Pamiętacie kultową „Seksmisję” i scenę wymieniania się koszulkami przez zawodniczki po meczu? Na tenisowym US Open Alize Cornet także nagle zdjęła trykot na korcie. I zaczęła się jazda. Jedni gadają o zgorszeniu, inni o dyskryminacji. A w tle mamy wielkie słowa i jeszcze większe pieniądze. Jak to jest z tym równouprawnieniem w tenisie?
Alize Cornet przez lata była uważana za wielką nadzieję francuskiego tenisa. Pokładanych w niej nadziei zdecydowanie nie spełniła, choć i tak jest bardzo dobrą zawodniczką. Przez chwilę była blisko pierwszej dziesiątki rankingu (najwyżej na 11. miejscu), przez większość zawodowej kariery buja się jednak między 30., a 50. pozycją na liście WTA. Trudno, żeby było inaczej, skoro w 51 startach w turniejach wielkoszlemowych jej najlepszym wynikiem wciąż jest czwarta runda. Cóż, w US Open znów nie błysnęła tenisowo i odpadła już w pierwszym starciu po porażce z Johanną Larsson (#82 WTA). Zrobiła jednak coś, co zapewniło jej zdecydowanie większy rozgłos niż regularne porażki we wczesnych fazach turniejów wielkoszlemowych.
Upały
Do nietypowej sytuacji, która wywołała lawinę kontrowersji, doszło po drugim secie. Organizatorzy turnieju, w reakcji na falę upałów w Nowym Jorku, wprowadzili dziesięciominutową przerwę po drugim secie w meczach kobiet i po trzecim w meczach mężczyzn. Każdy może wykorzystać tę przerwę jak ma ochotę. Większość udaje się do szatni. Novak Djoković na przykład zafundował sobie ekspresową kąpiel w lodowatej wodzie po trzech setach walki z Węgrem Martonem Fucsovicsem.
– W szatni widziałem wiele ludzi ekstremalnie zmęczonych upałem. Leżeli, tak jak ja. Było bardzo ciężko. Mieliśmy z Martonem dwie wanny z lodem, obaj leżeliśmy w nich, na golasa. To było wspaniałe uczucie – opowiadał. – Walczysz z gościem przez dwie i pół godziny, a potem znajdujecie się w szatni, choć mecz jeszcze nie jest skończony i robicie sobie lodową kąpiel. Muszę powiedzieć, że to było niesamowite.
W jego przypadku przerwa na ochłodę zadziałała, bo zmiótł Węgra 6:0 w czwartym secie. W przypadku Cornet tak dobrze nie było. Francuzka wróciła z szatni w średnim stanie, skarżyła się lekarzom, że chce jej się wymiotować, boli ją głowa i kości. Kiedy wyszła na kort, zorientowała się, że w szatni założyła koszulkę tył na przód. Nie tracąc czasu zdjęła ją (pod spodem miała sportowy stanik) i założyła na odpowiednią stronę. Na to zupełnie naturalne zachowanie w kuriozalny sposób zareagował sędzia Christian Rask, który… wlepił tenisistce karę za rzekome złamanie przepisów.
Cornet( info – @nicklester , @BenRothenberg,@ymanojkumar)(Eurosport) pic.twitter.com/RlfQT3t77a
— doublefault28 (@doublefault28) 28 sierpnia 2018
– To kompletnie irracjonalna decyzja. Po pierwsze przepisy tego jednoznacznie nie regulują, a po drugie, jest to kompletnie wbrew duchowi gry. Sędzia ma być empatyczny, ma pomagać tenisistom, a nie wlepiać bezsensowne kary. Co ona miała zrobić, kiedy się okazało, że źle założyła koszulkę? – retorycznie pyta Adam Romer, redaktor naczelny miesięcznika „Tenisklub”.
Nie fair
Odnośnie przepisów, warto przypomnieć, że ładnych parę lat temu Alize Cornet spowodowała zaostrzenie wytycznych WTA. Francuzka słynęła z tego, że na korcie odsłaniała zdecydowanie więcej niż zasłaniała. Jej znakiem rozpoznawczym były koszulki tuż nad pępek i króciutkie sukienki. Tak krótkie, że federacja w końcu zapisała w przepisach, że strój tenisistki na korcie musi być jednak odrobinę bardziej stosowny niż na dyskotekę.
Cornet po ostrzeżeniu sędziego była w szoku, próbowała dopytać, co było niewłaściwego w jej zachowaniu. Przypomnijmy: nie robiła striptizu na korcie, tylko błyskawicznie zmieniła koszulkę, wszystko trwało kilka sekund. W tenisowym świecie zapanowało oburzenie. No bo jak to jest, że tenisistka za coś takiego dostaje karę, a tenisiści bezkarnie siedzą w przerwach między setami bez koszulki?
