Gdy w Ekstraklasie dochodzi do meczu, w którym zespół bez zwycięstwa u siebie mierzy się z zespołem bez zwycięstwa na wyjeździe, remis można obstawiać w zasadzie w ciemno. W tym aspekcie rodzima Bundesliga jest dość mocno przewidywalna, a kolejny dowód na to dostaliśmy w Gdyni, gdzie Arka (bez zwycięstwa u siebie) zremisowała z Zagłębiem Sosnowiec (bez zwycięstwa na wyjeździe). Wynik z pewnością dla obu stron jest rozczarowujący, ale piłkarze jednej i drugiej drużyny w sumie mogą być z siebie umiarkowanie zadowoleni. W końcu zaserwowali nam dziś naprawdę przyjemne dla oka widowisko, co w Ekstraklasie należy przecież do rzadkości.
Po przegranym meczu z Koroną Kielce w poprzedniej serii spotkań Zbigniew Smółka zapowiadał zmiany w składzie Arki i słowa dotrzymał. Przeciwko Zagłębiu od pierwszych minut na boisku zameldowali się Sulewski, Bohdanow, Zarandia i Nalepa, zastępując odesłanego na ławkę Siemaszkę oraz Cvijanovicia, Aankoura i Sołdeckiego, którzy w ogóle nie znaleźli się w kadrze gospodarzy na dzisiejszy mecz. I trzeba uczciwie przyznać, ze trener Arki tym razem nie przestrzelił ze składem, a zawodnicy, na których postawił, wreszcie dali namiastkę ofensywnego stylu, tak bardzo pożądanego przecież przez Smółkę.
Zanim jednak piłkarze Arki pokazali trochę efektownej gry w piłkę, do siatki trafili po akcji stworzonej na podstawie schematu opracowanego jeszcze przez Leszka Ojrzyńskiego. Już w 4. minucie meczu piłkę z autu w pole karne Zagłębia wrzucił Marciniak, a chwilę później – głównie ze względu na fatalne zachowanie Kudły, który najpierw źle piąstkował, a następnie pokazał, że z łapaniem ma jeszcze większe problemy – do siatki wpakował ją Bohdanow. Radość trwała jednak bardzo krotko, bo sędzia Jakubik po konsultacji z wozem VAR zdecydował się anulować trafienie Ukraińca. Powód? Arbiter doszedł do wniosku, że bramkarzowi Zagłębia w skutecznej interwencji przeszkadzał Helstrup, który w tej sytuacji – jak orzekł VAR – znajdował się na spalonym.
Powtórki pokazały jednak, że ocena, którą Jakubik podjął do spółki z siedzącym na wozie sędzią Frankowskim niekoniecznie była prawidłowa. Nie dość, że spalony Helstrupa obaj arbitrzy zmierzyli chyba suwmiarką, to obrońca Arki nie miał też żadnego wpływu na interwencję Kudły. Dodając do tego sytuację z końcówki meczu, gdy Janota poradził sobie z dwójką defensorów Zagłębia i wyszedł sam na sam z bramkarzem gości, a Jakubik ni stąd, ni zowąd odgwizdał jego faul na Heinlothcie, “Arkowcy” mają wszelkie powody do tego, by czuć się skrzywdzonymi przez sędziego. Upust temu po meczu dał zresztą Janota, a trener Smółka na konferencji prasowej robił wszystko, byle tylko nie powiedzieć zbyt wiele.
Michał Janota: “Nie będę mówić cicho, uważam, że sędzia nas dziś okradł. Mimo, że jest to dobry sędzia, popełnił dziś zbyt dużo błędów jeśli chodzi o naszą drużynę i trzeba głośno o tym mówić. Cóż, każdy popełnia błędy, nam też się one zdarzają”. #ARKZSO
— Łukasz (@lukasz_je) 1 września 2018
Na szczęście dyskusyjna decyzja arbitra o odebraniu gospodarzom pierwszego gola nie wpłynęła demotywująco na nich demotywująco. Kolejne okazje bramkowe piłkarze Arki stwarzali sobie już z akcji i czynili to w sposób całkiem widowiskowy. Pierwszy kwadrans był w ich wykonaniu jeszcze dość nerwowy, momentami podopiecznym Smółki brakowało dokładności, ale im dużej trwał ten mecz, tym pewniejsi i skuteczniejsi byli gospodarze. Puentą ich dobrej dyspozycji była akcja, po której cudowną bramkę uderzeniem z mniej więcej dwudziestu pięciu metrów zdobył Janota. Ofensywny pomocnik Arki był dziś zresztą najlepszym zawodnikiem swojego zespołu. Kręcił rulety, dryblował, potrafił przyśpieszyć grę oraz idealnym podaniem uruchomić któregoś z boiskowych partnerów. Poza golem olbrzymi wkład Janoty w postawę Arki ilustruje też kluczowe podanie, które zanotował przy trafieniu autorstwa Zarandii. Przede wszystkim jednak były zawodnik Feyenoordu znów był maksymalnie zaangażowany w grę, co niewątpliwie sprzyja jego dość niespodziewanej transformacji z zawodnika do bólu irytującego w piłkarza, na którego patrzy się z przyjemnością.
