trenerzy?

Przyszedłem do Red Bulla w 2007 roku, gdy dopiero tak naprawdę powstawał ten klub i ciężko było mówić o jako takiej filozofii. Charakteryzowało nas głównie to, że wszyscy wokół mówili: oho, to ta drużyna, która ma kasę. To prawda – niczego nam nie brakowało, kadra trenerów była bardzo dobra, warunki do treningu także. Mimo to wszyscy musieliśmy mierzyć się z głosami krytyki, że gramy dla drużyny bez tradycji, w której liczą się tylko pieniądze. Trochę nie mogłem tego zrozumieć, bo każdy miał swój cel – zostać piłkarzem pierwszego zespołu. Trenerzy kładli nacisk przede wszystkim na to, że ważna jest codzienna praca. Codziennie musisz potwierdzać swoją postawą, że ty naprawdę dążysz do swojego celu. Wielu piłkarzy żyło wizją, że po dobrej rundzie czy dwóch staną się piłkarzami pierwszej drużyny, a stamtąd są już na dobrej drodze do transferu do Lipska, czyli innego piłkarskiego świata.

Wbrew pozorom Red Bull Salzburg to bardzo rodzinny klub, wcale nie tak duży, jak może się to wydawać. Stawia na młodych piłkarzy i ma w tym momencie świetnego trenera, ale największym problemem tego klubu jest… RB Lipsk, na którym skupiona jest teraz cała uwaga władz. A przecież Salzburg można było zobaczyć w zeszłym sezonie w półfinale Ligi Europy. Zobacz, ilu piłkarzy z Lipska ma przeszłość w Salzburgu. Sześciu, siedmiu z pewnością. W Salzburgu jest wykonana jakaś praca, a potem Lipsk mówi sobie, że chce jakiegoś piłkarza i po prostu jest on transferowany. To nie jest korzystny system dla Salzburga.

PLOCK 05.05.2018 MECZ 34. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2017/18 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: WISLA PLOCK - LECH POZNAN 0:0 THOMAS DAHNE FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Ludzie w Austrii mówili mi, że Red Bull Salzburg nigdy nie będzie – mimo możliwości finansowych – topową drużyną. Zwyczajnie nie ma sensu pompować jeszcze większej kasy w klub, który w lidze poradzi sobie w każdych okolicznościach. Austria Wiedeń czy Rapid musieliby mocno pójść w górę, by to było możliwe.

Kilka lat temu oba kluby dzieliły jednego dyrektora sportowego, Ralfa Rangnicka, i to najlepiej świadczy o tej współpracy. Nawet jeśli wygrywają ligę, mówi się w strukturach, że Salzburg i tak nie jest wystarczająco dobry, by zawojować Europę. W lidze nie masz zbyt wysoko postawionej poprzeczki, a jednocześnie w Europie musisz być gotowy na najwyższy poziom, spotykasz się z drużynami znacznie lepszymi niż na swoim podwórku. To trudne. Szczerze mówiąc, moim zdaniem to nie jest dobra droga, gdy mówisz najlepszym piłkarzom, że marnują się w Salzburgu i mają iść do Lipska. Niby to obie drużyny Red Bulla, ale ten przepływ jest komiczny. Dziwnie się patrzy, gdy dwie niby różne drużyny mają jednego sponsora i te same osoby pociągają za sznurki.

Jak często byłeś obrażany jako piłkarz Salzburga bądź Lipska? 

W Lipsku zdarzało się. W mieście jest nie tylko RB Lipsk, lecz także choćby Lok, który także grał kiedyś na poziomie Bundesligi, ale zbankrutował i dziś tuła się po niższych ligach. Klub z wielką tradycją i świetnymi kibicami. Gdy grałem w drugiej drużynie RB, doszło do derbów miasta z Lok. I wtedy oczywiście krzyczeli „jebać RB” i tym podobne. Na tobie jako piłkarzu nie mogą takie rzeczy robić wrażenia. Zaimponował mi inny protest kibiców. Pojechaliśmy na Union Berlin. Ich kibiców jakieś 17 tysięcy, naszych może tysiąc. Od pierwszej do piętnastej minuty na trybunach panowała totalna cisza. Obejrzałem się za siebie – wszyscy z sektora Unionu mieli czarne stroje, czarne garnitury. Zorganizowali milczący protest przeciwko nam, później weszli z mocnym dopingiem. To pierwszy rok, gdy RB grał na względnie wysokim poziomie, po awansie do 2. Bundesligi.

