Jeśli chcielibyśmy być grzeczni, napisalibyśmy, że Cracovia zalicza słabe wejście w sezon, ale wolimy być szczerzy: Cracovia początek rozgrywek 18/19 ma do dupy. Michał Probierz zapowiadał nawet walkę o mistrzostwo, ale minęły ledwie trzy kolejki i musiał się z tych słów szybciutko wycofać, po tym, jak Pasom udało się ugrać ledwie punkt. Natomiast dziś do ekstraklasy zostali zgłoszeni Mateuszowie: Szczepaniak i Cetnarski, więc zastanawiamy się, czy to nie jest jeden z tych przypadków, kiedy tonący brzytwy się chwyta?
Bo też przypomnijmy: obaj piłkarze to ci, którym w trakcie trwania swoich rewolucji Probierz pokazał drzwi. Cetnarski został wypożyczony do Sandecji, natomiast Szczepaniak do Piasta i nie było w tym w sumie nic dziwnego, bo obaj nie dawali Pasom wiele. Pomocnik kompletnie zatracił formę po fenomenalnym sezonie 15/16, kiedy sieknął 13 bramek, 12 asyst i dorzucił sześć kluczowych podań, kiedy otwarcie można było domagać się jego testu w reprezentacji, skoro jej członkiem był na przykład Filip Starzyński. Cetnarski w kolejnym sezonie nie istniał i cóż, musiał się z Krakowem pożegnać. Z kolei ze Szczepaniakiem wiązano spore nadzieje po jego udanym czasie w Podbeskidziu (10 bramek w spadkowiczu), natomiast w Cracovii się nie sprawdził. Sześć goli w rozgrywkach 16/17 i cała runda bez gola, już pod batutą Probierza, jesienią 17/18.
Obaj nie wnosili nic do zespołu, więc z tego zespołu odeszli. Proste i logiczne.
Jednak czy logiczny jest ich powrót dzisiaj? I nie, i tak (choć z tym drugim mamy ogromny problem). Nie, ponieważ to nie tak, że obaj piłkarze na wypożyczeniach odzyskali formę. Cetnarski miał problemy z grą w Sandecji Nowy Sącz, co brzmi tak fatalnie, że palce krwawią, gdy wystukujemy te słowa na klawiaturze. Zjazd Mateusza to niewątpliwie najbardziej efektowny – w złym znaczeniu tego stwierdzenia – zjazd w ostatnich latach ekstraklasy. Szczepaniak natomiast strzelił trzy gole w barwach Piasta. No, bez szału i traktujcie to jako eufemizm.
Natomiast jeśli spojrzeć na szerszy kontekst, trzeba dostrzec na przykład kontuzję Gerarda Olivy, przez którą Hiszpan może pauzować długo. W składzie jest co prawda Filip Piszczek, ale, tak czy siak, ta kadra robi się węższa. Z kolei środek pola Cracovii nie imponuje, przykładowemu Budzińskiemu jeszcze daleko do dobrej formy (noty 4, 3 i 3 u nas), Hernandez jest jeszcze gorszy, bo wykręcił 3, 3 i 3, odszedł Covilo (co miało być kluczowe przy powrocie Mateusza). Może więc ten Cetnarski, który – jak można usłyszeć przy Kałuży – nie obraził się i zapieprzał ostatnio na treningach, pomoże…
Nie, nie chcemy oszukiwać sami siebie, ani was. Trudno nam uwierzyć, że Cetnarski ze Szczepaniakiem zbawią Cracovię, skoro są na sporym zakręcie swoich karier (jeśli już nie przywalili w drzewo). To raczej ruch na zasadzie: „a nuż się uda”. A przecież nie tak miało być, nie tak miała być budowana Cracovia, nie po to Probierz dostał od Filipiaka tyle zaufania. Miał być spokój, rozwaga, podlewanie roślinki, która miała powoli, ale jednak rosnąć. Natomiast te ruchy przypominają ściąganie nawozu z bardzo niepewnego źródła.
Fot. 400mm.pl