Reklama

COPAnina: Powrót koszmarów późnego Del Bosque

Mariusz Bielski

Autor:Mariusz Bielski

02 lipca 2018, 15:00 • 5 min czytania 11 komentarzy

Choć uwielbiam hiszpański futbol, paradoksalnie nigdy nie byłem wielkim entuzjastą zespołu La Roja. Reprezentacyjnie zawsze bardziej kręciła mnie Ameryka Południowa, ze szczególnym wyróżnieniem Urugwaju. Od jakiegoś czasu jednak nie potrafiłem przejść obojętnie obok hiszpańskiej drużyny, głównie za sprawą poszczególnych zawodników – bo zaczął pojawiać się w niej Marco Asensio, Iago Aspas, odpalił Diego Costa, a za sterami zasiadł Isco.

COPAnina: Powrót koszmarów późnego Del Bosque

Isco, który de facto we wczorajszym meczu zawiódł mnie chyba najbardziej.

Tak, wiem, że hiszpańskie media wystawiły mu praktycznie najwyższą notę ze wszystkich graczy. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, iż – zachowując proporcje – był wczoraj takim naszym Piotrkiem Zielińskim. Gościem, od którego zależało wszystko, a w sumie nie zrobił nic. Odbijecie we mnie argument ze statystykami, które na pierwszy rzut oka miał niezłe – 88% celnych podań, 75% celnych zagrań w strefę ataku, 82% udanych dryblingów… Kontaktów z piłką też zaliczył najwięcej bo aż 197. De facto tyle samo co Sergio Ramos, a to akurat najlepiej o Hiszpanach nie świadczy. Nie zamierzam więc dyskutować z faktami – pomocnik Realu nie przeszedł obok meczu, próbował najbardziej ze wszystkich. Inna sprawa, że co z tych prób wynikało? 2 kluczowe podania z czego jedno z rożnego, zaledwie jeden strzał i to zablokowany, do tego aż 8 strat (najwięcej w zespole). Ostatecznie zatem praktycznie dopasował się do poziomu wręcz niemoralnie nudnych kolegów.

Spotkanie La Rojy z Rosją sprawiło, iż znów przeżywałem koszmar na jawie. Ten sam, który nawiedzał mnie podczas każdego meczu za czasów późnego Del Bosque, gdy lekarze przepisywali pacjentom grę Hiszpanów jako łagodny substytut dla osób cierpiących na bezsenność. Ja wczoraj właśnie miałem ochotę przybić gwoździa głową w biurko, kiedy widziałem dziesiąte w ciągu ostatnich trzech minut podanie do Ramosa, siódme w ciągu dwóch minut odegranie do Koke, trzynaste w poprzednim kwadransie rozkładanie rąk Pique czy Busquetsa, bo nie za bardzo mieli do kogo zagrać, pierdyliardowe kółeczko Isco, Silvy czy później Iniesty, z którego wynikał co najwyżej delikatny zawrót głowy.

1114 podań. Absolutny mundialowy rekord od 1966 roku, czyli od chwili, gdy zaczęto gromadzić przeróżne szczegółowe statystyki. Stypa, albo nawet gorzej – powolna śmierć tiki-taki w najnowszym wydaniu. Idei, która znów zatoczyła koło zupełnie tak jak kilka lat temu, kiedy ciekawsze od oglądania jej było patrzenie jak rośnie trawa, jak schnie farba, jak powietrze cyrkuluje i tym podobne. Tiki-taka znienawidzona przez Guardiolę. – Podawanie dla samego podawania to totalne gówno – mówił niegdyś. Jeśli oglądał starcie z Rosją, zapewne odczuwał deja vu.

Reklama

Sztuka dla sztuki urosła do tego stopnia, że w pewnej chwili zastanawiałem się nawet, czy podczas serii rzutów karnych La Roja też nie zacznie podawać do boków, zamiast ładować na bramkę Akinfiejewa.

Smutne to jednak żarty, w dobie których zastanawiam się nad rolą Fernando Hierro w całym tym dramacie. Gdy nieco ponad dwa tygodnie temu obejmował stanowisko selekcjonera sam pisałem o nim: „musi działać tak, aby nie popsuć tego, co już wypracował Lopetegui”. Tak zresztą swoją tymczasową kadencję zapowiadał – jako chęć przedłużenia projektu Julena, którego drużyna nie przegrała ani jednego z 20 meczów. Który – wydawało mi się – zbudował samograj.

