Reklama

Czy na Legię uda się wszystkim wziąć wolne?

redakcja

Autor:redakcja

04 sierpnia 2018, 12:53 • 9 min czytania 17 komentarzy

To już moment, w którym Legia nie ocenia losowania pod kątem „łatwy czy trudny rywal”, a „duży czy średni wstyd po wpierdolu”. W teorii Dudelange F91 nie powinno z Legią ugrać nic. Bo co może ugrać zespół, który przygarnął w swoje szeregi odpalonego z Ekstraklasy Yannicka Sambeę? Pewnie tyle samo, ile ekipa, w której znalazło się miejsce dla Antona Slobody, Borisa Godala czy Jana Vlasko. Luksemburg to kraj, w którym się nie wygrywa. Poukładany, ze świetną gospodarką, dobry do życia, kojarzony z wielką kasą i wielką liczbą banków, ale piłkarsko – pustynia. Gdy ostatnio pierwszy raz od 1995 roku reprezentacja zaliczyła trzy mecze bez porażki z rzędu, obwieszczono renesans luksemburskiej piłki. Gdy Dudelange F91, rywal Legii, wyeliminował w 2012 z walki o Ligę Mistrzów sam Red Bull Salzburg, obwołano niemalże święto narodowe, podobnie zresztą jak wtedy, gdy w pierwszej rundzie eliminacji LE FC Progres Niederkorn pogonił Glasgow Rangers. Póki co to największe sukcesy luksemburskiej piłki. 

Czy na Legię uda się wszystkim wziąć wolne?

Bo tak na co dzień Luksemburg, kraj sąsiadujący z Francją (mistrzowie świata), Belgią (brązowi medaliści) i Niemcami (mistrzowie z 2014 roku) to etatowy zbieracz oklepów. Kraj, w którym „piłkarzem, na którego czekano ćwierć wieku” jest obwołany Chris Philipps, a „Messim luksemburskiej ligi” nazwano  szerzej nieznanego w Polsce Tomasza Gruszczyńskiego. Jak wyglądają realia tamtejszego futbolu?

***

– Cały świat mówi o waszym sukcesie. Wysiadła wam nawet strona internetowa. 

– No tak, przecież jesteśmy amatorami. Nie tylko na boisku, także w strukturach klubu pracuje wiele osób, dla których Dudelange to tylko praca dodatkowa. Nie możemy pozwolić sobie na zatrudnianie ludzi na wyłączność, także do strony internetowej. 

Reklama

– To prawda, że niektórzy piłkarze na mecz rewanżowy musieli brać urlop? 

– Niektórzy tak. Nasz napastnik Aurelien Joachim jest wuefistą, w zeszłym roku skończył studia. Znalazł się zresztą przez rok w drugiej drużynie VfL Bochum, ale się nie przebił. Inni pracują w urzędach albo bankach. Żeby zagrać w meczu eliminacji, muszą prosić o urlop. 

– Czyli swoje urlopy spędzają z kolegami z drużyny, a nie z rodziną na wakacjach.

– No tak. Piłkarze wiedzą przecież, na co się piszą, gdy dołączają do naszej ekipy. Zwłaszcza, że część z nich pracuje w klubie jak na etacie, trenując rano w mniejszej grupie i wieczorem, gdy dołączają do nich ci pozatrudniani w innych miejscach. 

Guy Hellers, dyrektor sportowy Dudelange F91, po wyeliminowaniu z eliminacji Ligi Mistrzów Red Bull Salzburg.

***

Reklama

– Mam tylko nadzieję, że w następnej rundzie też wszyscy damy radę wziąć wolne w pracy. 

Aurelien Joachim po wygranym meczu pierwszej rundy eliminacji do Ligi Europy.

