W ostatnim dniu pierwszej fazy pucharowej mundialu rosyjskie media sportowe częstują nas kilkoma naprawdę interesującymi tekstami. Jest coś o Belgii, coś o Chorwacji, coś o reprezentacji Rosji i o mundialu ogólnie. Czy najlepszym w historii? Rosjanie nie mają co do tego żadnych wątpliwości, choć do zakończenia imprezy pozostało jeszcze trochę czasu.
Sports.ru
Czy za sukcesem Belgów stoi Thierry Henry? Legenda francuskiej piłki od dwóch lat pracuje w sztabie Roberto Martineza, w którym pełni niecodzienną rolę. Poza asystentem Martineza, jest też… samozwańczym psychologiem.
Odchodząc z futbolu w 2014 roku, Henry został ekspertem telewizyjnym. Kontrakt, który podpisał ze Sky Sports, był gigantyczny – gwarantował mu dwadzieścia cztery miliony funtów płatne w sześć lat. Rok później przejął młodzieżowy zespół Arsenalu, ale wytrzymał tam tylko przez sezon. Łączenie funkcji eksperta i trenera nie do końca podobało się Arsenowi Wengerowi, który kazał swojemu rodakowi wybierać. Henry został w ekipie Sky Sports.
Równolegle Francuz kontynuował naukę w szkole trenerów i w marcu 2016 roku zdobył licencję UEFA A. To jednak spotkało się z krytyką środowiska, które zarzuciło Henry’emu, że kurs organizowany przez walijską federację futbolu przeszedł w przyśpieszonym tempie, dzięki swoim koneksjom i reputacji. – Człowiek nie może zaliczyć wszystko tak szybko, jak zrobił to Henry .
Z czasem jednak oskarżenia ucichły, a w sierpniu 2016 roku Roberto Martinez zaproponował legendzie Arsenalu stanowisko asystenta. Henry uznał, że ten wariant jest dla niego wyjątkowo wygodny. Nie musiał bowiem odchodzić z telewizji, a dodatkowo wszedł między świetnych piłkarzy, którzy mieli duże szanse osiągnąć coś na mistrzostwach świata.
Henry, wchodząc do sztabu Martineza, od razu zaczął przekonywać piłkarzy, że przede wszystkim muszą stać się bardziej odważni. Rzadko wypowiadał się na tematy związane z taktyką, znacznie częściej mówił za to o motywacji i charakterze. – Jestem drugim asystentem Roberto. Pomagam im tworzyć struktury taktyczne, ale jedną z najważniejszych rzeczy, którą staram się robić, to przekonanie zawodników, że są w stanie napisać wielką historię. A żeby tak się stało, muszą w siebie wierzyć.
Jak się okazuje, nieformalną funkcję w sztabie Martineza sprawuje też Romelu Lukaku. Piłkarz Manchesteru United odpowiada bowiem nie tylko za strzelanie bramek, ale też motywację i odpowiednie nastawienie swoich partnerów z reprezentacji.
Jeszcze kiedy grał w Evertonie, to przed startem sezonu 2015/16 wziął na siebie wychowanie Rossa Barkley’a. – On ma dopiero dwadzieścia dwa lata, powinien być jednym z najlepszych w tej lidze, bo bez wątpienia ma takie umiejętności. Mówiłem mu, że powinien mieć dużo więcej goli na koncie i notować więcej asyst.
Efekty? Barkley zakończył sezon z ośmioma golami i ośmioma asystami.
W październiku 2017 roku w takcie meczu Benfica – Manchester United młody belgijski bramkarz Mile Svilar wpuścił jedyną bramkę w tym meczu. Po meczu podszedł do niego Lukaku, położył mu rękę na plecach i długo coś do niego mówił. – To było bardzo miłe z jego strony. Powiedział, że nie mam się czym przejmować, a jeśli będę dalej się przykładał, to wszystko będzie okej – zdradził później Svilar.
Sowiecki Sport
W „Sowieckim Sporcie” najwięcej miejsca poświęcono reprezentacji Rosji. Przytaczamy tekst, w którym „Sborną” porównuje się m.in. do Czechosłowacji i Korei Południowej.
Historia mistrzostw świata zna wiele przypadków, gdy do ćwierćfinału dochodziły zespołu, od których tego nie oczekiwano
1962 – Czechosłowacja
Idealny przykład dla naszej reprezentacji. Czechosłowacja piąty raz grała na mundialu i przymierzała się do powtórki wyniku z 1934 roku, kiedy udało jej się dość do samego finału.
Rywalizację w grupie zaczęli od zwycięstwa z Hiszpanią, w drugiej kolejce bezbramkowo zremisowali z Brazylią, a w trzeciej nieoczekiwanie polegli z Meksykiem. Na ich szczęście w równolegle rozgrywanym meczu Brazylia pokonała Hiszpanię, dzięki czemu Czechosłowacja przeszła dalej.
Szczęśliwe rozwiązanie dało piłkarzom dodatkową dawkę motywacji. W fazie play-off Czechosłowacja poradziła sobie z Węgrami i Jugosławią. Kolejny finał mistrzostw świata stał się faktem, ale tam nie udało się kolejny raz zatrzymać Brazylijczyków.
2002 – Korea Południowa
W tym przypadku punktów stycznych z reprezentacją Rosji jet jeszcze więcej. Koreańczycy do spółki z Japończykami byli gospodarzami turnieju, w fazie play-off pokonali Hiszpanię, wygrywając w serii rzutów karnych. Co prawda doszło do tego w ćwierćfinale i po fatalnych błędach sędziego z Egiptu, ale swoje zrobił też nasz stary znajomy Guus, Hiddink. Kiedy jednak sędziowie przestali pomagać gospodarzom, ci przegrali najpierw z Niemcami, a potem z Turcją.
