Atakowanie Urugwaju to musi być jedno z najbardziej nieprzyjemnych doświadczeń w życiu. Jak boksowanie kamienia obklejonego papierem ściernym – każdym ciosem ranisz sam siebie, a twój rywal stoi niewzruszony. Dziś boleśnie przekonała się o tym Portugalia. Urusi może i stracili pierwszą bramkę na tym turnieju, ale odpowiedzieli dwiema. I sami już nie wiemy, które z trafień Cavaniego było piękniejsze. To jak wybór między Emily Ratajkowski i Alessandrą Ambrosio.
Jeśli mielibyśmy do czegoś porównać Urugwaj, to byłby to zamek ze świetnymi łucznikami. W obronie są na tym mundialu po prostu bezbłędni – w fazie grupowej nie stracili żadnej bramki i nawet nie przypominamy sobie sytuacji, w których Muslera musiałby wchodzić na wyżyny swoich możliwości. Godin z Gimenezem znają się jak łyse konie z Atletico, boki z Caceresem czy Laxaltem, defensywnie usposobiony środek pola z pitbullem Torreirą na czele. Do tego ten znakomity duet w ataku. Jeśli był to mur, to nie z waty cukrowej czy z desek, ale z wielkich cegieł i solidnej zaprawy.
No i mecz ułożył się dla nich idealnie. Szybko strzelony gol i mogli ustawić się pod swoim polem karnym. Portugalia w ataku pozycyjnym wyglądała jedynie ciut lepiej od Polaków – klepanie od lewej do prawej, od prawej do lewej i to wszystko zwieńczone wrzutką na głowę Godina. Do przerwy Ronaldo i spółka nie istnieli – nie stworzyli sobie żadnej dobrej sytuacji strzeleckiej (nie liczymy strzału snajpera Realu z rzutu wolnego), nie potrafili przedrzeć się pod bramkę środkiem pola i pałowali tylko te wrzutki do nikogo. Stać ich było wyłącznie na gola ze stałego fragmentu gry, gdy do siatki trafił Pepe. To była cała Portugalia w tym meczu. Bryndza.
Bryndzy nie było za to w ataku Urusów.
Akcja na 1:0 to ozdoba tego meczu. I przykład na to, że duet napastników wcale nie musi czekać w polu karnym na podania z głębi pola. Atak zaczął na prawym skrzydle Cavani, który posłał kapitalny przerzut na drugą flankę. Z miejsca ruszył pod bramkę, a w tym czasie Suarez holował piłkę w stronę szesnastki rywali. Napastnik Barcelony ostro dośrodkował w pole karne, gdzie czekał już ten, który przed chwilą do niego zagrywał. I nawet nie wiemy czym uderzał – barkiem, policzkiem, nosem? Nieważne – Cavani strzelił całym sobą. Cudo, po prostu cudo.
Snajper PSG był w tym meczu Terminatorem, Paganinim i Rockym w jednym. Biegał za trzech, strzelał przepięknie i przepychał się w zapaśniczym stylu. Widzieliśmy go w defensywie, a zaraz ruszał sprintem do kontry. Napastnik kompletny – i wygra pojedynek, i rozegra akcje, i ją wykończy. Strzał na 2:1 powinien widnieć w Słowniku Piłkarskiej Polszczyzny pod hasłem “perfekcyjny wykończenie”. Idealne ułożenie całej sylwetki, nienaganne ułożenie stopy, optymalna siła strzału. Tylko stać i zaklaskać.
Cristiano Ronaldo został kompletnie przysłonięty przez fenomen Urugwajczyka. Najlepsze zagranie Portugalczyka? To, gdy pomógł opuścić boisko kontuzjowanemu Cavaniemu. Najbardziej komiczne zagranie 33-latka? Podciągnięcie sobie gaci po same pachy przy wykonywaniu rzutu wolnego.
#URUPOR
Ronaldo #CR7 przed rzutem wolnym
Raphael już spuchł pic.twitter.com/Q9r4nd2Rg5— Pernambuco778 (@pernambuco778) 30 czerwca 2018
Jeśli kunsztem trenerskim jest zniwelowanie atutów rywali samym ustawieniem taktycznym, to Oscar Tabarez zasłużył dzisiaj na piątkę z plusem, stypendium naukowe i habilitację. Kontratak – nie istniał. Ronaldo – nie zauważyliśmy. Strzały z dystansu – brak. Ataki skrzydłami – niegroźne. Błyski Guedesa czy Quaresmy – nie stwierdzono.
Jeśli na tym mundialu jest zespół, przeciwko któremu za Chiny Ludowe nie chcielibyśmy grać, to tą ekipą jest Urugwaj. To musi być cholernie nieprzyjemne doświadczenie, gdy próbujesz sforsować mur, obchodzisz go z każdej strony, a przy każdym wejściu czeka napakowany kafar w niebieskiej koszulce podkreślającej każdy mięsień.
Urugwaj – Portugalia 2:1 (1:0)
Edinson Cavani (7′ i 62′) – Pepe (55′)
fot. NewsPix.pl