Konferencja prasowa dzień po półfinałowym meczu Chorwacji z Anglią. Brytyjska dziennikarka od dłuższego czasu podnosi rękę. Rzecznik prasowy daje znak, że to jej moment na zadanie pytania. Ta jest jednak zdezorientowana. Nerwowo rozgląda się wypatrując mikrofonu, który jeszcze do niej nie dotarł.
– It’s coming – rzuca rzecznik prasowy.
Za chwilę dodaje: – Not home.
Zlatko Dalić wybucha śmiechem. Pierwszy raz podczas tej konferencji, choć jego sztucznie poważna mina zdradza, że ma na to ochotę w zasadzie w każdym jej momencie. Tłumi w sobie emocje. Najchętniej roześmiałby się i wszystkich przytulił, jak ma to miejsce po konferencji, gdy zaprzyjaźnieni dziennikarze podchodzą do niego z gratulacjami. Wszystkie oczywiście cierpliwie przyjmuje. W końcu samemu nigdy nie zapomina o tych, z którymi łączą go koleżeńskie relacje. Nawet w dniu meczu o finał mistrzostw świata potrafi zadzwonić do Deana Klafuricia i pogratulować zwycięstwa nad Cork City.
Na konferencji prasowej Dalicia witają brawa inspirowane przez chorwackich dziennikarzy, których w Moskwie jest niezwykle mało. Gdy podczas grupowych meczów Polaków sale konferencyjne pękały w szwach, przed finałem chorwacką drużynę obsługuje ledwie garstka, a podczas 50-minutowego spotkania z mediami pytania po chorwacku praktycznie nie padają. Mimo to Dalić pokornie odpowiada na wszystkie wątpliwości dziennikarzy, nawet te z gatunku dziwnych. Czy poda skład na niedzielny mecz? Nie, nie poda. Czy dobra forma Chorwacji jest efektem porażki z Peru w marcowym sparingu? Nie, ale ten moment pokazał Daliciowi, jak duże są jeszcze braki. Czy zwycięstwo w mundialu 1998 jest przewagą Didiera Deschampsa? Nie, ponieważ on już jeden puchar ma, a w gablocie Dalicia nic tak prestiżowego jeszcze nie stoi, więc to wielka motywacja.
Po 40 minutach konferencji, dziennikarze podnosili ręce już bez śmiałości. Standard tego typu spotkań jest średnio o połowę krótszy, więc byli zdziwieni, że wciąż mają tę możliwość.
– Spokojnie, trener ciągle jest do waszej dyspozycji – zachęcił ich dyrygujący rzecznik prasowy.
***
– Jaka jest różnica pomiędzy małymi jak Chorwacja czy Urugwaj a wielkimi jak Brazylia czy Niemcy?
– Moim zdaniem Messi jest najlepszym piłkarzem świata, Neymar prawie dorównuje mu poziomem. To zespoły, które są zależne od jednego piłkarza. I te zespoły szybko jadą do domu, tak samo jak na arenie międzynarodowej nie radziła sobie Chorwacja, która posiadała zbyt dużo indywidualności. Drużyny, które stanowią jedność, zostają na mundialu długo. Może na tym polega różnica?
***
Jedność. Razem. Drużyna. Charakter. Wspólny cel. Poświęcenie. Gdy Zlatko Dalić po raz wtóry powtarza te same słowa, już nikt nie traktuje go z rezerwą jako trenera bez doświadczenia na poważnym poziomie, który przyjechał z wojaży po krajach arabskich, a selekcjonerem został głównie dlatego, że akurat był pod ręką na trzy dni do kluczowego meczu w Kijowie z Ukrainą. Jeśli Chorwacja straciłaby wtedy punkty, straciłaby także szanse na mundial. Ukraina została jednak ograna, tak samo zresztą jak Grecja w barażach. Niespodzianki nie było – mundial dla Chorwatów uratowany.
Wygrana z Ukrainą, Nigerią, Argentyną, Islandią i pokonanie Danii, Rosji i Anglii. Dalić w meczu o punkty jeszcze nie przegrał, choć złośliwi powiedzą, że notuje właśnie serię trzech meczów bez zwycięstwa. Po meczu z Anglią jak bumerang wracał temat przygotowania fizycznego. – To ekstremalnie ciężki turniej. Będziemy pierwszą drużyną, która rozegra na mistrzostwach świata osiem meczów – śmieje się trener i parokrotnie podczas konferencji powtarza, że w meczu z Anglią żaden z jego podopiecznych nie chciał schodzić z boiska. Nawet mimo faktu, że kilku z nich przed spotkaniem borykało się z drobnymi urazami.
I to jest największą zasługą Zlatko Dalicia – ze zbieraniny piłkarzy grającej na światowym poziomie zrobił monolit. Zespół z charakterem. Jemu samemu charakteru odmówić nie sposób. Rok 1991, na Bałkanach wybucha wojna. Dalić przerywa karierę piłkarską – był wówczas 25-letnim piłkarzem Velezu Mostar – i idzie na front bronić swojej miejscowości, Livno. Przez trzy miesiące był odpowiedzialny za dostarczanie walczącym na froncie żołnierzom pożywienia. Po tym czasie wrócił kontynuować karierę piłkarską. Dziś miasto wita wielkim banerem z podobizną Dalicia i napisem: Livno jest z ciebie dumne. Z kolei na wjeździe do Varażdina – mieście, w którym grał przez sześć lat dla lokalnego NK Varazdin i w którym zaczynał swoją karierę trenerską – stoi bilbord z nieco innym napisem: „pokorny, a wielki”.
Przed jego pierwszym meczem na stołku selekcjonera, w Chorwacji prowadzono podobne dyskusje do tych, jakie toczy się teraz w Polsce. Czy Dalić sprosta na stołku trenera? Czy będzie potrafił zyskać autorytet u gwiazd światowego formatu? Jego CV nie było – lekko mówiąc – mokrym snem prezesa federacji. Nawet jeśli został najlepszym trenerem w historii ligi, była to tylko liga Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Nawet jeśli dotarł do finału Ligi Mistrzów, była to tylko Azjatycka Liga Mistrzów. Trenerem nie został także awansem za piłkarską karierę – bo co to za kariera, w której w koszulce reprezentacyjnej po raz pierwszy występuje na konferencji prasowej, po meczu z Anglią?
– Nie chce do końca życia zostać w Chorwacji, chciałbym spróbować jeszcze za granicą. Chorwaccy trenerzy nie są poważani w Europie, choć Niko Kovac czy Slaven Bilić robią nam świetną reklamę. Dajcie im Barcelonę i będą wygrywać trofea. Nie mamy też infrastruktury, to nasz ogromny problem. Potrzebujemy stadionu. Musimy zmienić wiele rzeczy w organizacji. Dla mnie ten finał to okazja, by powiedzieć: zróbmy coś z tą naszą piłką!
Dalić przedstawił się światu najlepiej jak mógł i po mistrzostwach raczej nie wróci do Zjednoczonych Emiratów Arabskich w poszukiwaniu pracodawcy. I tak jak Modricia należy nazywać najlepszym piłkarzem mistrzostw, tak on sam jest jego największym odkryciem. Trenerem, który całkowicie odmienił drużynę i nastroje wokół niej.
– Zbyt dużo negatywów było wokół drużyny narodowej. Wiele osób nas bojkotowało. Teraz cztery miliony Chorwatów celebruje na ulicach. Pozytywne myślenie, charakter i jedność. To dlatego gramy, jak gramy.
Fot. FotoPyK