– Wróciłam na kort i chłopak powiedział mi, że mam koszulkę tył na przód. Szybko ją zdjęłam i założyłam z powrotem, to zajęło dwie sekundy. A ten gość powiedział mi, że nie miałam prawa tego zrobić, że to złamanie regulaminu i tak dalej. Odpowiedziałam mu, że nie będę grała z niewłaściwie założoną koszulką. Dostajemy kary za oddychanie, to nie ma sensu – żali się w rozmowie z francuskimi mediami. – Byłam kompletnie zaskoczona, nie spodziewałam się tego – stwierdziła po meczu. Dodajmy: przegranym, na co wpływ mogła mieć przygoda z koszulką.
Amerykańska Federacja Tenisowa, organizator US Open, zgodził się z Francuzką. – Uściśliliśmy przepisy, żeby takie sytuacje w przeszłości nie miały miejsca. Na szczęście Alize Cornet otrzymała tylko ostrzeżenie, a nie karę finansową lub utratę punktów – napisali w oświadczeniu. Władze WTA skomentowały, że ostrzeżenie było „nie fair, bo Alize nie zrobiła niczego złego”.
Czy to zamknęło sprawę? Nic z tych rzeczy. W mediach i sieciach społecznościowych zawrzało.
Podwójne standardy
– Gdybym powiedziała, co naprawdę czuję, nie nadawało by się to do druku, to było niedorzeczne. Ona nie zrobiła nic złego. Absolutnie nic złego, nic, co byłoby oznaką braku szacunku do kogokolwiek. Po prostu zmieniła koszulkę, którą źle założyła. Nie mogę uwierzyć, że dostała za to ostrzeżenie. Cieszę się, że została za to przeproszona i ufam, że coś takiego nigdy się nie zdarzy – skomentowała trzykrotna mistrzyni turniejów wielkoszlemowych, Wiktoria Azarenka. – Dla kobiet i mężczyzn w tenisie od zawsze obowiązują podwójne standardy. Musimy przebić ten mur.
Ale cóż, łatwo nie będzie. Weźmy choćby niedawną deklarację Bernarda Giudicelliego, szefa Francuskiej Federacji Tenisowej. W Roland Garros Serena Williams wystąpiła w czarnym kombinezonie. – Coś takiego więcej nie będzie akceptowane. Każdy musi mieć szacunek do gry i do miejsca – skomentował. Serena jakoś szczególnie się tym się nie przejęła. Do sprawy teraz wróciła jednak Alize Cornet.
– Oczywiście, mogłoby być lepiej w temacie nierówności między kobietami i mężczyznami, ale wydaje mi się, że jesteśmy na dobrej drodze. Naprawdę w to wierzę. Wszyscy zmierzamy w tym samym kierunku i myślę, że świetnie nam idzie – mówi. – Ale oczywiście zawsze znajdą się ludzie tacy, jak prezydent mojej federacji, który żyje w innych czasach i wciąż wygłasza takie komentarze. To dla mnie totalnie szokujące. To, co powiedział Bernard Giudicelli o kombinezonie Sereny Williams było 10 tysięcy razy gorsze niż to, co spotkało mnie na korcie.
Tak naprawdę sprawa jest znacznie poważniejsza niż oryginalny strój Sereny Williams, czy założona tył na przód koszulka Alize Cornet. Po raz kolejny na tapecie ląduje bowiem temat równouprawnienia i dyskryminacji w tenisie, powiązany oczywiście z wielkimi pieniędzmi. Jedni uważają, że słusznie, inni, że to totalna bzdura. A jak jest naprawdę?
Walka o więcej
Jakby nie patrzeć, tenis jest jedną z bardzo niewielu popularnych dyscyplin sportowych, w których kobiety i mężczyźni zarabiają podobnie. Takie same wypłaty są w turniejach wielkoszlemowych. W pozostałych – panowie są nieco lepiej opłacani. Ale i tak akurat na pieniądze tenisistki raczej nie powinny narzekać. To znaczy te, które narzekają zdecydowanie muszą rzucić okiem na to, jak wygląda porównanie wypłat piłkarek i piłkarzy czy koszykarek i koszykarzy. Tam panie otrzymują niewielki procent tego, co ich koledzy po fachu. W tenisie finansowa równość obowiązuje od 2007. Wtedy Wimbledon, jako ostatni z Wielkich Szlemów, zrównał wypłaty dla kobiet i mężczyzn. A to – jak można się łatwo domyślić – nie wszystkim się podoba.
