Reklama

Yannick Sambea: – Nasze szanse z Legią? 50 na 50! 

redakcja

Autor:redakcja

08 sierpnia 2018, 19:46 • 5 min czytania 68 komentarzy

Yannick Sambea zmienił tego lata Arkę Gdynia na ekipę Dudelange F91, ale wcale nie uważa, że to sportowy zjazd. Co więcej – ocenia swoją nową ekipę wyżej pod względem technicznym i taktycznym, a szanse na opędzlowanie Legii szacuje 50 na 50. Takich czasów dożyliśmy, że piłkarze mistrza Luksemburga wypowiadają się przed meczem z mistrzem Polski, jak przed starciem równego z równym. I oczywiście mają rację. 

Yannick Sambea: – Nasze szanse z Legią? 50 na 50! 

– Niestety nie przyleciałem z drużyną do Warszawy ze względu na drobne stłuczenie. Trener ma kim rotować, a ja może już jutro wrócę do treningów.

Ucieszyliście się po wylosowaniu Legii?

Oczywiście przeanalizowaliśmy dobrze Legię i zdajemy sobie sprawę, że ten początek sezonu jest dla niej bardzo ciężki. Pożegnano ostatnio trenera, drużyna odpadła z eliminacji do Ligi Mistrzów i ma problemy w meczach ligowych. Byliśmy zadowoleni o tyle, że mecz z takim rywalem jak Legia to dla nas ogromne wyzwanie i dla wielu z nas okazja do gry na świetnym stadionie. Mamy takie podejście, że chcemy mierzyć się w eliminacjach z jak najlepszymi drużynami. Jesteśmy gotowi i zrobimy wszystko, by temu wyzwaniu sprostać.

Jak zagracie w Warszawie? Defensywa i zamknięcie drogi do własnej bramki?

Reklama

Oczywiście na to pytanie powinien odpowiedzieć trener, ale nie jest żadną tajemnicą, że na meczu wyjazdowym zawsze stawia się za cel zdobycie bramki. Jeśli tego nie zrobisz, w drugim meczu prawdopodobnie będzie bardzo trudno. Dlatego nie zamkniemy się wyłącznie na obronie. Musi to być mądra gra, w której znajdzie się też miejsce na ataki. Musimy znaleźć dobry balans. Na tym poziomie tak naprawdę wszystko jest możliwe i bardzo ciężko jest porównywać do siebie poszczególne drużyny, zwłaszcza, że Dudelange jeszcze nigdy nie spotkało się z Legią. Podczas analizy trener mówił nam, że Legia to silna drużyna. W Polsce prawdopodobnie najsilniejsza, na co wskazują poprzednie lata. W tym momencie ma oczywiście kilka problemów i my musimy je w czwartek wykorzystać.

Wasza wygrana zostanie odebrana jako sensacja?

Legia to bardzo duży klub, znany w Europie i zdaję sobie sprawę, że nasze zwycięstwo zostałoby odebrane jako sensacja, ale… to nasz cel. Nie boimy się samej nazwy Legii, zwłaszcza wiedząc, z jakimi problemami się boryka. Wszystko jest możliwe. Oceniam nasze szanse na 50 na 50. Jako obserwator piłki pomyślałbym pewnie, że skoro Legia to wielka marka a Dudelange nieznany klub, szanse układają się w proporcji 95 procent do pięciu. Ale jestem piłkarzem i wiem, że w Legii grają tacy sami zawodnicy. To nie żadni nadludzie, oni też podgrzewają wodę na herbatę i gotują sobie spaghetti.

Gdybyś miał porównać jakość twojego klubu z jakością Arki Gdynia, na czyją korzyść by ono wypadło? 

Wydaje mi się, że Dudelange jest lepsze technicznie i taktycznie niż Arka. Widzę wielu piłkarzy, którzy mają naprawdę dobre wyszkolenie wyniesione z bardzo dobrych klubów, w których grali wcześniej. Tak jak ja zaczynałem w Bayernie, tak wielu moich kolegów uczyło się w naprawdę dobrych europejskich klubach z Niemiec, Francji czy Belgii. Nie mam poczucia, że poziom mamy niższy niż w Arce, chociaż tam graliśmy w zupełnie inną piłkę, opartą na wybieganiu i walce. Mówimy o dwóch zupełnie innych pomysłach na futbol, więc ciężko jednoznacznie ocenić, kto wygrałby w meczu Arka – Dudelange, bo drużyny są rozwinięte w zupełnie innych aspektach.