Gdy jechaliśmy na mecz do jakiejś drużyny z wielkimi tradycjami, mówiono kibicom, że lepiej zostać w domu. W nasz autokar, zdarzyło się, poleciały jakieś butelki. Początkowo też na sektorze gości na stadionie w Lipsku były pustki. Twierdzili, że nie będą wspomagać swoimi pieniędzmi projektu RB.

Teraz sytuacja się unormowała, ale nie mogło być inaczej – piłka w Niemczech jest zbyt wielka, by tak się nie stało. 15 milionów Niemców jest zakochanych w piłce. Trochę jak z PSG albo Manchesterem City – drużyna bez pieniędzy nagle wzrasta. Nie mam nic przeciwko takim drużynom, ale trochę rozumiem ludzi śledzących piłkę przez lata, którzy pamiętają transfery najlepszych zawodników po dwa tysiące marek, a dziś odbywają się one za 200 milionów. Można zwariować.

RB Lipsk postawiło na zdrowe struktury – niby mają wielką kasą, ale ich polityka opiera się na ściąganiu nieznanych młodych piłkarzy i ogrywaniu ich. Salzburg z kolei więcej tych piłkarzy produkuje. Jakie różnice są między tymi klubami?

W RB Lipsk praca z młodymi to tylko takie na alibi. Mają niby drużyny młodzieżowe, ale ci piłkarze później przepadają. Nie stawia się na nich. Wystarczy spojrzeć, ilu wychowanków przebiło się do pierwszej drużyny. Prawie w ogóle. Przed dwoma laty dodatkowo przez koszta zlikwidowano drużynę w rezerw, w której piłkarze mogli się ogrywać, więc ciężko mówić o tym, że to przyjazny klub dla młodego piłkarza.

W Salzburgu z kolei wychowanie przebiega bardzo dobrze. Jestem pewien, że to jedna  z najlepszych akademii w Europie. Wychowali naprawdę wielu piłkarzy, a jeśli ci się nie łapią, są wypożyczani jak ja do FC Liefering. W Salzburgu w pierwszym zespole gra zawsze 4-5 piłkarzy, którzy wychowali się w klubie. Jasne, Lipsk jest większym klubem, gra w lepszej lidze, ale młodemu zawodnikowi polecałbym raczej Salzburg.

PLOCK 15.09.2018 MECZ 8. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2018/19 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: WISLA PLOCK - MIEDZ LEGNICA 2:2 THOMAS DAHNE FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Przeczytałem w niemieckich mediach, że Ralf Rangnick widział w tobie wręcz kandydata na numer jeden w RB. To prawda?

Prawdopodobnie tak. Problem w tym, że wtedy trenerem był Alexander Zorniger, który miał inną wizję. W wielu kwestiach zresztą trener i dyrektor sportowy mieli rozbieżne sposoby myślenia, a pośrodku tej kłótni znalazłem się niestety ja. Układ był taki – w drużynie był jeden wiekowy bramkarz i drugi, który się zapowiadał, ale jeszcze nie prezentował odpowiedniego poziomu. Powiedzieli mi, że początkowo zacznę jako rezerwowy, ale mam dobrą drogę, by stać się pierwszym. Problem był tylko taki, że trener nie podzielał tego zdania. To nie on mnie rekomendował, to Rangnick narzucił mu, że ma ze mną pracować. Od pierwszego dnia dał mi do zrozumienia, że mnie nie chce. Zaprosił na rozmowę, położył nogi na stole:

– No fajnie, fajnie Thomas, że z nami jesteś. Potrzeba nam takiego bramkarza numer trzy jak ty. Miej świadomość, że twoja pozycja się nie zmieni.

To był dla mnie ciężki rok. Od razu powiedziałem, że w takim razie chce wracać do Salzburga, ale zablokowano ten ruch. Zagrałem tylko pięć-sześć meczów w drugiej drużynie. Tyle, co nic. Stracony rok. Jeśli mógłbym cofnąć czas, nigdy nie poszedłbym do Lipska. Niby dostawałeś od ludzi z klubu pozytywne sygnały, że dobrze trenujesz, że zaraz będzie szansa, no ale tej szansy… nie było. W ogóle. Dla młodego piłkarza takie dawanie nadziei to śmierć. Zwłaszcza, ze byłem niecierpliwy – chciałem swoją szansę na już, od razu.

