Dla kibiców reprezentacji Polski mundial się już skończył. Dwa wpierdole piłkarskie i jeden paw puszczony na własną godność. Przy tym atmosfera kwasu, podziałów i po prostu poczucie wstydliwej porażki. W pewnym momencie do głowy przyszła nam myśl – co będziemy pamiętać z tego mundialu za kilka lat? I wychodzi na to, że co nieco przetrwa próbę czasu.
Walka z czasem Kamila Glika. Kilkadziesiąt minut do ogłoszenia powołań na mundial, a tu nagle – BUM! – wycieka wiadomość o kontuzji opoki naszej defensywy. Piłkarz Monaco robił przewrotkę na treningu, doznał poważnej kontuzji barku i poważnie skomplikował sprawę swojego wyjazdu do Rosji. Pojedzie? Nie pojedzie? Wyleczy się czy nie zdąży? Pierwsze diagnozy były bardzo złe. Wyrok. Konsultacje u klubowego lekarza przyniosły jednak ulgę – Kamil może jechać na mistrzostwa. Miał pauzować sześć tygodni, a na boisko wrócił po blisko dwóch.
Tak o tej rekonwalescencji pisał Kuba Olkiewicz:
“Ile razy musiało mu przemknąć przez głowę, by to rzucić? By położyć się na stół, odcierpieć, przygotować się lepiej do sezonu ligowego, wreszcie odpocząć? Skomentować mundial w którejś z telewizji, pograć trochę na plejce, wykurować rękę w stopniu o wiele wyższym, niż podczas desperackiej walki o bilet do Rosji?
Wielu, naprawdę wielu ludziom, na pewno takie myśli przemykałyby codziennie, ale nie Kamilowi.”
Wycieczka dla Sławomira Peszki. W przeciętnej Lechii dupy nie urywał, z marszu wymienilibyśmy siedmiu-ośmiu Polaków, którzy mieli za sobą lepszy sezon, a którzy na mundial nie pojechali. Ale Peszko pojechał, bo ponoć rzuca fajne żarty i w ogóle jest lubiany. A że został powołany w charakterze piłkarza i to takiego, który powinien chociaż nieźle grać w piłkę? To już się nie liczyło. Gdy urazu w pierwszym meczu doznał Kuba Błaszczykowski, to selekcjoner wolał wpuścić stopera i zmienić system gry zamiast wprowadzać na plac jego teoretycznego zmiennika. Sympatyczne wakacje.
Dwie stracone bramki z Senegalem. Cudowne trafienie samobójcze stopera SPAL i dramat krótkometrażowy pt. “Jak zawalić gola w trzech prostych krokach?”. Oj tak, szczególnie tego drugiego gola nie zapomnimy jeszcze dłuuugo. Ten splot błędów opisywaliśmy następująco:
“Nie chcemy bawić się w proporcje – że Krychowiak zawalił gola w takim wymiarze, Bednarek dodał tyle procent, a Szczęsny taki ułamek. Nie w tym rzecz. Po analizie i łopatologicznym rozczłonkowaniu tej akcji uznajemy: Krychowiak rozpoczął burdel, Bednarek nie naprawił jego błędy, a Szczęsny przypieczętował gola dla Senegalu. Sędziego w ogóle w ten temat nie mieszamy, bo on ma czyste buty.”
Afera basenowa. “Fakt” poszedł po bandzie i wyleciał z trasy na wirażu. Okładka o tym, że piłkarze dzień po porażce z Senegalem wyszli na balkon i oglądali dupeczki pływające w basenie, była hitem. Teksty o tym, że Arek Milik potajemnie spotykał się ze swoją dziewczyną, a Nawałka powinien się wstydzić, bo zamiast myśleć o powodach porażki leżakował obok babek w stroju topless… Tak, zdecydowanie, zapadnie nam to w pamięci. Niekoniecznie ze względów merytorycznych, ale co się uśmialiśmy, to nasze.
Chaos. Pod to pojęcie podciągamy wszystkie działania, jakie na mundialu i krótko przed nim podejmował Adam Nawałka. Chaotyczne były zmiany ustawienia, chaotyczne były roszady w składzie, chaotycznie wprowadzano zmienników. I tak też chaotycznie grała ta drużyna – kompletnie nie wiedzieliśmy w niej jednej, złożonej myśli, która miałaby ją wyróżniać. Nawet ten Iran jakoś się wyróżniał. A my mieliśmy nogi, które nie zginały się w kolanach. I to był znak rozpoznawczy biało-czerwonych.
Rozczarowanie liderami. Nie oczekiwaliśmy, że tę kadrę do wyjścia z grupy poprowadzą Bereszyński, Kurzawa czy Kownacki. Oni mieli być drugim planem – kimś, kto w razie potrzeby wejdzie na boisko, ale na pewno nie będzie piłkarzem ciągnącym zespół. Tego spodziewaliśmy się po Lewandowskim, Zielińskim, Krychowiaku czy Piszczku. I to oni rozczarowali nas najbardziej – cały kwartet moglibyśmy wymienić wśród najsłabszych Polaków na tych mistrzostwach. Liderzy grający na żenującym poziomie – za pięć lat to pewnie w ten sposób będziemy wyjaśniać klęskę biało-czerwonych na rosyjskim mundialu.
“Uraz” Grosickiego. Chyba najbardziej żenująca akcja na całym mundialu. Trener nakazujący piłkarzowi przewrócić się i symulować uraz, byle tylko przeprowadzić zmianę, która nie ma żadnego wpływu na grę zespołu. Co to jest – Czerwony Krzyż? Ludzie, dookoła stoi kilkadziesiąt kamer. Naprawdę Nawałka myślał, że takie pajacowanie przejdzie niezauważone?
Wypowiedzi selekcjonera. Po tych mistrzostwach moglibyśmy zrobić słownik polszczyzny Adama Nawałki. Niski pressing – opierdalanie się przez ostatnie dziesięć minut. Lapsus językowy – wypowiedź piłkarza, która kłóci się z tezą lansowaną przez selekcjonera. Na oceny przyjdzie czas po mundialu – nie mamy pojęcia, co tu się odwaliło i dlaczego było tak źle. Transfer pozytywny – słaba gra w tyłach przekłada się na słabą grę z przodu.
Gubił nam się trener Nawałka i przykro było to oglądać. O ile klepanie forumułek uchodziło na sucho w okresie, gdy kadrze szło dobrze, o tyle po wtopach dziennikarze i kibice nie lubią wysłuchiwać tego gadania o “dobrej postawie zarówno w ofenzywie, jak i w defenzywie”. I Nawałka nie potrafił wyjść z twarzą spod gradobicia pytań o powody tak słabej postawy w Rosji. Zapamiętamy obraz człowieka, do którego mamy ogromny szacunek za etos pracy, ale który na koniec swojej pracy z reprezentacją bardzo się pogubił.
fot. FotoPyk