Trwa casting na partnera Kamila Glika na środku reprezentacyjnej obrony. Tym razem szansę dostał Marcin Kamiński, który przeciwko Irlandczykom rozegrał cały mecz. Efekt? Ani nie olśnił, ani nie zawiódł. Grono jego zwolenników nagle nie wzrosło, ale przeciwnicy zbyt wielu argumentów też nie dostali.
Zacznijmy od pozytywów. Wypożyczony ze Stuttgartu do Fortuny Duesseldorf stoper już na samym początku zanotował ważną interwencję. Wojciech Szczęsny dostał trudną piłkę do przyjęcia, rozegranie nie było najlepsze i rywale przejęli piłkę. Na drodze podania stanął jednak Kamiński i pozwolił zażegnać niebezpieczeństwo kolegom.
Przy jego nazwisku trzeba postawić plusy w kontekście gry do przodu. Powinien mieć asystę w 10. minucie, gdy głową przedłużył wyrzut z autu Arkadiusza Recy i stuprocentową sytuację miał Arkadiusz Milik, który jednak spudłował. Jeszcze przed przerwą Kamiński w zamieszaniu po rzucie rożnym sam mógł zdobyć bramkę. Groźnie uderzył lewą nogą, tyle że akurat na linii strzału znalazł się Grzegorz Krychowiak i piłka wyszła poza boisko.
Wychowanek Aluminium Konin w pierwszej połowie niczym nie wyróżniał się w rozegraniu, a wydawało się, że na tle kolegów z obrony będzie to robił regularnie. W tym aspekcie rozkręcił się po zmianie stron. Zaczął od dokładnego przerzutu do Tomasza Kędziory. Szkoda tylko, że ten wybrał rozwiązanie najłatwiejsze. Zgrał do tyłu i to jeszcze niedokładnie, cały element zaskoczenia diabli wzięli. W 75. minucie to po płaskim podaniu Kamińskiego na większą odległość, napędziła się akcja, po której w polu karnym do strzału głową doszedł niepilnowany Damian Szymański (nie trafił dobrze w piłkę). W końcówce “Kamyk” był w zasadzie prawie jak rozgrywający, ciekawszych podań do przodu miał więcej niż Krychowiak czy Linetty.
Mankamenty? Gdy dochodziło do mocnych, fizycznych starć, stoperowi Fortuny nieraz brakowało tempa i mocy. Kilka razy wychodził głęboko za napastnikiem i nie potrafił go wyprzedzić lub odebrać piłki. Zamiast tego faulował lub pozwalał na przyspieszenie akcji.
Kamiński nie ma też zupełnie czystych kapci przy straconym golu. Dał się wyciągnąć do boku, opuścił strefę, a koniec końców ani nie zapobiegł wycofaniu piłki do Calluma O’Dowda, ani nie zablokował jego dośrodkowania, które zakończyło się trafieniem Aidena O’Briena. Wyglądało to trochę, jak podejście do rywali dla zasady, bez brania pod uwagę, że mogą stworzyć większe zagrożenie.
Oczywiście Jerzy Brzęczek może interpretować wszystko po swojemu (patrząc na niektóre wypowiedzi, już to robi), ale wydaje się, że Kamiński swoich notowań nie obniżył. W tym przypadku to już sporo, bo jego dotychczasowe występy w kadrze przeważnie dostarczały minusów. Nie mamy jednak większego przekonania, że to, co pokazał w czwartkowy wieczór wystarczy, żeby w kolejnych meczach być partnerem Glika na środku defensywy. Znak zapytania pozostał, ale przynajmniej się nie zwiększył.
Fot. FotoPyk