Czuło się na klubowych korytarzach presję jak najszybszego wejścia do 1. Bundesligi?

Presja była. W rozmowach z ludźmi co chwilę przewijała się 1. Bundesliga. „Kiedy awans?  Tak szybko, jak to możliwe”. Trzy-cztery mecze bez wygranej i pojawiały się dyskusje. Dyrektor sportowy i prezydent klubu wypytywali, co się dzieje, media pisały, że RB się zacięło. Byliśmy na ustach wszystkich w Niemczech. Nowy klub, który zmierza ku Bundeslidze. Wszyscy śledzili nasze wyniki i oglądali mecze, czy rzeczywiście jesteśmy tak mocni. Na każdym treningu pojawiali się dziennikarze i telewizja. Osobiście nie czułem tej presji. Niby byłem piłkarzem tej drużyny, ale wiedziałem, że i tak nie będę grał – a więc całe ciśnienie przechodziło obok mnie.

Niby Lipsk był beniaminkiem, ale dysponował znacznie lepszym potencjałem finansowym. Mimo to pojawiały się problemy organizacyjnie. Drużyna powstała bardzo szybko i w wielu aspektach widoczne były braki. Ale nawet jeśli czegoś brakowało, to i tak organizacyjnie nie można się przyczepić, bo przecież klub opierał się na zdrowych strukturach i wiadomo było, że będzie egzystować przez wiele lat. Jeśli drugoligowiec podpisuje piłkarzy za pięć czy siedem milionów euro, oznacza to, że jest ponad całą stawką.

Rangnick jest w klubie jak człowiek instytucja, teraz wrócił na ławkę. 

Nie miałem z nim osobiście zbyt wiele do czynienia, byłem bardzo młody. Ale trochę się zdziwiłem, że znowu został trenerem. Jaki był? Bardzo ambitny. Był przykładem niemieckiej skrupulatności, dokładności. Ale musisz zawsze znaleźć dobry balans pomiędzy ambicją a normalnymi relacjami międzyludzkimi ze swoimi współpracownikami. I właśnie taki był – przyjacielski, pomocny. Miał jednak bardzo trudne zadanie – był dyrektorem sportowym dwóch klubów, miał pod swoim okiem dwa razy więcej piłkarzy i obowiązków niż normalny dyrektor sportowy.

Grałeś wtedy z Joshuą Kimmichem. Spodziewałbyś się wtedy, że zrobi aż taką karierę?

Nie będę ściemniał – gdy graliśmy razem, nie pomyślałbym o nim w ten sposób. Jasne, był dobrym piłkarzem i zapowiadał się świetnie, ale że pójdzie w górę aż tak to jednak bym się nie spodziewał. Gdy poszedł do Bayernu, miał bardzo ciężko, bo przecież niepodważalną pozycję miał Philipp Lahm. Joshua ma jednak znakomitą mentalność. Był wtedy młody, roześmiany, ale też niezwykle mądry, świadomy, znał swoje miejsce w szeregu i wiedział, ile może osiągnąć. I ta mądrość dała mu taką karierę. Przecież do Bayernu odszedł jako środkowy pomocnik i nie grał na boku obrony. Ilu było wtedy w Bayernie środkowych pomocników? Od groma. Dostał sugestię, by spróbować się na prawej obronie, bo potrzebny będzie w przyszłości zastępca Lahma. Przekalkulował to sobie w głowie i od razu przeformatował się na prawego obrońcę. Zrobił wszystko, by wykorzystać szansę, bo wiedział, że na środku pomocy może się nie przebić. Musiał zaadaptować cały styl do nowej pozycji. Często gdy piłkarz jest próbowany w innej formacji, widać, że będzie potrzebował jeszcze dużo czasu. Joshua od razu się zaadaptował. Bardzo mi to zaimponowało. Zawsze robił więcej niż reszta.

PLOCK 15.09.2018 MECZ 8. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2018/19 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: WISLA PLOCK - MIEDZ LEGNICA 2:2 PAWEL NOWACKI THOMAS DAHNE DARIUSZ DZWIGALA FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Twoje początki bardzo dobre – zaliczyłeś kilka reprezentacji młodzieżowych, wyjechałeś na młodzieżowe mistrzostwa świata, grałeś w świetnych drużynach jak RB Lipsk. Dziś jesteś w Wiśle Płock. Dlaczego twoja kariera nie potoczyła się tak, jak mogła? 