Poziom ligi jako całość to z kolei przepaść.

Reklama

Tak, o ile nie mam takiego poczucia, że poziom Dudelange jest niższy, o tyle liga luksemburska na pewno jest słabsza niż polska. Ciężko mi jednak jeszcze powiedzieć, jak bardzo. W poniedziałek rozegrałem swój pierwszy mecz i mimo że wygraliśmy, nie znam jeszcze poziomu całej ligi. Analizując poszczególne zespoły, widzę kilku piłkarzy z naprawdę dużym doświadczeniem w dobrych klubach, którzy w Polsce mogliby sobie poradzić.

Jak wielu piłkarzy ma u was pracę dodatkową?

Trzech-czterech. To już są wiekowi piłkarze, ale mimo to prowadzą się naprawdę profesjonalnie i każdego dnia z nami trenują. W innych klubach luksemburskiej ligi to generalnie powszechne zjawisko.

Nie mają problemu, by się w tygodniu zwolnić na mecz?

Nieee, absolutnie. Wszystko pomiędzy klubem a ich pracodawcami jest dogadane jak należy. Nie było też problemu, by półprofesjonalni zawodnicy pojechali z nami na obóz przygotowawczy. Jestem bardzo zadowolony z przygotowań i całej organizacji. Cały pomysł na futbol mi odpowiada, bo pracujemy głównie z piłką, treningi są zróżnicowane, profesjonalne. Baza treningowa jest super, w siłowni nie brakuje nam niczego. Wszystko jest naprawdę bardzo poukładane.

Dlaczego tak właściwie zdecydowałeś się na Luksemburg? Wiele osób powtarza, że to liga, w której nie da się zrobić kroku do przodu. Dobrze zarobisz, wygodnie pożyjesz, ale piłkarsko przepadniesz.

Po pierwsze – dostałem bardzo dobrą ofertę. Niecodziennie zdarza się, by ktoś proponował czteroletni kontrakt. Sześć ostatnich lat spędziłem za granicą i potrzebowałem zamieszkać bliżej domu rodzinnego, a Dudelange jest oddalone od mojego rodzinnego Saarbruecken o 90 kilometrów. Rodzina była więc dla mnie priorytetem. Niedawno zjechała do mnie dziewczyna z Polski i już powoli rozglądamy się za jakimś lokum w Luksemburgu, bo na razie dojeżdżam codziennie z Saarbruecken. Bardzo dużo się przez te lata nauczyłem i jestem bardzo dumny, że mogłem grać w takich klubach jak Arka. Wszędzie podkreślam, że to była okazja, żeby poznać naprawdę fantastycznych ludzi, tak w drużynie jak i poza nią. Luksemburg bardzo mi pasował do moich wymagań. Jasne, to nie jest świetna liga, ale kontrakt i wizja grania co rok o tytuł i Ligę Mistrzów była bardzo kusząca. Do tej pory eliminacje do pucharów przeżyłem to tylko raz w Arce, gdy udało nam się to – powiedzmy sobie szczerze – dość szczęśliwie. To był pierwszy raz w historii Arki, gdy w Luksemburgu to reguła.

Miałeś opcje, by zostać w Polsce? 

Tak, wyobrażałem sobie zostanie w Arce, która stała się już częścią mojego serca – nie tylko sam klub, ale i kibice, miasto, ludzie dookoła, prezydent. Polska to kraj, który bardzo mnie zaskoczył. Przychodząc tutaj, nie wiedziałem czego się spodziewać. Było kilka trudnych momentów, ale wszystko wspominam bardzo pozytywnie. Przejrzałem wszystkie oferty – było też kilka z Polski – i czynnik rodzinny okazał się decydujący.

Polska będzie jednak w twoim życiu wciąż obecna, bo trafiasz do klubu, którego legendą jest Polak, Tomasz Gruszczyński. Pytałeś już o niego? 

Nie, jeszcze nie, bo w pierwszych dniach było dużo pracy i stresu, ale słyszałem już, że to tutaj legenda! Jaką on miał w Luksemburgu ksywkę? Polski Messi? No popatrz, a myślałem, że jedynym polskim Messim jest Rafał Siemaszko!

JB

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
2
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Komentarze

68 komentarzy

Loading...