Często narzekamy, że Ekstraklasa zaczyna się za wcześnie. Że przez to kalendarz rozgrywek jest rozregulowany, że zawodnicy mają zbyt krótkie urlopy, że już na początku trzeba przez to grać co trzy dni… A może jednak warto spojrzeć na tę kwestię od drugiej strony? Dzięki temu niektóre zespoły szybko weryfikują swoje przygotowania do rozgrywek i w takiej sytuacji mogą jeszcze postarać się zareagować na rynku transferowym, by uzupełnić zaistniałe braki, skorygować niedociągnięcia.
Wydaje nam się, że pod koniec okienka niektóre zespoły ochoczo ruszą na zakupy, szczególnie do sklepów z militariami, by zakupić nowe strzelby. Komu najbardziej przydałoby się zakupić nową giwerę, albo przynajmniej solidnie przeczyścić lufę już posiadanej?
W tym kontekście trudno nie rzucić okiem w kierunku Arki Gdynia, gdzie za zdobycze bramkowe mieli odpowiadać Rafał Siemaszko, Aleksandar Kolew oraz Maciej Jankowski. Problem w tym, że póki co żaden z nich nie potrafi odnaleźć się w nowej formule, jaką zaproponował drużynie Zbigniew Smółka. Pierwszy z wymienionych niby znajduje się w planach szkoleniowca na ten sezon, jednak swoje pięć minut ma już chyba za sobą. Brakuje mu szybkości, wytrzymałości, siły… Samo zaangażowanie na treningach to trochę za mało, prawda? Gorzej, że jego konkurentem jest Kolew, któremu walka o koronę króla strzelców również nie grozi. Ba, sam Smółka podkreślał, iż nie będzie wymagał od Bułgara, by seriami ładował piłkę do siatki. Wszystko fajnie, czarną robotę też warto doceniać, ale w takim razie na kim niby ma spocząć odpowiedzialność za zdobywanie bramek? Bo chyba nie na Jankowskim, który a) dopiero dochodzi do siebie po kontuzji, b) jego najlepszy wynik to 8 trafień w sezonie ligowym i to sześć lat temu, c) w zasadzie nie jest on nawet klasycznym napastnikiem. A jakby tego było mało, w ekstraklasowej czeluści przepadli jeszcze pomocnicy Luka Zarandia, Goran Cvijanović oraz Nabil Aankour. Niby więc Smółka ma w czym rzeźbić, a jednak sytuacji mu nie zazdrościmy.
W kiepskiej sytuacji znalazła się ostatnio również Pogoń Szczecin, głównie za sprawą Adama Buksy, a raczej jego nieobecności, z powodu odnowionej kontuzji pleców. Niby mówi się, że to kwestia tygodni, aczkolwiek z urazami tej części ciała należy naprawdę uważać. Dla dobra samego zawodnika lepiej byłoby leczyć się spokojniej, niż na wariata rwać się do gry. Chociaż Kosta Runjaić na pewno by Buksą nie pogardził, wszak nie może też polegać na sprowadzonym latem Soufiane Benyaminie, który tuż przed rozpoczęciem sezonu doznał masakrycznej kontuzji w sparingu z Błękitnymi Stargard. – Jego stan jest stabilny, lecz niezbyt dobry. Ma pękniętą część czaszki i w związku z tym problemy z widzeniem na jedno oko – opowiadał niemiecki szkoleniowiec o zawodniku, który do gry wróci najwcześniej pod koniec rundy jesiennej. Wygląda więc na to, że w najbliższym czasie Portowcy znów będą musieli polegać na swojej jednoosobowej armii, Adamie Frączczaku. Przy czym warto zauważyć, że aż 12 z 14 goli, które strzelił w poprzednim sezonie, zapakował grając jako skrzydłowy, a nie “dziewiątka”. Cholera, być może nie należało jednak odpalać Rasmussena? Bo – z całym szacunkiem – poleganie na niespełna 18-letnim Benedyczaku, jest tyleż odważne, co wielce ryzykowne.