Ale dla mnie to żadna ujma. Jestem bardzo zadowolony, że gram w Wiśle Płock. Rok spędzony w RB, w którym w ogóle nie grałem, był bardzo trudny. Bramkarz odstawiony na boczny tor ma zawsze cholernie duże problemy ze znalezieniem dobrego klubu. Od wielu potencjalnych pracodawców słyszałem, że „trzeba czekać”. Na poziomie 2. Bundesligi nie miałem czego szukać. W sierpniu pojawiła się opcja z Helsinek. Poleciałem tam i uświadomiłem sobie, że to może być szansa, by ratować moją karierę.

Miałem szczęście, że trafiłem na bardzo dobrego trenera i trenera bramkarzy, u których grałem cały czas. W wieku 24 lat wygrałem mistrzostwo kraju i uznałem, że to najlepszy moment, by odejść do lepszej ligi, lepszego klubu, w którym dodatkowo będę grał. Czułem od początku duże zaufanie od trenera Brzęczka – podobnie jak od trenera Dźwigały – i to jest dla mnie bardzo ważne. Po dwóch katastrofalnych błędach w debiucie, trener powiedział jasno, że i tak dalej będzie na mnie stawiał. A mógł przecież mnie odstawić i już nie przywrócić do składu. Chciałem odpłacić się za to zaufanie. Pomijając ten mecz z Zabrzem, który był katastrofą – zagrałem całkiem solidną rundę. Oczywiście były rzeczy do poprawy, to bez dwóch zdań. Siłą Brzęczka jest komunikacja i nie jestem zaskoczony, że  został selekcjonerem. Jasno tłumaczy, jaki mamy styl gry. Jest bardzo aktywny przy linii, trochę jak dwunasty zawodnik. Przygotowanie do przeciwnika zawsze było tez na wysokim poziomie. Czasami trenerzy mają ten problem, że przeprowadzają skomplikowane analizy, po których jeszcze bardziej nie wiesz, jak masz grać. U Brzęczka tego nie było.

Wracając do ciebie – musiało coś pójść nie tak, skoro zacząłeś z naprawdę wysokiego pułapu, a wylądowałeś w Płocku. 

Jeśli mógłbym jeszcze raz poprowadzić swoją karierę, zmieniłbym tylko ten Lipsk. Poza tym… chyba nic. Wszystko było dobrze.

A w podejściu do pracy, mentalności młodego piłkarza? Sodówka? 

Jasne, popełniałem jakieś błędy, ale nie powiedziałbym, że mam na swoim koncie jakiś poważny błąd młodości.

Tak czy inaczej ta Finlandia to kolejny niekonwencjonalny ruch w twojej karierze – znajdź mi niemieckiego bramkarza, który zdecydowałby się na taką drogę. 

Rozmawiałem z innymi klubami, ale były niekonkretne. W końcu zdecydowałem się polecieć do Finlandii i zobaczyć, jak wygląda klub. Trener bramkarzy odebrał mnie z lotniska i od razu mi wszystko pokazał – stadion, boiska treningowe, miasto. W zasadzie po trzech godzinach było jasne, że się zgadzam. Zwłaszcza, że zapewnili mnie:

– Kontrakt naszego bramkarza za niedługo wygasa. Chcemy, byś wskoczył do bramki natychmiast.

HJK jest w Finlandii największą drużyną. Te 2,5 roku były bardzo dobre. Klub super, zresztą dwa miesiące temu poleciałem do Helsinek w odwiedziny. Potrzebowałem klubu, w którym będę miał pewność gry. W Niemczech nikt nie dawał mi takiego przekonania. Mówili, że nie wiedzą, kto odejdzie, jak się ułoży rywalizacja. I faktycznie – od pierwszych dni otrzymałem wielkie zaufanie. Chociaż zdaję sobie sprawę, że to niekonwencjonalny ruch i poziom nie jest najlepszy. Dla młodego bramkarza to jednak pierwsza liga. Tydzień w tydzień grasz. To najważniejsze.

WARSZAWA 26.08.2018 MECZ 6. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2018/19 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH IN WARSAW: LEGIA WARSZAWA - WISLA PLOCK 1:4 THOMAS DAHNE FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Jak ważne dla ciebie jest takie przekonanie, że jesteś pierwszym bramkarzem? 