***

„Wstyd, ogromny wstyd, Red Bull Salzburg”. „Mega blamaż”. „Święto amatorskiej piłki”. „Mecz życia”. Takie tytuły pojawiały się w austriackiej i luksemburskiej prasie po dwumeczu, w którym Dudelange wygrało u siebie 1:0, a na wyjeździe w Salzburgu dotrzymywało tempa i przegrało 4:3. Sens gry w piłkę zawodnikom Dudelange nadają tylko eliminacje do europejskich pucharów. Do drużyny próbują się dobić mieszkający przy zachodniej ścianie niemieccy piłkarze szóstego sortu, którzy marzą choćby o jednym występie na arenie europejskiej. W lidze regionalnej nie mieliby na to żadnych szans. Liga? Klub powstał w 1991 roku, a krajowe rozgrywki wygrał już czternastokrotnie. Ostatni raz tytuł oddał w sezonie 12/13.

Dudelange nazywane jest ligowymi krezusami. Można zarobić w nim nawet dziesięć tysięcy euro (dobry, ekstraklasowy kontrakt), jednak koszty życia znacznie przewyższają Polskę. Zakup mieszkania w stolicy to koszt rzędu miliona euro. Średnie wynagrodzenie w kraju wynosi 4000 euro, więc około cztery razy więcej niż u nas. Pensja minimalna? Także niczego sobie – 1922 euro.  Średnia emerytura to z kolei około 3800 euro. Nic dziwnego, że w Luksemburgu, także u piłkarzy, występuje zjawisko, które roboczo można nazwać „codzienną migracją”. Do pracy 40-50 kilometrów dojeżdżają codziennie Francuzi bądź Niemcy, a po niej wsiadają w auto i zawijają do swoich przygranicznych wiosek.

Szacuje się, że w luksemburskiej lidze tylko sto osób żyje wyłącznie z piłki. W ich skład wchodzą piłkarze, którzy są zatrudnieni w klubach nie tylko jako zawodnicy, ale też np. koordynatorzy grup młodzieżowych. Gdy w latach dziewięćdziesiątych do luksemburskiej ligi dołączyła czwórka piłkarzy z Borussii Moenchengladbach, i tak musiała sobie koniec końców znaleźć dodatkową robotę. Na papierze zarabia się świetnie, ale koszty życia potrafią przytłoczyć.

Tylko trzy drużyny w lidze mogą sobie pozwolić na luksus etatowych trenerów. Dudelange F91 ma ich aż trzech (Dino Toppmöller, Erwin Bradasch i Luc Duville), Union Titus Petingen dwóch (Baltemar Brito i Antonio Torres), Fola jednego (Thomas Klasen). Ogromne braki są także w sektorze administracyjno-organizacyjnym klubów. – Liga powinna wprowadzić szkolenia, na których można byłoby się nauczyć, jak prowadzić klub piłkarski. Wielu młodych bezrobotnych, którzy mogliby wyszkolić się na zarządców klubów piłkarskich – proponował ostatnio zupełnie serio Romain Schumacher, prezydent F91 i członek zarządu ligi. Piłka nożna ma w Luksemburgu znacznie mniejszy status niż w Polsce, w kraju brak tradycji piłkarskich. Może dziwić branie ludzi z ulicy na najwyższe stanowiska w klubach, ale to kraj specjalistów – każdy jest tu wybitnym ekspertem w jakiejś dziedzinie. Prowadzenie klubu piłkarskiego nie musi oznaczać czerwonych dywanów, lóż VIP, spotkań z najważniejszymi ludźmi. Praca jak praca.

Weźmy do kupy roczną pensję Jędrzejczyka i Eduardo i już mamy około połowę budżetu Dudelange F91, który wynosi 2,8 miliona euro, co na tle reszty stawki jest kasą wręcz ogromną. Drugi w kolejce klub ma budżet w wysokości 1,8 (Fola), trzeci – 1,5 (Niederkorn). Najmniejsze budżety w lidze wynoszą około 250 tysięcy euro.

Ile zarabia dobry ligowiec? Są to zarobki na poziomie 2500 – 3500 euro. Niby dużo, ale jednak poniżej średniej krajowej, niewiele więcej niż pensja minimalna.