To określenie zawsze mnie denerwowało i kolejny raz przekonaliśmy się bowiem, iż ma ono tyle wspólnego z rzeczywistością, co istnienie życia na marsie. Nie żebym miał z tego tytułu jakąkolwiek satysfakcję – Rosja po prostu obnażyła wady przywództwa legendy Realu w reprezentacji. Bo o ile szaleństwem byłoby wymaganie od niego, aby w jeden dzień dzień, a potem w trakcie turnieju jakkolwiek przebudowywał kadrę, o tyle nie można go usprawiedliwiać względem tego, że na marną grę swojej drużyny nie potrafił odpowiednio zareagować.

Dało się to zauważyć chociażby po wczorajszych decyzjach personalnych. Jakie zadania miał niby realizować Marco Asensio przeciwko Rosji? Ten chłopak, żywe srebro, wczoraj po prostu zniknął. Dlaczego trzymał go na boisku aż do 104. minuty? Zerkam w statystyki – blisko 4 razy mniej kontaktów z piłką niż wcześniej wspominany Isco! Czyżby zamiast reprezentacyjnego trykotu nałożył pelerynę niewidkę? Czy przez cały turniej miał ją na sobie Alvaro Odriozola, że Hierro zamiast na niego wolał kombinować z nienadającym się na prawego obrońcę Nacho? Dlaczego szkoleniowiec zdjął w 80. minucie Diego Costę, skoro Czerczesow zaparkował we własnym polu karnym zajezdnię autobusów? Czy nie widział, że to właśnie dzięki fizycznej sile napastnika Atletico La Roja w ogóle wyszła z grupy?

Co ciekawe tylko 11% z ankietowanych Marki widzi w nowym selekcjonerze największy problem. Ponad połowa zaś wiesza psy na Luisie Rubialesie, który RFEF dowodzi od półtora miesiąca. Wiadomo, do czego piją – vox populi oraz media ładują w niego za kierowanie się emocjami w pracy, która wymaga raczej chłodnej głowy niż bycia reakcjonistą. Za stawianie górnolotnych wartości takich jak honor ponad dobro drużyny narodowej. Krótko mówiąc, za zwolnienie Lopetegueigo na dzień przed mundialem. Za sabotażem.

Idę zatem pod prąd twierdząc, że prezes federacji postąpił słusznie. W moim mniemaniu to Julen zachował się nielojalnie zarówno wobec związku jak i oddanej mu drużyny. Też nie chciałbym pracować z gościem – a w zasadzie podwładnym – który kompletnie bez mojej wiedzy dogaduje sobie kontrakt z nowym pracodawcą, nie informując mnie o niczym. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, iż jego obecna umowa obowiązywać powinna jeszcze przez kilka lat. Jedyne za co RFEF zasługuje, aby dostać po łbie, to kretyńsko niska klauzula (2 miliony euro) wpisana w kontrakt Baska. To było naprawdę idiotyczne. Czym są dwie bańki dla Realu Madryt? Mniej więcej tym samym co dla mnie wydanie 20 złotych byle gdzie. Proporcje.

Reklama

W całym tym chaosie piłka zeszła gdzieś na drugi lub nawet trzeci tor, a przecież to nią, nie zaś czyszczeniem gabinetów powinni w pierwszej kolejności zająć się Hiszpanie, jeśli chcą podtrzymać dawny blask. Teraz właśnie nadchodzi czas na ponowne zdefiniowanie się La Rojy, ponieważ wydaje się, iż w obecnej formie funkcjonować już dłużej nie może. Musi ewoluować i to znacznie, zwłaszcza, że jej dotychczasowi liderzy powoli będą usuwali się w cień. Już zrobił to Pique, już dokonał tego Iniesta. Za chwilę podobną decyzję może podjąć David Silva, Sergio Busquets też już nie młodnieje.

A zatem praktycznie wszyscy ci, co w ostatnich latach narzucali reprezentacji Hiszpanii styl. Już z nimi podtrzymanie go nie dało oczekiwanych efektów, tym bardziej więc bez nich trzeba będzie przemyśleć to, w jaki sposób La Roja będzie grać w przyszłości. Żeby znów mogła ruszyć do przodu, bo póki co chwilowo stanęła by patrzeć, jak odjeżdża jej świat – wertykalny niczym Francja, szybki niczym Mbappe.

Mariusz Bielski

Fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

11 komentarzy

Loading...