Przy rotacji jest ciężko o dobrą motywację, bo w tygodniu w którym i tak wiesz, że nie będziesz grał, możesz sobie dać na luz. Najlepszy układ mamy teraz w Wiśle – jestem numerem jeden, ale trójka bramkarzy za mną prezentuje podobny poziom. Wszyscy dają z siebie maksa, by najpierw wygrać rywalizację między sobą, a później ze mną. Ja z kolei staram się, by do tego nie dopuścić.

W Wiśle Płock usłyszałeś to samo, że od razu wskakujesz do bramki?

Rozmawiałem oczywiście z trenerem Brzęczkiem i nie powiedział tego w jasny sposób. Powiedział po prostu, że potrzebuje bramkarza, który jest młody, ambitny, na poziomie Ekstraklasy i jeśli zobaczy u mnie ogień, będę grał. Ale nie dostałem niczego za darmo, nie miałem gwarancji jak w Helsinkach. Musiałem potwierdzić klasę w treningu.

Co cię w Finlandii zachwyciło w pierwszym wejrzeniu? 

HJK to jak na Finlandię bardzo duży klub, ale naturalnie nie można porównywać go z Legią czy Lechem. Bardzo dobrze prowadzony, bardzo rodzinny, ze świetnym trenerem bramkarzy, który rok przed moim przyjściem zakończył karierę bramkarską. Dla niego wszystko było nowe i chciał się uczyć i uczyć.

No i szansa na puchary.

Ale jakość ligi jest naprawdę niska i poświęcanie wszystkiego dla tych czterech czy sześciu meczów w eliminacjach nie jest zbyt rozsądne. Lepiej iść do ligi, która jest lepsza, ale nie gwarantuje ci europejskich pucharów co rok. Tak zresztą wybrałem.

Czego nauczyłem się w Helsinkach? W piłce musisz patrzeć głównie na siebie. Jeśli zrobisz coś źle w treningu, zawsze to do ciebie wróci. Jeśli na urlopie nie będziesz wykonywał zadań trenera, raz sobie pójdziesz pobiegać i tyle, prawdopodobnie za chwilę to wszystko wyjdzie. Ja robiłem więcej niż w planie. I cokolwiek mówić, w Wiśle fizycznie czułem się lepiej niż kiedykolwiek. Niektórzy mówią: no tak, jakaś polska Ekstraklasa, poziom niezbyt wysoki. Mówię im, że poziom jest tu na naprawdę dobry.

Nie no, bez żartów. 

Jest.

Każdy obcokrajowiec tak mówi, bo głupio się przyznać, że gra się w słabej lidze. 

Moim zdaniem poziom dobry.

Widziałeś mecze w europejskich pucharach?

Jasne, ale macie wielki potencjał, zwłaszcza infrastrukturalny. Dobrzy młodzi piłkarze, wiele kibiców. Może i Legia odpadła z Dudelange, ale mój były klub, Red Bull Salzburg, też kiedyś z nimi odpadł. Polski futbol ma swoją pozycję w Europie. Liga jest ciekawa.

Jak się żyło w Finlandii? Finów kojarzymy raczej z chłodnymi ludźmi, zamkniętymi w sobie, depresyjnymi. 

Depresyjni? Aż tak to może nie, ale ludzie faktycznie są nieśmiali, wycofani. Bardzo mili, pomocni, ale mają taką mentalność a nie inną i nie będą się od razu przed tobą otwierać i wchodzić w zażyłą relację. Musisz ty jako pierwszy zrobić krok i rozmawiać z nimi.

Dalej funkcjonuje zwyczaj sauny? 

