Myśleliśmy, że Piotr Lasyk po skompromitowaniu się w ostatniej kolejce poprzedniego sezonu, w tym nowym rozdaniu zacznie od przymusowego odpoczynku od sędziowania. Albo chociaż dostanie nakaz biegania w okularach adekwatnych do jego wady wzroku. Tymczasem arbiter, który swoim błędem samodzielnie wyłonił skład pucharowiczów w poprzednim sezonie, wraca do prowadzenia meczów już od pierwszej kolejki.
Wiemy, że od 37. kolejki poprzedniego sezonu trochę czasu już minęło, że był mundial, że chcieliście wyrzucić to ze swojej pamięci. Dlatego przywołajmy mecz Jagiellonii z Wisłą Płock. Ekipa Jerzego Brzęczka walczyła o europejskie puchary, Jagiellonia przy korzystnym układzie gier mogła zostać jeszcze mistrzem Polski. Nagle Kante po kapitalnej akcji strzela gola i płocczanie mogą już powoli się zastanawiać, czy wolą w tym lipcu polecieć na Kaukaz, czy do Macedonii, albo do Luksemburga.
A tu – gwizdek. Sędzia Lasyk sprawdza na VAR-ze, wszyscy przed telewizorami zgłupieli, bo nawet trudno było podejrzewać, że w tej akcji doszło do nieprawidłowości. – Luz, sprawdzi sobie i gramy dalej, przecież nic nie zmieni – myśleliśmy wtedy. Niestety – arbiter anulował gola dla Wisły. Za co? A no za ten “faul” Stilicia na Romanczuku:
Za to rzekome “nastąpnięcie” Stilicia na nogę Romanczuka sędzia Lasyk zdecydował się nie zaliczyć późniejszego gola Kante. Napiszę, że to bardzo dobry żart. I tyle #JAGWPŁpic.twitter.com/FSqm8CR1Gq
— Maciej Sypuła (@MaciejSypula) 20 maja 2018
Ostatecznie zamiast Wisły do eliminacji Ligi Europy awansował Górnik, do czego walnie przyczynił się sędzia Lasyk. Napiszmy dosadniej – to Lasyk swoją skandaliczną decyzją sprawił, że w pucharach dziś grają zabrzanie, a nie ekipa z Płocka. Popełnił kluczowy błąd (i to z pomocą VAR, dwóch sędziów VAR, dwóch asystentów i słuchawki na uchu!!!), który rzutował na kluczowe rozstrzygnięcia w lidze.
Spodziewaliśmy się, że gość odpocznie sobie trochę od sędziowania. Wiecie – jeśli strzelacie sobie samobója z 30 metrów w meczu o mistrzostwo kraju, to nikt już ci nie pozwoli ubrać koszulki tego klubu. Podobnie powinno być z Lasykiem – spieprzyłeś w bardzo ważnym momencie, skompromitowałeś się idiotyczną decyzją na oczach całej Polski, to weź sobie posędziuj z trzy mecze na niższym szczeblu.
Czy Lasyka spotkała kara? Dupa, nie kara. Dziś o 18 poprowadzi mecz Wisły Kraków z Arką Gdynia. I nie, nie jako techniczny. Jako główny z gwizdkiem z ręce (i – mamy nadzieję – z okularami na nosie).
Kolegium Sędziów PZPN możemy tylko pogratulować. Właśnie daliście znać wszystkim sędziom, że ich błędy nie mają konsekwencji. Że możesz urżnąć jeden z najważniejszych meczów w sezonie, a i tak nie dostaniecie choćby jednego dnia zsyłki do niższej ligi. Brawo, róbcie tak dalej. Wydelegowanie Lasyka na mecz 1. kolejki nowego sezonu to otwarte przyzwolenie na dyletanctwo. Zaraz wytłumaczycie, że przecież pan arbiter mógł przemyśleć swój błąd przez wakacje i że w tym czasie miał czas na refleksję. Ale co to zmienia? Jak konkretnie zawalisz coś w robocie w piątek, a szef zobaczy to dopiero w poniedziałek rano, to i tak możesz dostać do rąk dyscyplinarkę. Nawet mimo tego, że całą sobotę i pół niedzieli klęczałeś na grochu w ramach żalu za grzechy.
A sędziemu Lasykowi tylko przypominamy przed sobotnim starciem – jeśli piłkarz zespołu A tupnie obok zespołu B, to nie oznacza, że gol zespołu A powinien zostać anulowany. Przypominamy, bo w starciu Płocka z Białymstokiem coś się panu pokręciło.