Na początek zagadka – co to za mecz? Mistrz Polski z 1929 i 1947 roku na stadionie wicemistrza z lat 2003 i 2005 zagrał z mistrzem z roku 1931. Ci, którzy lepiej śledzą I ligę, wiedzą o jakie spotkanie chodzi. A my spieszymy z wyjaśnieniem – w piątek Warta Poznań podejmowała Garbarnię Kraków na obiekcie w Grodzisku Wielkopolskim. W meczu padł remis 1:1, a sama wizyta w Grodzisku przywołała kilka miłych wspomnień związanych ze stadionem Dyskobolii.
Już z daleka dojeżdżając do Grodziska widać reflektory wybijające się ponad poziom zabudowań. W niespełna dwudziestotysięcznym miasteczku nie ma wieżowców, toteż wysokie lampy widać już z okolic Urbanowa czy Ptaszkowa. Ostatni mecz szczebla centralnego odbył się na tym obiekcie dziesięć lat temu, gdy grała tu jeszcze Dyskobolia. Potem Zbigniew Drzymała zawinął majdan i przeniósł go do Warszawy, a Dyskobolia nigdy już tamtej chwały nie odzyskała. Tułała się po IV lidze i okręgówce, by wreszcie upaść. Teraz odradza się nowy zespół pod nazwą Nasza Dyskobolia, bo nad spuścizną dwukrotnego wicemistrza Polski czuwa duch długów. Wkrótce o tej nowej inicjatywie napiszemy szeroko na łamach Weszło, a KTS zagra z nimi sparing.
Obiekt przy ul. Powstańców Chocieszyńskich pamięta starcia z Herthą Berlin, Manchesterem City czy Bordeaux. Pamięta Rasiaka, Milę, Wieszczyckiego, Sikorę, Kriżanaca, Liberdę, Piechniaka, Majewskiego, Sobolewskiego. Ale dawny blask już dawno jest za tym kameralnym stadionem. Dziś grywają tu tylko panie z miejscowego zespołu kobiet. Nasza Dyskobolia musi się zadowolić boiskiem treningowym, bo koszt wynajmu głównej płyty przerasta jej możliwości finansowe. Ale Warty Poznań nie przerósł, choć istniało takie prawdopodobieństwo. Ale po kolei…
„Zieloni” musieli grać poza Poznaniem, bo ich „Ogródek” przy Drodze Dębińskiej nie spełnia wciąż wymagań licencyjnych. Klub zobowiązał się do remontu swojego stadioniku, ale prace nadal trwają. Zmodernizowano szatnię i część obiektu klubowego, ale PZPN wymaga też zadaszenia trybuny (tej od strony ulicy) oraz postawienia mocniejszego oświetlenia. Ale Warta póki co łata dziury finansowe. Sytuacja finansowa klubu jest daleka od ideału, a wszystko to wynika z braku prosperity w Family House, czyli firmie stojących za klubem. „Duma Wildy” dziś stoi tak naprawdę na jednej nodze i jest nią właśnie kasa rodziny Pyżalskich. Jeśli u nich dzieje się gorzej, to cierpi na tym kondycja klubu. Tak jest właśnie teraz – latem sprowadzono tylko dwóch piłkarzy (Niklasa Zulciaka i Wojciecha Fadeckiego), a pensje jeśli spływają, to z opóźnieniem.
Warta musiała szukać zatem obiektu zastępczego i znalazła go w Grodzisku. Pojawił się pomysł, by warciarze grali na stadionie przy Bułgarskiej, ale skoro już z opłaceniem wynajmu boiska w Grodzisku był problem, to pokrycie kosztów gry na stadionie miejskim w Poznaniu kompletnie przerastałoby możliwości „Zielonych”. Izabella Łukomska-Pyżalska, formalnie prezes Warty, narzekała na łamach mediów na brak pomocy ze strony miasta, które miałoby jej zdaniem przykazać część funduszy na funkcjonowanie grupy młodzieżowych.
Właściciele klubu wynajęli zatem obiekt w Grodzisku na jeden mecz, ale nie wiadomo co będzie dalej. Spotkanie ze Stalą Mielec warciarze będą chcieli przełożyć, a w kolejnych zmienić gospodarza – tak, by z Bytovią w rundzie jesiennej zagrać w Bytowie, a z ŁKS-em w Łodzi. Co dalej? W Poznaniu liczą, że do tego czasu uda się dokończyć remont „Ogródka”.
Sam stadion w Grodzisku wciąż chwali się historią (legendarny napis viceMISTRZ Polski pod lożą), ale lata chwały ma już za sobą. Tablice z nazwami sektorów się sypią, słupy pokrywa rdza, a sektory za bramkami są od dawna nieużywane. Klasę zachowuje zabytkowa drewniana trybuna, a kibiców wpuszczono na zadaszone sektory od strony północnej. Na obiekt dotarło kilkudziesięciu kibiców z Poznania, miejscowi, grupy młodzieżowe Warty i dzieci ze szkółki bramkarskiej, która akurat przebywa tu na obozie.
Sam mecz nie porwał. Do przerwy oba zespoły narzuciły sobie dość letnie tempo („piątek, godzina 18, pogoda też nie dopisuje” – jak mawiał klasyk), ale groźniejsze sytuacje stwarzali goście z Krakowa. I to oni wyszli na prowadzenie jeszcze w pierwszej połowie. Po stałym fragmencie zagapili się obrońcy Warty, piłka spadła na piąty metr pod nogi Jakuba Wróbla, a ten pewnym strzałem pokonał Adriana Lisa. Ten sam Wróbel chwilę po przerwie bombą ze skraju pola karnego mógł podwyższyć prowadzenie, ale piłka odbiła się od poprzeczki, skozłowała przed linią bramkową i wyszła w boisko.
Warta przycisnęła dopiero w końcówce spotkania, a do wyrównania doprowadziła po akcji, którą kibice „Zielonych” doskonale znają jeszcze z poziomu II ligi. Dośrodkowanie z rzutu wolnego, świetny strzał głową Bartosza Kieliby i 1:1. Formalni gospodarze próbowali jeszcze wcisnąć zwycięskiego gola, ale zabrakło im czasu i sił. Treningi u Petra Nemca nie należą do najlżejszych i w pierwszej fazie sezonu warciarze mogą czuć jeszcze łomot, który Czech spuścił im w okresie przygotowawczym. Później powinno być lepiej. O ile do tego „później” dojdzie, bo sytuacja finansowa dwukrotnego mistrza Polski nie jest zbyt różowa…