Gdyby Korona w tym meczu nie miała Petraka, to wygrałaby pewnie 2:0. Ale gdyby Arka w tym meczu nie miała Steinborsa w tak słabej formie, to może gdynianie powalczyliby o remis. Tak naprawdę w Kielcach decydowały dziś słabe ogniwa, a tym słabszym był bramkarz gości. Dla Korony brawa za polot, ofensywną grę – przy lepszej skuteczności mogli tę słabiutką Arkę wypunktować i zrewanżować się za 0:3 w Kielcach w poprzednim sezonie.
Pierwszą połowę tego meczu puentował gol strzelony przez Koronę. Odbitka po stałym fragmencie gry wyleciała przed pole karne, tam Żubrowski huknął prosto w środek bramki i wydawało się, że Steinbors złapie piłkę w koszyczek i rozpocznie kontrę Arki. Tymczasem Łotysz w absurdalny sposób wypuścił piłkę z rąk, do niej dobiegł Soriano i dzióbnął ją pod brzuchem bramkarza. Totalny przypadek, ale poparty – chaotycznym, bo chaotycznym – dążeniem Korony do zdobycia bramki.
O ile Korona była w tym swoich atakach nieco niezgrabna, o tyle Arka starała się je przeprowadzać płynnie, szukając składnych podań i przemyślanych akcji. Ale co z tego, skoro wychodził im może co dwudziesty atak, a cała reszta kończyła się tylko na próbie poklepania w środku pola między Janotą, Cvijanoviciem i schodzącym Aankourem.
Prowadzenie kielczan było zasłużone, bo gdynianie byli po prostu daremni. Po zeszłotygodniowym mancie spuszczonym Wiśle Płock spodziewaliśmy się, że ekipa Smółki pójdzie za ciosem. A tutaj bryndza. Natomiast Koronie trzeba oddać to, że miała w swoich szeregach niesamowitego Bartosza Rymaniaka. Na ten moment sezonu to najlepszy prawy obrońca Ekstraklasy (no, może obok Alana Czerwińskiego). Dzisiaj poprawnie wywiązał się z zadań defensywnych, których wiele nie miał, ale to co robił w ofensywie…
Przed przerwą sunął rajdami po skrzydle, w drugiej połowie zaczął dryblować środkiem pola. Wbiegał sobie między Cvijanovicia i Sołdeckiego, później hasał obok Bohdanowa i wydawało się, że oglądamy jakiegoś przypakowanego Brazylijczyka, a nie Bartka z Gostynia. On po prostu cieszył się grą.
Szum robiony przez Rymaniaka przełożył się na sukcesywnie powiększaną przewagę, która wreszcie – przy kompletnej bierności Arki – dała Koronie drugiego gola. Znów jedną z głównych ról odegrał przy tym trafieniu odegrał Żubrowski, który posłał prostopadłe podanie do Jukicia, ten wykorzystał Maricia jako zasłonę i już z pola karnego uderzył na bramkę. A później znany scenariusz – Steinbors odbija piłkę, do niej dopada Janjić i Korona prowadzi 2:0.
W normalnych warunkach kielczanie powinni mieć już spokojne dwa kwadransy i perspektywę miłego weekendu. Ale Gino Lettieri wystawił w składzie Olivera Petraka – jedną z największych znajd w tej lidze. Nie wiemy o nim kilku rzeczy – jakie są jego atuty, co potrafi, w czym czuje się najlepiej, dlaczego jest wystawianie w klubie Ekstraklasy. Wiemy natomiast, że gdybyśmy wystawili za niego ledwo przebudzonego Cezarego Żaka, to nie byłoby widać różnicy. I tenże właśnie Petrak sprokurował idiotycznego karnego, którego wykorzystał Zbozień.
Na szczęście dla Petraka, Lettieriego i całej Korony – Arka dziś nie była w stanie stworzyć sobie akcji, która nie byłaby efektem klopsa rywala. Podobała nam się pomeczowa wypowiedź trenera Smółki o tym, że gdyby oglądał ten mecz w telewizji, to wyłączyłby telewizor.
[event_results 517770]
fot. 400mm.pl