Sport-Express
W „Sport-Expressie” dziś kilka interesujących materiałów, z których zacytujemy dwa. Zaczynamy od tekstu, w którym Rosjanie chwalą się, że mundial, który organizują, jest najlepszy w historii.
Gole
Przede wszystkim chodzi o to, co w futbolu lubimy najbardziej – o gole. Możemy zachwycać się rozwiązaniami taktycznymi, rajdami i paradami bramkarzy, ale przecież żadnemu kibicowi nie podoba się wynik 0:0. Wszyscy chcą, żeby piłkarze strzelali jak najwięcej, bo to bramki wywołują największe emocje.
Mundial nie zawsze gwarantuje wysoko jakościowe mecze. Na przykład w 1990 roku mistrzostwa były przeraźliwie nudne, ale podobne turnieje były też w XXI wieku. Chociażby w 2010 roku w RPA zespoły zdobyły łącznie 145 bramek, a cztery lata wcześniej w Niemczech – 147. W Rosji w 54 meczach padły już 143 gole.
Sensacje
Bramki to jednak nie wszystko, co potrzebne kibicom. Oprócz tego ważne są też ofiary – im poważniejsze, tym lepiej. Z tym na trwającym mundialu też jest wszystko w porządku. Największa sensacja to oczywiście odpadnięcie Niemców, którzy pierwszy raz w historii nie wyszli z grupy.
Dalej mamy inspirującą, a niekiedy też mrożącą krew w żyłach historię Luki Modricia.
W wiosce, z której pochodzi Modrić, wszyscy pamiętają jak z domu biegł na najbliższe boisko piłkarskie w nadziei, że znajdzie tam kogoś, kto pozwoli mu zagrać. Jeśli nikogo tam nie spotykał, zasmucony biegiem wracał do domu. Rodzicie Luki mówią, że nie pamiętają, aby ich syn po prostu gdzieś szedł na piechotę. Wszędzie zawsze biegł.
Kiedy Modrić miał sześć lat, w domu się nie przelewało. W kraju zaczęła się wojna o niepodległość, ojciec wstąpił do armii, a jego dziadek, na cześć którego Luka dostał imię, zasilił szeregi partyzantów. Oddział, w którym służył, został jednak szybko wyłapany przez Serbów i rozstrzelany w rodzinnej wsi na oczach mieszkańców, wśród których był obecny kapitan Chorwatów. Tego samego wieczoru ojciec Luki zabrał całą rodzinę i wywiózł ją do Zadaru, gdzie ulokowali się w obozie dla uchodźców.
Bombardir.ru
Uwagę przykuwa duży materiał o Edenie i Thorganie Hazardach. Jak się okazuje, belgijscy bracia pochodzą z bardzo piłkarskiej rodziny, a sporą cegiełkę do ich rozwoju przyłożył ojciec.
Hazardowie to unikalna rodzina. Praktycznie wszyscy jej członkowie to obecni lub byli piłkarze. To ten przypadek, w którym nawet matka reprezentantów Belgii grała w piłkę na profesjonalnym poziomie i sześć razy z rzędu kończyła sezon ligowy z tytułem najskuteczniejszej zawodniczki. A futbol, co ciekawe, polubiła ze względu na hamburgery, na które rodzice zabierali ją po każdym spotkaniu.
Thorgan i Eden są dla rodziców największym powodem do dumy. Z ich inicjatywy bracia trafili też do innych zespołów, aby uniknąć nieustannych porównań. Na poziomie seniorskim porównania były jednak nieuniknione, zwłaszcza że w 2012 roku Thorgan i Eden trafili do Chelsea. Eden trafił do Londynu za wielkie pieniądze i od razu szykowany był do roli lidera, Thorgan zyskał natomiast opinię balastu. Thorgan, choć uważał inaczej, nie potrafił zbliżyć się do poziomu brata. Żeby rozwinąć swoje umiejętności musiał udawać się na kolejne wypożyczenia, które pokazały, że wcześniejsza opinia była mocno przesadzona. W Belgii i Niemczech Thorgan na dobre zerwał łatkę „młodszego brata Edena”.
Championat.com
Championat serwuje nam dziś głównie teksty o wczorajszych meczach i rozpędzającej się Brazylii. Cytować nie będziemy, bo to w większości banały. Przywołamy za to materiał o śladach po ukłuciach, które uważni internauci zauważyli na ręce Artioma Dziuby, co wywołało kolejne podejrzenia o stosowanie dopingu przez Rosjan.
Zdjęcie wykonane w czasie meczu z Hiszpanią pierwszy raz pojawiło się w… mołdawskich mediach. Na fotografii ujęta została lewa ręka Dziuby, a ściśle mówiąc – zgięcie w łokciu i napięte żyły, na których widać ślady po ukłuciach.
Prawda jest jednak taka, że podkoloryzowanie zdjęcia w taki sposób, to żaden problem i można to zrobić w każdym programie komputerowym. W poszukiwaniach sprawiedliwości odkopaliśmy więc wszystkie pomeczowe galerie i z bliska przyjrzeliśmy się zdjęciom Dziuby. Okazuje się, że ślad po igle faktycznie na nich widać, czyli na pewno nie chodziło o grę cieni czy użycie photoshopa. A skoro tak, to o co?
Szukając odpowiedzi, zwróciliśmy się bezpośrednio do Efuarda Bezugłowa, lekarza reprezentacji Rosji. Dowiedzieliśmy się od niego, że wytłumaczenie w tym przypadku jest bardzo proste. Ot, piłkarzom często pobiera się krew do analizy, a każde ukłucie pozostawia po sobie ślad.
Fot. FotoPyK