Ivan Rakitić zapewne pragnął przeżyć dziś piękny wieczór. Nie codziennie zalicza się przecież setny mecz w barwach narodowych! Piłkarz Barcelony dostąpił dziś tego zaszczytu, a przy okazji w prezencie dostał okolicznościową koszulkę z własnym nazwiskiem i numerem „100”. Co ciekawe – od Hiszpanów również. No ale na tym uprzejmości praktycznie się skończyły, a im dłużej mecz trwał, tym cierpienie gości było większe.
La Roja oczywiście uchodziła tu za faworyta, ale nawet w najśmielszych snach nie przypuszczaliśmy, że wicemistrzowie świata dostaną dziś takie baty. Zwłaszcza, że początek spotkania nie zapowiadał takiego – za przeproszeniem – eurowpierdolu. Przy czym nie chodzi nam tyle o pomysłowość podopiecznych Luisa Enrique, co raczej niefrasobliwość. Ta dokuczała im już w meczu z Anglikami, zwłaszcza Ramosowi. I dziś również stoper Realu momentami przysypiał, na przykład w akcji, kiedy z prawej strony dogrywał Sime, a spod krycia stopera urwał się Santini. Bogu może tylko dziękować kapitan gospodarzy, że napastnik spudłował. Parę minut po rozpoczęciu meczu apetyt na klopsiki miał też Busquets, który w prostej sytuacji prawie wypuścił chorwackiego napastnika sam na sam z De Geą. Kiepskie zwiastuny, prawda?
Ale to, co się stało potem… „Jak to mówią młodzi ludzie? Masakracja!” Ciosy od Hiszpanów zaczęły sypać się zewsząd.
Pierwszy wyprowadził Saul, choć kapitalną robotę odwalił wcześniej Ramos, wykonując przerzut do Carvajala. Ten zaś szybko podjął decyzję o dośrodkowaniu zanim doskoczył do niego rywal, a Niguez dokonał egzekucji głową. Gość w bezpośredniej grze jest bezcenny. Niesamowite, że Lopetegui z niego nie chciał korzystać. A przecież gość daje zawsze tyle dynamiki, wykonuje tyle czarnej roboty! Za Lucho jednak Saul powinien być kluczową postacią, bo biegając od pudła do pudła czuje się najlepiej. Podejrzewamy wręcz, że jego pierwszymi słowami w dzieciństwie nie były „mama” lub „tata”, lecz „Będę kozackim box-to-boxem!”
Ale okej, żarty na bok, bo zaraz powoli będziemy wchodzić w żałobne nastroje wobec Chorwatów. Druga sztuka nadeszła od Asensio, który tym samym strzelił pierwszego gola w reprezentacji. I swoją drogą chyba jednego z łatwiejszych w karierze. A przynajmniej tak to wyglądało, jakby oddawał najłatwiejszy strzał w życiu. Miejsca i czasu przed uderzeniem z dystansu miał niesamowicie dużo. Chyba sami podopieczni Dalicia byli w szoku po tym jak piłkę wyłożył mu… Rog.
Ekipa z Bałkanów nie zdążyła jeszcze złapać oddechu, a pomocnik Królewskich znowu ich pognębił. Tym razem pretensje trzeba było kierować do Pivaricia, który po poprzedniej akcji Marco chyba nabrał do niego zbyt wielkiego respektu. A może po prostu chciał sobie popatrzeć na efektowne zagrania madridisty? Pewnie tak, skoro wcale do niego nie doskoczył, tylko obserwował jak rywal go obiega, a potem uderza w słupek. Pamiętacie gola Krzynówka z Portugalią? No, mieliście prawo czuć deja vu, bo wyszło podobnie. Futbolówka odbiła się od obramowania bramki, potem od pleców Kalinicia i wpadła do siatki.
To był mniej więcej ten moment, kiedy zawodnicy Dalicia stracili smak życia, a co dopiero mówić o chęciach do gry. Tymczasem La Roja parła dalej i oczywiście się nie zatrzymała. Czwarte trafienie poszło na konto Rodrigo, który jeszcze raz potwierdził, iż zainteresowanie nim ze strony Realu Madryt nie było przypadkowe. Gość ma tak zimną krew pod polem karnym, że gdyby zmierzyć jej temperaturę, wyszło by zero bezwzględne dostał prostopadłe podanie od Asensio, podbiegł parę metrów, a potem do bramki trafił uderzając między nogami bramkarza. Żadna w tym jego wina, ale wiecie, no nie ma się czym chwalić.
Zanim minęła godzina było już 5:0. I znów przykozaczył Asensio, który ustawił sobie piłkę w narożniku, a później posłał ją wprost na głowę Sergio Ramosa. Idealnie co do milimetra. Stoper Realu zaś wykonał jeden fałszywy ruch ciałem, zgubił Roga jak dziecko i bach, za chwilę Chorwaci wznawiali grę od środka. Przy okazji warto zauważyć, że w tym momencie Asensio miał już udział przy czterech trafieniach Hiszpanów! Równie dobry balans zaś był też kluczowy, gdy niedługo później bramkową akcję wykańczał Isco. Wykonał zwód przy przyjęciu, obrócił się i huknął pod poprzeczkę. Nie było czego zbierać.
Chcielibyśmy w tym wszystkim napisać jeszcze coś pozytywnego o wicemistrzach świata, ale po prostu się nie da. Grali totalną kaszanę, ani przez chwilę nie przejęli inicjatywę. Z kolejnymi trafieniami zaś ich mowa ciała sugerowała chęć jak najszybszego zejścia do szatni. Trochę na zasadzie „kończ waść, wstydu oszczędź”. No bo nie da się tego inaczej nazwać jak kompromitacją, żenadą, hańbą i im podobnymi.
A Lucho? Przy takim koncercie musiał się dobrze bawić. Jednocześnie otrzymał możliwie najlepsze potwierdzenie, iż jego koncepcja jest słuszna. La Roja musi trzymać się wertykalnej gry, bezpośredniości, bo dzięki niej potrafi być zabójczo skuteczna. I skoro już teraz reprezentacja Hiszpanii prezentuje taką skuteczność, aż nie możemy doczekać się kolejnych. Mniam!
Hiszpania 6:0 Chorwacja (3:0)
1:0 Saul 24′
2:0 Asensio 33′
3:0 Kalinić (sam.) 35′
4:0 Rodrigo 49′
5:0 Ramos 57′
6:0 Isco 70′
Fot. NewsPix.pl