Weryfikacja planów Michała Probierza co do mistrzostwa z Cracovią już nastąpiła, o czym wspominamy z nutką ironii. Natomiast już całkowicie na poważnie zastanawiamy się, co teraz wymyśli krewki szkoleniowiec, by wydźwignąć zespół z wyjątkowej niedoli. Praktycznie jedyny konkretny napastnik w kadrze pasów, Gerard Oliva, zerwał więzadła krzyżowe przednie, więc na boisku zobaczymy go… W sumie sami nie wiemy, kiedy. Niby w odwodzie pozostaje mu Filip Piszczek, lecz nie oszukujmy się, goleador to to nie jest. Z tej perspektywy więc jako chwytanie się brzytwy wygląda ponowne włączenie do kadry Mateusza Szczepaniaka, który z Probierzem przepracował jedną rundę i nie trafił do siatki ani razu, zaś w barwach Piasta na wypożyczeniu walnął tylko trzy sztuki. Albo zatem profesor Filipiak i jego świta niebawem wyruszą na zakupy, albo cierpliwość właściciela Cracovii naprawdę zostanie wystawiona na poważną próbę.
Z kolei na temat Zagłębia Sosnowiec moglibyśmy pisać znacznie szerzej niż tylko w kontekście napastników, bo beniaminkowi przydałyby się wzmocnienia… No cóż, praktycznie wszędzie. Zaczęliśmy zastanawiać się więc nad obsadą ataku zespołu Dariusza Dudka, wszak patrząc na same nazwiska, idzie się nieco przestraszyć. Jest egzotycznie, ale przede wszystkim nierówno, szczególnie u Vamary Sanogo. Sinusoida jego formy jest potężna, a najniższy punkt wręcz przerażający. Pamiętacie, jak wypadł chociażby w Poznaniu? Odświeżmy: oddał cztery strzały, ale ani jednego celnego (a niektóre sytuacje były naprawdę dobre). Nie wygrał żadnego z dziewięciu pojedynków na ziemi. Wygrał jeden z czterech pojedynków w powietrzu. Nie udał mu się żaden z czterech dryblingów. Dwa razy był łapany na spalonym. Nie zaliczył żadnego odbioru, zaliczył za to trzynaście (!) strat. Z drugiej strony zaś z Piastem i Pogonią zaprezentował się co najmniej solidnie. Co z nim, dyspozycję na dany mecz losuje w ramach zakładów dużego lotka? Alternatywą dla niego jest Junior Torunarigha z dramatycznym CV, pełnym nieskutecznych występów w czwartej lidze niemieckiej i odbitce od zaplecza Eredivisie. Nie wydaje się też, by dobrą opcją na szpicę był Alexander Christovao, którego dotychczas szkoleniowiec Zagłębia wystawiał bliżej prawej flanki. To może już lepiej było nie oddawać Szymona Lewickiego do Rakowa Częstochowa? On przynajmniej w I lidze regularnie pakował po kilkanaście bramek na sezon.
Nasze zestawienie zamyka Miedź Legnica, która na razie sprawia lepsze wrażenie estetyczne, niż cieszy oko skutecznością. Stara to prawda jak świat i w sumie banalna, lecz za ładną grę nikt punktów nie przyznaje. Andrzej Dadełło, właściciel klubu, co prawda jest pełny optymizmu, jakoby za dobrym stylem miała zaraz przyjść skuteczność i wyniki. Jednocześnie w programie “Weszłopolscy” zaznaczał, że jego współpracownicy wciąż monitorują rynek w poszukiwaniu ciekawych zawodników (klik!) Czy na liście legniczan jest klasyczny napastnik? Nie wiemy, jednak patrząc na kadrę – przydałby się. No, chyba że w razie potrzeby trener Nowak będzie wolał kombinować na tej pozycji ze skrzydłowymi, których ma w kadrze pięciu. Póki co jednak mogą podawać tylko Piątkowskiemu, który co prawda zaliczył naprawdę dobrą ostatnią wiosnę w I lidze (8 goli w 15 meczach), ale na najwyższym poziomie (zaliczmy też do niego rozgrywki cypryjskie) dobrze prezentował się ostatnio trzy sezony temu. Szanujemy Mateusza, doceniamy jego doświadczenie, lecz w Ekstraklasie nie jest on gwarantem jakości. Fabian Piasecki ma fajne momenty, nieźle odnajduje się w ataku pozycyjnym, ale to też może być za mało. Dla dobra zespołu szefowie beniaminka powinni jeszcze rozejrzeć się za napastnikiem, który potrafiłby się odnaleźć w szybkiej i kombinacyjnej grze, jaką preferuje trener Nowak.
Krótko mówiąc, spodziewamy się, że w ostatnich dniach letniego okienka kluby sprowadzą jeszcze niejednego napastnika. Oby nie byli to tylko napastnicy wyłącznie z nazwy.