Tak! Typowa sauna to też chrzest dla nowych piłkarzy i wielki szok. Trzeba się przebrać, za myszkę miki albo coś takiego i odbywa się normalna impreza. Siedzisz, gadasz, pijesz – normalnie jak na imprezie, tylko że w saunie. Sauna w Finlandii to bardzo ważna rzecz. Wielu ludzi ma ją normalnie w domach. Czasami trener mówił, że dziś zamiast treningu mamy saunę. Pierwszy raz nie miałem pojęcia, jak to wygląda. Siedzimy tam w styczniu – a zima jest naprawdę ostra, minus dwadzieścia stopni –  i nagle wszyscy się rozbierają. Zostają tylko rękawiczki, czapka i majtki. Wychodzimy na zewnątrz, jest mega zimno. Idziemy nad morze, gdzie jest taki malutki przerębel wielkości kawowego stolika i… wszyscy mają się tam pojedynczo zanurzyć w wodzie. Yyyyy… co?! Ale taka tradycja – sauna, woda, sauna, woda. Dwa-trzy razy trzeba wskoczyć. Za pierwszym razem myślałem, że umieram. Strasznie zimno. Ale jak się przyzwyczaisz, potrafisz nawet z tego czerpać przyjemność. Całkiem fajne.

Dużo się podczas takiej sauny pije? 

Z tego, co wiem, w Polsce na imprezach jest dużo wódki. W Finlandii w sumie tyle samo, ale bardziej pije się sznapsa, trochę lżejsze rzeczy. Ale gdy już się napiją, buzia im się nie zamyka. Ale nie można powiedzieć, że Finowie to alkoholicy – piją normalnie, w granicach normy.

PLOCK 10.03.2018 MECZ 27. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2017/18 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH: WISLA PLOCK - KORONA KIELCE 2:0 THOMAS DAHNE FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Jak się czułeś po najgorszym debiucie w historii Ekstraklasy? 

To zostało gdzieś stwierdzone?

Ja tak twierdzę, choć puszczam oko, bo pewnie zdarzył się gorszy. Tak czy siak jesteś w czołówce.

No tak, zbyt dobry nie był. Gdybyśmy przegrali, byłby jeszcze gorszy, ale na szczęście wygraliśmy to spotkanie. Nie chcę mówić nic przeciwko dziennikarzom, ale zawsze lubię, gdy łatwo przychodzi im pisanie o takich rzeczach, a sami nigdy nie byli w podobnej sytuacji. Jasne, wszystkiego nie przeczytałem, tyle co powiedzieli mi koledzy. Wiedziałem, jaki był odbiór. Zawaliłem tylko jeden mecz, a wszyscy już mnie skreślili. Pytali: jakim cudem on gra? Szczerze jednak mówiąc – pomogło mi to. Wiedziałem od samego początku, że nie mogę się rozprężać, a jeszcze lepiej przygotowywać do meczów. Zagrasz jeden mecz źle – jesteś najgorszy, nie nadajesz się. Zagrasz dobrze – jesteś najlepszy, jest super. Każdy może znaleźć się w takiej sytuacji. Oczywiście, popełniłem błędy, nie ma co do tego wątpliwości. Trzy dni po meczu nie rozmawiałem z nikim. Dosłownie z nikim. Byłem tak zły na siebie. Tak znaczne błędy w jednym meczu nie zdarzyły mi się nigdy. Potem parę razy obejrzałem te bramki… Gówniano to wyglądało, po prostu.

Ale co mogłem potem zrobić? Powiedziałem sobie: musisz dawać z siebie na treningach maksa i grać dobrze.

Jaki powód miały te wpadki? Generalnie potrafisz trzymać poziom, ale czasami zdarzają ci się strasznie błahe pomyłki. 

Chyba to wynika z mojego stylu gry. Jestem zbyt entuzjastyczny. O, piłka leci, jest moja, na pewno ją przejmę! Niestety czasami jestem spóźniony albo zbyt szybko się podpalam. Jak na bramkarza gram bardzo agresywnie, ofensywnie. Chcę iść na każdą piłkę, a czasami okazuję się, że nie mam zbyt wielkich szans. Całe szczęście, że trener podszedł do sprawy na chłodno i stwierdził, że takie rzeczy po prostu się zdarzają. Ale do tej pory nie wiem, jak to możliwe, że popełniłem tak proste błędy.

Stres związany z pierwszym meczem w nowej lidze?

Może. Jak powiedziałeś – pierwszy mecz w nowej lidze, z nowymi piłkarzami. I swego rodzaju niepewność, bo przez jakiś czas podczas przygotowań byłem kontuzjowany i nie mogłem przygotować się w stu procentach.

Jak reagowałeś, gdy koledzy donosili ci, co o tobie piszą? Mogłeś być w szoku o tyle, że polskie media są bardziej bezpośrednie niż te niemieckie, które częściej bywają stonowane. 

