W środę kibice Legii wyczekiwali na wieści w sprawie transferu Andre Martinsa, ale w tym temacie cisza. Doszło natomiast do poważnych zmian w pionie sportowym klubu. Dariusz Mioduski wywalił resztę jozakowego zaciągu i postawił na Polaków związanych z „Wojskowymi”, przy okazji mówiąc o mitycznym wyciąganiu wniosków.
Dyrektorem sportowym przestał być Ivan Kepcjija, na co zanosiło się już od pewnego czasu. Odchodzą także Albańczyk Viktor Bezhani (podobno analityk) i drugi trener przygotowania fizycznego Kresimir Sos. Obowiązki Kepciji przejmie Radosław Kucharski, dotychczasowy szef skautingu. Za skauting odpowiadać będzie teraz Tomasz Kiełbowicz, który został także wice dyrem. Wzrosło również znaczenie Jacka Zielińskiego (plotkowano, że to on może być dyrektorem), ale informacje o jego obowiązkach brzmią mało konkretnie („ważna rola w pionie sportowym”, „nadzorowanie obszaru szkolenia”). W każdym razie – trudno zakładać, by były to zmiany na gorsze.
Kucharski niewątpliwie ma swoje zasługi, za ładne oczy w Manchesterze United między jednym a drugim pobytem w Legii też nie pracował, ale zaliczał srogie wpadki. Cieniem na jego pracy przy Łazienkowskiej kładzie się zwłaszcza pozyskanie Sadama Sulleya, a raczej sposób, w jaki do tego doszło. Kucharski śledząc mecze na afrykańskich pastwiskach sądził, że sprowadza do Warszawy czarną perłę, którą zabiera sprzed nosa wielkich europejskich marek. Więcej o tym pisaliśmy rok temu TUTAJ.
Teraz Kucharski bierze na siebie dużą odpowiedzialność i lepiej, żeby takich historii już z jego udziałem nie było. Lepiej tym bardziej, że Dariusz Mioduski na oficjalnej stronie Legii zapowiada cięcia kosztów. – Jestem przekonany, że możemy mieć lepsze wyniki sportowe przy niższych kosztach bieżącego funkcjonowania klubu. Naszym celem jest doprowadzenie do sytuacji, w której budżet Legii nie będzie zależny od gry w pucharach europejskich. Oczywiście jeśli chodzi o nasze cele i ambicje sportowe nic się nie zmienia – czytamy. Jakoś nie komponuje nam się to ze sprowadzaniem po zamknięciu okienka zapewne wcale nie tak taniego Portugalczyka, ale ok. Niech będzie, że redukcja zacznie się zimą.
Mioduski we wspomnianym komunikacie niby dość mocno bije się w piersi, ale nigdy nie przyznaje się do błędów personalnie, zawsze jest „my”, a nie „ja”.
(…) W obszarze ściśle sportowym wiemy, że drużyna nie została dobrze przygotowana fizycznie i dzisiaj wciąż ponosimy tego koszty. Podjęto też niepotrzebne ryzyko zmiany systemu gry bez odpowiedniego przygotowania.
(…) Struktura, którą właśnie zmieniamy była zbyt płaska, a dodatkowo, jak się okazało, nieskuteczna jeśli chodzi o weryfikację pracy sztabu. Za dużo osób, a co za tym idzie za dużo opinii, a za mało decyzyjności i odpowiedzialności. Dziś wyciągamy z tego wnioski i dokonujemy koniecznych zmian.
(…) Po półtora roku nadszedł czas na reset i uporządkowanie fundamentów klubu. Nie zrobiliśmy tego w momencie, w którym przejmowałem pełną odpowiedzialność za zarządzanie Legią i dziś również za to płacimy cenę. Najbliższe miesiące poświęcimy więc na to, żeby punkt po puncie przejrzeć, ocenić, na nowo poukładać i zoptymalizować wszystkie obszary funkcjonowania klubu.
No cóż, to, że Legia brała żółtodziobów, wielu widziało od początku i głośno ostrzegało. Nie trzeba było być wielkim wizjonerem, żeby przewidzieć, że ktoś, kto wcześniej nie był trenerem, nie będzie dobrym trenerem. To samo dotyczyło uporczywego grania trójką obrońców przez Deana Klafuricia (jednego z żółtodziobów) i przygotowania zespołu.
Okazuje się też, że przez półtora roku tak naprawdę nie zabrano się za porządki i „jakoś to było”, dopiero teraz obudzono się z ręką w nocniku. Mamy zapowiedź gruntownych zmian na lepsze, ale czy z czymkolwiek lepszym – poza wyrzuceniem Kepciji i spółki – będzie się to wiązało, dopiero zobaczymy. Mioduski już nie raz i nie dwa pokazywał, że deklaracje to jedno, a praktyka to drugie.
Fot. FotoPyk