Poza Janotą w szeregach Arki podobać mógł się też wspomniany już Zarandia, który wreszcie pokazał w w meczu ligowym to, czym imponował chociażby w lipcowym spotkaniu o Superpuchar Polski. Gruzin nie chował się dziś za niczyimi plecami, często brał grę na siebie, szukał pojedynków i ochoczo wchodził w dryblingi, w których był zresztą bardzo skuteczny. Dobry występ przypieczętował golem na 2:1, co bez wątpienia ucieszyło wszystkich w Gdyni. To już bowiem najwyższy czas, by Zarandia zaczął odznaczać się liczbami na miarę swojego faktycznego potencjału.
O ile postawa Zarandii, Janoty, Nalepy czy Sulewskiego może i na pewno cieszy trenera Smółkę, to przed następnymi meczami szkoleniowiec Arki powinien zastanowić się nad tym, jak uszczelnić defensywę swojego zespołu. Na nic bowiem ofensywne popisy, sztuczki techniczne i efektowne akcje, gdy z tyłu może wydarzyć się dosłownie wszystko. Ot, chociażby Marić może bez powodu wymachiwać rękami w polu karnym i sprokurować w ten sposób jedenastkę.
Ciężko o bardziej oczywistego karnego po ręce. Nie wiem, o co w ogóle Marić się próbował kłócić #ARKZSO pic.twitter.com/N6fxzr25zi
— Maciej Sypuła (@MaciejSypula) 1 września 2018
Smóka bez wątpienia będzie miał do Chorwata uzasadnione pretensje, bo to wyłącznie przez jego głupie zachowanie Arka po celnym strzale Sanogo z jedenastu metrów, nie zeszła na przerwę z korzystnym wynikiem. Zresztą obrona gospodarzy nie popisała się też przy drugim trafieniu dla gościu, które tuż po golu Zarandii zaliczył rozgrywający niezłe zawody Pawłowski. Poza nim w akcji bramkowej brali oczywiście udział Wrzesiński (asysta) i Udovicić (kluczowe podanie), co na dobra sprawę stało się już regułą. Tak się bowiem dziwnie składa, że jak na razie gole dla beniaminka strzelają wyłącznie członkowie ofensywnego tercetu Sanogo-Wrzesiński-Pawłowski-Udovicić.
Z przodu Zagłębie nie ma więc większych problemów, te zaczynają się dopiero bliżej własnej bramki. Do tej pory nie było bowiem spotkania, po którym defensorzy zespołu prowadzonego przez trenera Dudka mogli wracać do domu z czystym sumieniem i wiele wskazuje na to, że taki występ szybko się im nie przytrafi. Wcześniej Zagłębie pogrążali głównie środkowi obrońcy prowadzeni przez szalejący duet Polczak-Jędrych. Dziś dla odmiany za pajacowanie wziął się Banasiak, który przy drugiej bramce dla Arki zachował się tak:
Ja nie wiem, jak obrońca w Ekstraklasie może tak odpuścić i wpuścić zawodnika przed siebie? “Pan pozwoli przodem” #ARKZAGpic.twitter.com/arEUU7M7Lc
— Maciej Sypuła (@MaciejSypula) 1 września 2018
Generalnie wychodzi więc na to, że w Sosnowcu mają podobne zmartwienia do tych, z którymi mierzą się w Gdyni. Do ofensywny trudno się przyczepić (dziś Zagłębie znów pokazało kilka bardzo ładnych akcji), ale lista zarzutów pod adresem obrońców jest dłuższa niż podróż z Zagłębia Dąbrowskiego nad Bałtyk. Trenerzy Smółka i Dudek w przerwie na mecze reprezentacji mają więc co robić.
[event_results 519892]
Fot. 400mm.pl