Rynek transferowy się zmienia, szaleje już od dłuższego czasu. Nawet za przeciętniaków płaci się olbrzymie kwoty (Richarlison za 45 mln euro z Watfordu do Evertonu!), więc tym bardziej nie dziwi nas, że właśnie padł rekord transferowy bramkarzy. Nie zrozumcie nas źle, Kepa Arrizabalaga do przeciętniaków się nie zalicza. Jest solidny, sprawdzony na hiszpańskich boiskach, w przyszłości może postraszyć Davida De Geę w reprezentacyjnej rywalizacji o miejsce w bramce. Ale żeby od razu wpłacić za niego 80 milionów euro?
Cóż, Chelsea stać, więc Chelsea korzysta. Niby cały czas się oburzamy, ale przecież powinniśmy się przyzwyczaić do tego, jak działają Anglicy. Fakt, jeszcze kilka lat temu wielkie sumy płacono przede wszystkim za zawodników ofensywnych, kreujących grę. Teraz tak naprawdę nie ma to wielkiego znaczenia, czego dowodem transfer Kepy do Chelsea za 80 milionów euro czy pozyskanie Alissona przez Liverpool za 63 bańki (to właśnie jego rekord pobił baskijski bramkarz, jeszcze wcześniej dzierżył go Gianluigi Buffon).
Co więcej, kiedyś klauzule rzędu 80-100 milionów euro uchodziły za zaporowe. Znamienne, że teraz bardziej przyciągają, aniżeli odciągają potencjalnych nabywców. Nie trudno sobie wyobrazić, że gdyby nie klauzula, Athletic wołałby za Kepę znacznie więcej. Przecież podobnie było tego lata z Antoinem Griezmannem, którego klauzula – 100 milionów euro – uchodziła za promocyjną, dla niektórych może nawet śmieszną. Oj, Hiszpanie mają przechlapane, bo każdy kontrakt musi zawierać kwotę odstępnego. Kto wie, czy w przyszłości nie wyjdzie im to bokiem, chyba że będą ustalać naprawdę zaporowe ceny, choć w dzisiejszych czasach definicja zaporowej ceny uległa znacznemu przewartościowaniu.
https://twitter.com/tomekpasieczny/status/1027157662692257792
Rynek transferowy zmienia się na naszych oczach i musimy się do tego przyzwyczaić. Takie transfery będą zdarzały się coraz częściej. Generalnie trudno odmówić temu ruchowi logiki. Chelsea ściąga całkiem młodego bramkarza (23 lata), legitymującego się już solidnym doświadczeniem. Byle leszcz nie grałby dwa sezony na boiskach La Liga. Najpierw okrzepł na wypożyczeniu w drugoligowym Realu Valladolid (sezon 15/16), potem z miejsca wskoczył do baskijskiej bramki. W ciągu dwóch sezonów zaliczył 53 spotkania w najwyższej klasie rozgrywkowej. Byłoby tego więcej, gdyby nie kontuzje, z którym musiał się borykać. W sezonie 16/17 wypadł na mniej więcej dwa miesiące, podobnie jak w poprzednich rozgrywkach.
Wystąpił na Młodzieżowych Mistrzostwach Europy w Polsce, zadebiutował w kadrze, pojechał na mundial. Jakkolwiek spojrzeć, zaliczył bardzo udane miesiące, których zwieńczeniem okazał się transfer do Londynu.
Transfer, który nie byłby możliwy, gdyby nie bunt Thibauta Courtouisa, który za wszelką cenę chce doprowadzić do swojego transferu do Realu Madryt. – Podobno Sarri miał powiedzieć Courtois, że nie chce go w drużynie, jeśli ten nie będzie w pełni zaangażowany. Jeśli bramkarz stwierdziłby, że chce opuścić klub, trener otworzyłby mu do tego drzwi – czytamy w „The Sun”. I, jak widać, Courtois za chwilę najprawdopodobniej odejdzie z Chelsea, stąd ściągnięcie baskijskiego bramkarza.
Nie ma jednak co ukrywać, Kepa na razie nie prezentuje poziomu Belga, bardziej będzie musiał do niego dążyć. Jest solidny – tego mu nie odmawiamy – wydaje nam się, że to logiczny ruch, ale właśnie – pytanie, w jakim stopniu będzie w stanie zastąpić Belga, jeżeli ten faktycznie pożegna się ze Stamford Bridge?
Fot. Newspix.pl