Jak na El Clasico w finale Ligi Mistrzów, jak na rekord świata w biegu na 100 metrów w walce o złoto olimpijskie, jak na ostatni epicki pięciosetowy bój Federera z Nadalem w wielkoszlemowym finale, jak na polski klub w Lidze Mistrzów. No dobra, z tym ostatnim trochę przesadziliśmy, w każdym razie chodzi nam o to, że są wydarzenia, które rozpalają wyobraźnię kibiców, takie, na które czeka się z wypiekami na twarzy. Do tej listy z czystym sumieniem dopisujemy hitową walkę w MMA – Conor McGregor kontra Chabib Nurmagomiedow. Zapiszcie w kalendarzu datę: 6 października.
O tym starciu gigantów mówiło się od pewnego czasu. Z jednej strony Conor McGregor, gość, który w ostatnich latach stał się największą i najlepiej zarabiającą gwiazdą światowego MMA. Gwiazdą tego formatu, że udało się doprowadzić do jego starcia bokserskiego z najlepszym pięściarzem globu, Floydem Mayweatherem Juniorem. „Doprowadzić” to może niewłaściwe słowo. Udało się ten pojedynek – kompletnie bezsensowny pod względem sportowym – sprzedać telewizjom na całym świecie. W efekcie obaj dostali czeki na kwoty z ośmioma zerami, co w praktyce oznacza, że mogliby do końca życia nawet nie kiwnąć palcem. I cóż, być może Floyd Mayweather rzeczywiście już sobie odpuści i zajmie się wydawaniem niebotycznej fortuny. McGregor jednak jest młodszy i ciągle głodny wyzwań,. Właśnie zapewnił sobie kolejne – znów z najwyższej możliwej półki.
Chabib Nurmagomiedow (więcej o nim w naszym tekście) pod nieobecność McGregora (zajętego boksowaniem z Mayweatherem) przejął należący do niego pas mistrza UFC w wadze lekkiej. Sama decyzja federacji o odebraniu tytułu, doprowadziła Irlandczyka do furii. Po konferencji prasowej, na której Dana White, szef UFC, ogłosił tę informację, McGregor z kumplami, niczym stado rozjuszonych byków zaatakowało autokar wiozący między innymi wojownika z Dagestanu. W furii łapali wszystko, co wpadało im w ręce: kosz na śmieci, barierkę ochronną, ciężki metalowy wózek.
Kilka osób zostało poturbowanych, McGregor uciekł, ale wkrótce został aresztowany. Oczywiście, z zapłaceniem kaucji nie było problemu. Problemy mogły za to zdarzyć się później. Przez kilka miesięcy adwokaci Irlandczyka stawali na głowie, żeby przekonać sąd, że to nie był bandycki atak (za który groziło mu więzienie, a w najlepszym wypadku zakaz wstępu do USA), a jedynie niegroźny występek. Ostatecznie sędzia uległ, przyklepał wyrok za „zakłócanie porządku” i skazał gwiazdora na kilka dni prac społecznych. To z kolei umożliwiło rozpoczęcie rozmów w sprawie walki z Nurmagomiedowem. Cóż, tak jak mówiliśmy – wszyscy na to starcie czekają, więc w sumie szybko poszło. Federacja UFC właśnie ogłosiła, że do hitowej walki dojdzie na gali UFC 229 w Las Vegas 6 października.
Zapowiada się grubo, jak nigdy. Były mistrz świata dwóch kategorii, kontra niepokonany czempion. W oficjalnej zapowiedzi mogliście usłyszeć między innymi „największa walka w historii”. Wiemy, że teksty o walkach stulecia są oryginalne, jak płyty ze Stadionu Dziesięciolecia, ale szczerze – nie w tym przypadku.
„The wait is over”, czyli koniec czekania – takie motto przyświeca zdecydowanie najbardziej oczekiwanej walce ostatnich lat. Oczywiście, obaj zarobią kupę forsy, ale naprawdę trudno oprzeć się wrażeniu, że akurat w tym pojedynku to nie kasa nie będzie najważniejsza. Obaj mają coś do udowodnienia i żaden nie zawaha się przed użyciem całej mocy swojego arsenału. Zostały dwa miesiące. To czas na ciężkie treningi i przygotowania. Ale jedno jest pewne: w przypadku tej dwójki dostaniemy także solidną porcję dobrze doprawionego trash talkingu!