Impression

Druga kolumna – budżet poszczególnych klubów. Trzecia – liczba piłkarzy zatrudnionych na profesjonalnych kontraktach. Czwarta – liczba pracowników klubu na profesjonalnych umowach. 

***

– Luksemburg to kraj dla piłkarzy po trzydziestce. Finansowo stabilny, a i miejsce w składzie pewne. Nie trzeba się męczyć, nie ma żadnej konkurencji, pieniążki są. Idzie się na łatwiznę. Jak zawodnik ma 25-26 lat i dostaje ofertę z Luksemburga, przekonuję go jak mogę, żeby tam nie szedł. O wiele lepiej podpisać go w drugiej lidze belgijskiej albo trzeciej francuskiej – mówi Tomasz Gruszczyński, gość, który w wieku 22 lat trafił do Dudelange i…

Przepadł? No nie, nie napiszemy tak o piłkarzu, którego nazywano w Luksemburgu naprzemiennie „ligowym Messim” i „ligowym Ronaldo”. Dla swojego klubu zdobył 116 bramek, choć nigdy królem strzelców nie został. Faktem jest jednak, że w Polsce mało kto o nim słyszał.

– Ciężko namówić piłkarza na Luksemburg?

– Młodego tak. Kiedy ambitny piłkarz wie, że jak trafi do Luksemburga to już po nim. Przepada. Nie dadzą piłkarzom nie wiadomo jakich pensji, ale przygotują do życia poza piłką. Praca dla żony to norma, jeśli piłkarz jest na półzawodowym kontrakcie to jemu też jakąś znajdą. Szkoła dla dzieci, mieszkanie, samochód. Tym mogą skusić, bo praca w Luksemburgu jest bardzo dobrze opłacana. Jeśli ktoś jest po studiach to zarabia minimum 2000 euro. A stawka szybko idzie w górę. Ale zarobki muszą być dostosowane do tego, ile kosztuje tam życie. Na przykład żeby kupić dom (śmiech), żeby kupić dom trzeba mieć 600 tys. euro. A w stolicy – milion. Za mniej można pomarzyć. Niektórzy Francuzi wolą zostać po karierze w Luksemburgu, bo tu podatki są dwa razy mniejsze niż we Francji.

– Nie próbował pan stamtąd odejść?

– Ale to prawie niemożliwe. Raz jakiś menedżer załatwił mi testy w Saarbrücken, oni weszli wtedy do drugiej ligi niemieckiej. Po moim ostatnim treningu zaprosili mnie do biura, mówili, że chcą ze mną podpisać, mój agent miał tylko przygotować kontrakt. Czekam, czekam, a on dzwoni po paru dniach i mówi, że się nie udało. W Europie Luksemburg nie jest poważnie traktowany. Jak poszedłem na testy, to się mnie spytali na wejściu:

– A co wy tam robicie w tym Luksemburgu? Brzuszki tylko?

Infrastrukturalnie staliśmy na dobrym poziomie, mieliśmy własną siłownię, boiska. Organizacyjnie nie ustępowaliśmy klubom z drugiej ligi francuskiej. Denerwuje mnie, że tak się postrzega Luksemburg. Infrastrukturalnie staliśmy na dobrym poziomie, mieliśmy własną siłownię, boiska. Organizacyjnie nie ustępowaliśmy klubom z drugiej ligi francuskiej. Przez dziesięć lat podpisałem tam pięć kontraktów, nigdy nie czekali do samego końca, żebym tylko nie odszedł do innego klubu. W Luksemburgu są tylko trzy kluby, które mogą sobie pozwolić na pensje na poziomie 2-3 ligi francuskiej. W reszcie zawodnicy dostają bardzo mało. Czasami nawet tylko 1000-1500 euro – opowiada Gruszczyński.