Zaskoczony nie byłem, generalnie nie czytam o sobie. W Finlandii przez jakiś czas próbowałem, ale czytanie o sobie sprawia, że tylko rozmyślasz to wszystko w głowie raz jeszcze. Jasne, każdy dziennikarz ma prawo do wyrażania swojego zdania. Każdy po tym meczu pisał o mnie źle. Całe szczęście, że po meczu z Legią, gdy zabrałem naprawdę dobrze, dochodziły już do mnie tylko pozytywne głosy. Piłka to ciągła sinusoida.

Gdybym miał analizować każdy negatywny komentarz, prawdopodobnie analizowałbym do dziś. Tyle tego było. To nie miałoby sensu.

Które elementy twojego warsztatu musisz twoim zdaniem poprawić?

Myślę, że duże rezerwy są w komunikacji z piłkarzami, krzyczymy do siebie tylko po polsku. Od razu rozpocząłem naukę polskiego trzy-cztery dni w tygodniu, ale to jeszcze nie to. Do poprawy jest jeszcze zachowanie przy stałych fragmentach, zwłaszcza przy wrzutkach.

Gdy wychodzisz do piłki, obrońcy mogą drżeć. 

Pracuję nad tym. Zawsze można być lepszym, zwłaszcza, że dośrodkowania są w polskiej lidze lepszej jakości niż w Finlandii. Jeśli bramkarz stwierdzi, że jest z siebie zadowolony, przepada.

Cezary Stefańczyk śmiał się, że grubo by się zastanowił, czy dałby ci dziecko do potrzymania. 

Czarek ciągle gada! Śmiejemy się z siebie w szatni, ale ten żart akurat do mnie nie dotarł. Poznałem już polskie poczucie humoru i wiem, że lubicie śmiać się z Niemców. Mi jest ciężko, bo jestem sam na wszystkich (śmiech). Całe szczęście, że jak opowiadacie żarty to nie rozumiem wszystkiego. Popełnisz błąd – od razu się zaczyna szydera.

Po tych wpadkach na starcie sezonu próbowałeś podobno pracy z trenerem mentalnym.

Usłyszałem od niego jedną cenną radę – nie traktuj rzeczy bardziej poważnie, niż one faktycznie są. I rzeczywiście nie ma sensu rozmyślać. Gdy popełnisz błąd w 5. minucie nie możesz go analizować, bo masz jeszcze 85 minut by sprawić, by nie był on tak dotkliwy dla drużyny. Wyrzucasz go z głowy jak najszybciej, bo tracąc koncentrację tylko zwiększasz ryzyko, że popełnisz kolejny. Wcześniej ten problem był u mnie większy, dziś jestem już bardziej w opcji „zdarzyło się, to się zdarzyło”. Błędy należy akceptować, historii nie zmienimy.

W Polsce mówimy często, że każdy bramkarz musi być na swój sposób świrem. Patrzę na ciebie i jesteś oazą spokoju. Na czym polega twoje szaleństwo? 

Nie jestem typowym szalonym bramkarzem. Gdy coś muszę zrobić, najpierw myślę, a potem obieram sposób. To chyba nie jest szalone. Poza tym raczej nie krzyczę na piłkarzy. Gdy krzyczysz przy 15 tysiącach widzów, prawdopodobnie i tak nikt cię nie usłyszy, dlatego wolę przekazywać raczej rzeczowe uwagi. Wiem, że są bramkarze, którzy non stop coś mówią, ale na sto uwag do piłkarzy dochodzi może dziesięć. Dlatego wolę mówić wtedy, gdy wiem, że ma to sens. Szaleniec na bramce? Nie, to bez wątpienia nie jestem ja.

Rozmawiał JAKUB BIAŁEK 

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Liga Europy

Trzy wyzwania przed Bayerem. Na realizację jednego ma 9% szans, drugiego nie osiągnął nawet Real

1
Trzy wyzwania przed Bayerem. Na realizację jednego ma 9% szans, drugiego nie osiągnął nawet Real

Weszło

Anglia

Schorowany trener i asystent-skandalista. Pierwsza złota era Manchesteru City

Michał Kołkowski
1
Schorowany trener i asystent-skandalista. Pierwsza złota era Manchesteru City
Polecane

Jonah Lomu. Wybryk natury, który odmienił rugby

redakcja
3
Jonah Lomu. Wybryk natury, który odmienił rugby

Komentarze

6 komentarzy

Loading...