– Kobiety wożą się na ogonach mężczyzn. Tenisistki powinny co noc klękać i dziękować Bogu za Rogera Federera i Rafę Nadala, bo to oni ponieśli ten sport – wypalił Raymond Moore, dyrektor turnieju w Indian. Dodajmy: były dyrektor, bo jego słowa wywołały taką burzę, że szybciutko musiał ustąpić ze stołka. Ale nie zabrakło głosów, że Moore użył totalnie niewłaściwych słów, ale miał też sporo racji. Takie stanowisko zajął na przykład Novak Djoković. Serb stwierdził, że „tenisiści powinni walczyć o więcej”.
– To delikatny temat. Kobiety zasługują na szacunek i podziw za to, co robią. Temat równych płac w świecie tenisa był głównym tematem przez ostatnie siedem, osiem lat. WTA osiągnęła cel i serdecznie im gratuluję. Z drugiej strony, ATP powinna walczyć o więcej, bo statystyki pokazują, że na meczach mężczyzn jest więcej kibiców. Myślę, że to jeden z powodów, dla których powinniśmy zarabiać lepiej. Ale, znów, nie możemy narzekać, bo też dostajemy dobre pieniądze – tłumaczy. – Kobiety powinny walczyć o to, na co zasługują. A my powinniśmy walczyć o to, co myślimy, że nam się należy. Myślę, że możemy bazować na statystykach, kto przyciąga więcej uwagi, kibiców, kto sprzedaje więcej biletów i takich rzeczy; na tej podstawie uczciwie dzielić pieniądze. Jeśli statystyki pokażą, że to kobiety przyciągają więcej kibiców, wtedy zdecydowanie powinny zarabiać lepiej niż mężczyźni.
Miliard widzów
Zazwyczaj w dyskusji o zarobkach pada jeszcze jeden argument: facetom należy się większa kasa, bo w Wielkich Szlemach grają do trzech wygranych setów, a tenisistki tylko do dwóch. Prawda jest jednak taka, że takie twierdzenie jest kompletnie bezsensowne. Bo przenieśmy to na przykład do lekkiej atletyki. Według takiej logiki Usain Bolt za niespełna 10 sekund biegu na 100 metrów ma igrzyskach w Rio de Janeiro powinien dostać jakieś 750 razy niższe wynagrodzenie niż Eliud Kipchoge, który triumfował w maratonie (czas 2 godziny i 8 minut). W praktyce dostał znacznie więcej, bo to on przyciągał kibiców, sponsorów i zainteresowanie mediów. Proste i logiczne.
Tenis to wielki, globalny biznes. W setkach turniejów w sezonie do wygrania są grube miliony. Najlepsi już dawno z samych wygranych turniejowych przekroczyli 100 milionów dolarów w karierze. Wielkie pieniądze zarabiają także federacje ATP i WTA. Jak informuje BBC, 10-letnia umowa na transmisje z turniejów WTA opiewa na 365 milionów funtów (1,7 mld złotych). Podobna, też 10-letnia umowa ATP jest warta 904 miliony (4,3 mld złotych). Skąd takie różnice? Przede wszystkim z oglądalności. W przykładowym sezonie 2015 transmisje z kobiecych turniejów przyciągnęły przed telewizory około 400 milionów widzów, zaś z męskich – prawie miliard. Choć zdarzają się wyjątki, jak finał US Open kobiet, który czasem ma wyższą oglądalność niż finał mężczyzn, to reguła jest inna. Na męskich turniejach, zwłaszcza tych z największymi gwiazdami, zazwyczaj jest komplet publiczności. Na kobiecych często trybuny wyglądają jak nie przymierzając na meczu Śląsk Wrocław – Zagłębie Sosnowiec.
– Tenis to biznes. Jeśli kobiety będą generowały takie same zyski, jak mężczyźni, powinny zarabiać tyle samo. Ale tak nie jest. Równouprawnienie nie ma tu nic do rzeczy – mówi prosto z mostu Ion Tiriac, były tenisista, a dziś właściciel turnieju w Madrycie. – Tenisiści nie są zadowoleni, że tenisistki zarabiają tyle samo, ale niewielu odważy się o tym mówić publicznie.
Jednym słowem: temat rzeka. Kobiety chcą równości, mężczyźni uważają, że zasługują na więcej. Poprawność polityczna zabrania im jednak o tym głośno mówić. A potem wyjeżdża sędzia Christian Rask, wlepia idiotyczne ostrzeżenie za zmianę koszulki na korcie i całe szambo znów wypływa na wierzch…
JAN CIOSEK
foto: newspix.pl