***

Luksemburg jest krajem spokojnym, stabilnym, ale nijakim. Niby jest tu wszystko, a tak naprawdę nie ma nic. Niby żyje się dobrze, a jednak Luksemburczycy uchodzą za najmniej szczęśliwy kraj na świecie. Niby ma największe PKB, a jednak długi do spłaty są przeogromne. W kraju żyje pół miliona osób, zaś sama stolica liczy ich tylko sto tysięcy. Mimo swoich niewielkich rozmiarów, Luksemburg gra pierwsze skrzypce w Unii Europejskiej, której był jednym z założycieli. To także w Luksemburgu znajdziemy miasto Schengen, w którym podpisano traktat o swobodnym przepływie osób pomiędzy granicami UE.

Gospodarka opiera się na bankach i w tym sektorze bezrobocia w zasadzie nie ma. Problem jest inny – trudno znaleźć specjalistów, którzy byliby na tyle kompetentni. Około 50% populacji stanowią obcokrajowcy. Dodatkowo ogromna część z nich (głównie Francuzów i Niemców) przyjeżdża do Luksemburgu tylko do pracy. Niby mówi się po francusku, ale gdzieniegdzie o wiele łatwiej dogadać się po niemiecku bądź angielsku. Multikulturowy kraj, ale nie jest to jechanie na łatwy socjal – do Luksemburga byle kogo nie biorą, trzeba być w swojej dziedzinie naprawdę kozakiem.

Swego czasu tamtejsza liga stała się najpopularniejszym kierunkiem dla niemieckich piłkarzy – w żadnej innej nie było ich aż tylu. Zdarza się, że w kadrze danego klubu jest więcej Niemców niż Luksemburczyków. Powód jest prosty – to dla nich jedyna szansa, by poczuć się jak piłkarze. Powalczyć o mistrza, powalczyć w eliminacjach do pucharów. Miła odskocznia od czwartego poziomu rozgrywkowego.

A do tego w Luksemburgu można oczywiście dobrze zarobić, bo klub nie dość, że wypłaci solidny kontrakt, to jeszcze pomoże znaleźć dobrą i niezbyt wymagającą pracę.

Mimo że w luksemburskiej piłce perspektywy są niewielkie, gdy już się tam osiądzie, ciężko wyjechać. To także jeden z powodów, dla którego luksemburscy piłkarze nie robią międzynarodowej kariery. Celso Duarte, jeden z niewielu menedżerów pracujący na luksemburskim rynku: – Chcę zmienić mentalność luksemburskich piłkarzy. Jest tu naprawdę dużo nieodkrytych talentów, którzy mogliby zrobić poważną karierę. Nigdy się to nie uda, jeśli piłkarze nie przestaną czuć się w Luksemburgu komfortowo.

***

Jak co sezon w ekipie Dudelange doszło latem do wietrzenia szatni. Odeszło 17 zawodników, na ich miejsce przyszło piętnastu, w tym choćby Yannick Sambea, który chciał zostać w Polsce, lecz nie znalazł się na niego żaden chętny. Najsolidniej wygląda pozyskanie Marca-Andre Kruski (prawie 100 meczów w Bundeslidze) i Milana Bisevaca (ponad 260 spotkań w Ligue 1). Obaj są już oczywiście po drugiej stronie rzeki, więc nie ma specjalnie czym się podpalać – Legia jest o kilka półek organizacyjnie wyżej i ogranie Luksemburczyków to obowiązek.

A jeśli Legia tego nie zrobi, przynajmniej będzie mogła usprawiedliwić się tym, że stoi w jednym rzędzie z Red Bullem Salzburg, Glasgow Rangers, Gabalą, Interem Baku czy mistrzami świata, Francuzami, którzy ostatnio zremisowali z reprezentacją Luksemburga 0:0.

Fot. Newspix.pl

Wypowiedzi Tomasza Gruszczyńskiego pochodzą z wywiadu, jakiego udzielił w 2016 roku na Weszło.

Najnowsze

Niższe ligi

Mata spotkał się z Davidem Alabą. Austriak pozostał z koszulką Tajfunu Ostrów Lubelski

Szymon Piórek
1
Mata spotkał się z Davidem Alabą. Austriak pozostał z koszulką Tajfunu Ostrów Lubelski

Komentarze

17 komentarzy

Loading...