Dawid Nowak do pewnego momentu był w Ekstraklasie napastnikiem ponadprzeciętnym. Wiadomo było, że jest człowiekiem ze szkła i w każdej chwili może się rozsypać, ale też każdy wiedział, że jak już jest zdrowy i gra, to przeważnie gwarantuje dobry poziom. Wszystko posypało się cztery lata temu i coraz mniej wskazuje na to, że karta jeszcze może się odwrócić.
Nie chcemy teraz wnikać, jak naprawdę było, nie ten moment. Fakty są jednak takie, że Nowak jako zawodnik Cracovii został zawieszony na dwa lata z powody wykrycia w jego organizmie niedozwolonego stanozololu. Jego przerwa w grze w meczach o stawkę trwała od 4 października 2014 do 9 sierpnia 2016 roku, gdy już jako piłkarz Termaliki wystąpił w Pucharze Polski przeciwko Wigrom Suwałki i od razu zdobył bramkę. Nie poszedł za ciosem, długo czekał na poważniejszą szansę, ale wydawało się, że w końcu nadchodzą dla niego lepsze czasy. To dzięki jego golom w dwóch ostatnich meczach fazy zasadniczej sezonu 2016/17 Bruk-Bet wygrywał z Piastem Gliwice (trafienie z przewrotki) i Koroną Kielce, dzięki czemu wszedł do grupy mistrzowskiej.
Na tym jednak Nowak poprzestał. Odszedł z Niecieczy i zszedł do I ligi, decydując się na Puszczę Niepołomice. Zapowiadało się, że skromny beniaminek z Małopolski dokonał wielkiego wzmocnienia, a sam zainteresowany się odbuduje. – Też tak myślałem, dlatego zdecydowałem się na Puszczę. Nie byłem jednak pierwszym wyborem trenera. Dość późno przyszedłem, już po obozie przygotowawczym, do startu ligi był tydzień. Miałem jakieś sytuacje w pierwszych meczach i gdybym wtedy coś strzelił, może potem byłoby inaczej. Uzbierało mi się 18 meczów, ale minut aż tak dużo nie miałem, bo niecałe 800 – mówi Nowak w rozmowie z Weszło.
Skończyło się na wielkim rozczarowaniu. Doświadczony napastnik w poniedziałek rozwiązał kontrakt z klubem rok przed czasem. – Obopólna decyzja o rozstania została podjęta w zasadzie już pod koniec zeszłego sezonu. Trzeba było tylko ustalić wszystkie szczegóły i teraz doszliśmy do porozumienia – uściśla zawodnik.
– Dawid piłkarsko nadal jest dobry, ma swoje atuty, ale nie do końca pasował do naszego sposobu gry. Był już z nami od roku i nic nie wskazywało, żeby coś się miało w tej kwestii zmienić. Preferujemy ustawienie z mocną, silną „dziewiątką”, a Dawid taką nie jest. Szukaliśmy różnych rozwiązań, zdarzało się, że grał na skrzydle czy lekko cofnięty. Chcieliśmy wykorzystać jego potencjał, ale nie udało się – mówi nam trener Puszczy, Tomasz Tułacz.
Skoro z przodu miał być drągal, pytanie w takim razie, po co sprowadzano Nowaka? – Po awansie do I ligi jeszcze nie wiedzieliśmy, jaki sposób gry będzie u nas dominował. Próbowaliśmy kilku wariantów, szukaliśmy alternatyw – tłumaczy Tułacz.
Piłkarz rozwija ten wątek: – W 3. kolejce zagrałem prawie pełne spotkanie w Katowicach, w następnej godzinę z Odrą Opole. Poszłoby w nich lepiej i może trener ustawiłby wtedy taktykę bardziej pode mnie. Tak się nie stało, nie dałem argumentów. Brakowało mi nieco większego zaufania, poczucia, że po jednym słabszym występie nie trafię na ławkę. Przegrałem rywalizację z Marcinem Orłowskim, a to faktycznie napastnik wysoki, waleczny, świetny w rozpoczynaniu pressingu całego zespołu, dobry do zastawiania się czy wygrania pojedynku główkowego. Trener preferował styl defensywny, granie dalekimi podaniami i wrzutkami, Marcin miał wtedy większe pole do popisu. Wyniki były dość dobre, to się sprawdzało, więc nie było powodu, żeby coś zmieniać. Latem przyszedł Słowak Marek Kuzma, napastnik o podobnej charakterystyce, więc byłbym numerem trzy w ataku. Nie było sensu zostawać. Szkoda, bo w zasadzie rok stracony, a lata lecą.
– Nie znałem w ogóle Puszczy, sposobu jej grania. Drużyna znajdowała się w fazie budowy, może na samym początku trener chciał grać trochę inaczej, ale wyszło, że najlepiej sprawdzają się defensywa i stałe fragmenty. Nie miałem pojęcia, że tak to będzie wyglądało. Nigdy nie byłem typem walczaka do przepychania się, jeśli już, to raczej od tego był drugi napastnik, z którym tworzyłem duet. Najlepiej czuję się w kombinacyjnym graniu jak u Wojciecha Stawowego w Cracovii czy u niektórych trenerów w Bełchatowie – dodaje 8-krotny reprezentant Polski.
Nowak musi zatem szukać nowego klubu, ale nie ma wielu argumentów. W listopadzie skończy 34 lata, nie potrafi nawiązać do formy sprzed zawieszenia, a z Niepołomic odchodzi jako przegrany. Mało zachęcająca kumulacja.
Piłkarz nie traci jednak nadziei, że jeszcze coś fajnego się w jego karierze wydarzy. – Czuję się dobrze, nie mam zaległości, w sparingach wyglądałem nieźle. Ani w Termalice, ani w Puszczy nie miałem problemów zdrowotnych, z których wcześniej „słynąłem”. Chciałbym jeszcze pograć, dziś już nie liczą się pieniądze czy długość kontraktu. Mógłby być nawet na kilka miesięcy, do końca roku. Na razie cisza, dopiero od wczoraj jestem wolnym zawodnikiem. Fajnie byłoby zostać w I lidze, ale muszę liczyć się z tym, że będę musiał zejść niżej. Bylebym dostał szansę w zespole, w którym będę mógł wykorzystać swoje atuty, w którym można fajnie pograć w piłkę – podsumowuje.
– Przepracował z nami okres przygotowawczy, był cały czas w treningu, nie miał żadnej kontuzji, więc moim zdaniem jest gotowy do gry – potwierdza Tomasz Tułacz.
– W kwestiach pozasportowych niczego nie mogę mu zarzucić. Nie miałem zastrzeżeń do jego zaangażowania na treningach czy funkcjonowania w szatni. To inteligentny człowiek. Czasami już tak jest, że zawodnik w jakimś miejscu się nie odnajdzie, co nie znaczy, że gdzie indziej będzie tak samo. Na pewno obie strony liczyły na znacznie więcej, jednak rozstaliśmy się w zgodzie – zapewnia szkoleniowiec Puszczy.
Odejście Nowaka na pewno go nie zmartwiło, bo rywalizacja w ataku jego drużyny jest dość duża. Oprócz Orłowskiego i Kuzmy są jeszcze pozyskany z Chrobrego Głogów Łukasz Szczepaniak i wypożyczony z Wisły Kraków Krzysztof Drzazga, którego Tułacz ustawia jako napastnika bardziej cofniętego. Puszcza nowy sezon zaczęła od 0:3 w Częstochowie, ale potem wygrała 1:0 ze Stalą Mielec i w ostatni weekend 2:0 na terenie GKS-u Jastrzębie.
PM
Fot. newspix.pl