Reklama

Na pytanie gdzie jest ta Legia, odpowiadamy, że jest w czarnej dupie

redakcja

Autor:redakcja

24 lipca 2018, 23:04 • 3 min czytania 236 komentarzy

Wszystko w meczach u siebie: trzy gole od Arki, trzy od Zagłębia i dwa trafienia od Spartaka Trnawa, w również przegranym meczu. To statystyki z początku sezonu tak zwanego mistrza Polski na początku sezonu. Podobnie napisaliśmy Lechowi po tym, jak ten dostał od Gandzacośtam, więc teraz wypada powtórzyć: Legio, ty nie jesteś śmieszna, ty jesteś żałosna.

Na pytanie gdzie jest ta Legia, odpowiadamy, że jest w czarnej dupie

A kto pogrążył Wojskowych? Erik Grendel i Jan Vlasko.

ERIK GRENDEL I JAN VLASKO.

Pierwszy to gość, którego połowa Polski myli z Romanem Gergelem, gość, który nie łapał się do Górnika Zabrze, mającego przecież kadrę naprawdę wąską. A na Łazienkowskiej, gdy gra nie toczyła się o siatkę pomarańczy, tylko o Ligę Mistrzów, ten Erik Grendel uderzył zza pola karnego jak stary profesor, nie dając żadnych szans Malarzowi. I nie, żadnym usprawiedliwieniem dla Legii nie będzie fakt, że grała wówczas w dziesiątkę po kontuzji Mączyńskiego. Zachowała się kompromitująco – nikt nie podszedł do Grendela, wyglądało to bardziej na czerwony dywan w kierunku bramki. Szczególnej uwadze polecamy wam Philippsa: rywal uciekał mu w pole karne, to go olał, Grendel szedł z piłką na bramkę, to tego rywala też olał. Tak się nie gra nawet w lidze szóstek.

Natomiast Vlasko to gość, który miał zastąpić Filipa Starzyńskiego w Zagłębiu Lubin, ale najzwyczajniej w świecie nie dał rady. Natomiast gdy wrócił na polskie boiska, przestawił Astiza, popatrzył gdzie jest Malarz i go przelobował. Do widzenia. A przecież ten sam Vlasko oceniał szansę swojej drużyny przed meczem na pięć procent.

Reklama

A tak poza tym to Legia powinna dziękować opatrzności, że strzał Gergela Grendela był uderzeniem na tylko 0:1. Najpierw setkę zmarnował Jirka, który z siódmego metra kompletnie nieatakowany nie trafił nawet bramkę. Później dobrze uderzył Egho, z główki dał piłkę w kozioł, ale bramkarz gospodarzy jakimś cudem to odbił. Poważni piłkarze wyciągają z takich sytuacji wnioski, natomiast dzisiaj na biało byli ubrani piłkarze skrajnie niepoważni.

Bo jak też odpowiedzieli na zapędy gości? W żaden sposób. Przypominacie sobie jakąś konstruktywną akcję Legii? My niespecjalnie. Masa wrzutek na dużą i większą aferę w myśl zasady: a może jednak się uda. Poza tym liczenie na Carlitosa, że on wyczaruje coś z niczego, ale Hiszpana było stać właściwie tylko na lekki strzał z rzutu wolnego i przeniesienie piłki nad poprzeczką, po wrzutce, a jakże.

Słyszeliśmy, że Spartak słynie z dobrej organizacji w defensywie – w taki sposób wygrał swoją ligę – ale serio, dziś dobrze przy Legii dobrze w tyłach wyglądałaby i Wiosna Muminków. Ekipa Klafuricia irytowała… nie, nie irytowała: wkurwiała swoją nieporadnością. Jeśli ktoś liczył na huraganowe ataki po przerwie, to srogo się przeliczył. Przecież poza golem Vlasko najbliżej trafieniem był znów Spartak, po tym, jak Egho wszedł jak do siebie w pole karne i nie trafił na właściwie pustą bramkę.

Ludzie, którzy kupili bilety, dostali dziś od Legii gówno. Nie ma na to innych słów, sorry. Zero jakości. Zero składnych akcji. Zero wiary w sukces. Dobrze, że rewanż jest blisko, nie gdzieś w Kazachstanie, bo szkoda paliwa na przewóz takich pierdół.

Legia Warszawa – Spartak Trnawa 0:2

Grendel 16′, Vlasko 90+3′

Reklama

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

236 komentarzy

Loading...