Zmiana herbu w polskich warunkach nie jest zjawiskiem częstym. Wystarczy, że w szatni można zamontować obrotowe drzwi, a praca trenera przypomina los cygańskiego koczownika. Przynajmniej znaki są ostoją stabilności. Niemniej pożegnanie herbu Sandecji całkowicie rozumiemy. Gratulujemy kibicom, że dopięli swego.
Swego czasu robiliśmy wywiad z Kubą Malickim, specjalistą od piłkarskich herbów. Zapytany o najbrzydsze znaki polskich klubów, bez wahania wskazał między innymi Sandecję.
Najbrzydsze herby znanych klubów?
(…) Sandecja dawniej miała świetny, minimalistyczny herb, natomiast gdzieś po drodze doszły elementy, które sprawiają, że teraz to wygląda jak – powiedzmy – logo zakładu wędliniarskiego.
Trudno się było nie zgodzić. Oto dawny herb…
Źródło: PolskieLogo.net
A oto co z niezrozumiałych przyczyn pojawiło się w 2004.
Jeśli wam się podoba – OK, ale wiedzcie, że to herb z szablonu. Z jednej strony masz blisko stuletnią historię, z drugiej ClipArt.
Źródło: PolskieLogo.net
U kibiców zmiana od razu wzbudziła niezadowolenie. W ogóle nie identyfikowali się z nowym znakiem. Na oprawach, muralach i podczas wszelkiej działalności kibicowskiej wciąż funkcjonował historyczny herb. Kolejny raz aż pali więc pytanie: dla kogo dokonywano zmiany? Komu to było potrzebne?
Ale przynajmniej po czternastu latach ktoś poszedł po rozum do głowy. Sprawy nabrały rozpędu, gdy we wrześniu 2017 roku Stowarzyszenie Kibiców Sandecji zwróciło się do władz nowosądeckiego klubu, aby rozważony został ich pomysł powrotu do dawnego herbu. Już wiadomo, że historyczny znak powróci, a jego ostateczny kształt wybiorą kibice. Tak to powinno wyglądać.
Opcje są dwie.
Dziś, jeszcze pod starym herbem, Sandecja zmierzy się z Garbarnią na wyjeździe. Sączersi dorzucają swoje trzy grosze do pierwszoligowej karuzeli absurdów. W ich pierwszym meczu padło więcej goli, niż w pięciu następnych kolejkach. Po 3:3 z Chojniczanką przyszły:
0:1 z Odrą Opole
0:0 z Chrobrym Głogów
1:0 z GKS-em Katowice
1:1 z Termaliką
1:0 ze Stomilem.
Jeśli jednak gdzieś mają się przełamać i znowu strzelić więcej niż jednego gola, a przy okazji wygrać pierwszy mecz wyjazdowy, to właśnie przy Reymonta. Garbarnia, ostatni zespół tabeli, łącznie straciła trzynaście bramek, z czego „u siebie” aż siedem. Wygrała tu tylko z ŁKS-em, kiedy zdecydował karny na 3:2 Krzysztofa Kalemby. Poza tym przegrała ze Stalą Mielec (0:2) i Bytovią (0:3).
Wspomniany stoper Kalemba też barwnie zaczął sezon. Wykonywał już trzy jedenastki. Gdyby wykorzystał wszystkie, przewodziłby wraz z kilkoma innymi graczami klasyfikacji strzelców I ligi. Spudłował jednak zarówno ze Stalą, jak i w środowej katastrofie z GKS-em Tychy, gdzie Garbarnia przegrała 0:5, pogrążając się dwoma samobójami. Autorem jednego z nich również Kalemba.
W Sandecji ciekawy bilans ma z kolei Maciej Korzym. Korzym wszedł na ostatnie sekundy meczu z Chojniczanką i strzelił bramkę dającą 3:3. Nie zmieniło to jednak jego statusu w drużynie – dostał tylko osiem minut z Bruk-Betem. A przecież ofensywa Sączersów, delikatnie mówiąc, nie rzuca na kolana.
Będzie to pierwsze od dwudziestu lat spotkanie obu drużyn o stawkę. Poprzednio mierzyli się ze sobą w III lidze krakowskiej sezonu 97/98.