Reklama

Najsmutniejsi na świecie (12)

redakcja

Autor:redakcja

28 czerwca 2018, 09:03 • 6 min czytania 22 komentarzy

Dziś dobiega końca faza grupowa Mistrzostw Świata. Szesnastu wygranych świętuje awans do kolejnej fazy, szesnastu przegranych zabiera walizki i wraca do domu. W teorii wszystko się zgadza, tak jak zawsze na jednego wygranego, który jest noszony na rękach przez naród, przypada jeden przegrany, którego misja zakończyła się niepowodzeniem. Praktyka pokazuje jednak co innego. Wychodzi na to, że jedynymi od początku do końca smutnymi kibicami pozostają fani reprezentacji Polski.

Najsmutniejsi na świecie (12)

Ktoś w ostatnich dniach przywołał w komentarzach świetny dowcip.

Tour de France. Peleton właśnie zbliża się do ostatniego odcinka wyścigu. Lecz nagle okazuje się, że ktoś rozlał na tor beczkę oleju. Teraz na zakręcie czeka na kolarzy duża śliska plama. Wpadają pierwsi zawodnicy. Oto właśnie reprezentant Rosji z gromkim okrzykiem i gracją rzuconej cegły pędzi na spotkanie Matuszki Ziemi. Zaraz po nim Niemiec atakuje kierownicę roweru, bierze ją szturmem, przelatuje nad nią i po krótkiej powietrznej walce solidnie grzmoci o ziemię. Sekundy później Anglik ze stoickim spokojem, flegmatycznie zsuwa się z roweru i zajmuje pozycję horyzontalną pod kołami swego bicykla. Następnie Francuz, jak na prawdziwego kochanka przystało, chwilę balansuje wyprostowany po czym pada brzuchem na wyczekującą go tęsknie ulicę. Włoch zdążył tylko krzyknąć “Mamma mia!” i już leży rozpłaszczony na asfalcie jak dobra pizza na patelni. Amerykanin chwilę walczył próbując utrzymać się na siodełku wierzgającego roweru, jednak podobnie jak poprzednicy zostaje zmieciony z rumaka niczym kowboj na rodeo.

Wszyscy dają pokaz prawdziwie sportowej determinacji, walki i fantazji, tylko Polak, wziął się i zwyczajnie wypierdolił.

Nawet mi się ta historyjka podobała, dopóki nie prześledziłem, jak radzą sobie po zakończeniu udziału w turnieju reprezentanci poszczególnych państw. Pomijając sprawy oczywiste – jak to, że Irańczycy są witani u siebie jak królowie, którzy właśnie przywieźli do państwa medale – właściwie każda z drużyn miała na tym turnieju swoje wielkie, albo przynajmniej piękne chwile.

Reklama

Każda oprócz naszej.

Wczoraj najdobitniejszy przykład dali Koreańczycy, którzy – nie ma bata – musieli znać wynik Szwedów. Musieli być świadomi, że nie grają już o awans, że zwycięstwo z Niemcami będzie pięknym wspomnieniem na końcu ich karier, ale wymarzonej 1/8 finału już się wygrać nie da. A mimo to właśnie wtedy, gdy Szwedzi walcowali Meksyk trzecim golem, Koreańczycy potrafili skarcić samych mistrzów świata. Pierwszy gol, VAR, emocje. Potem ta druga akcja, ten potężny wybuch radości, to świętowanie wraz z zawodnikami rezerwowymi. Ktoś trafnie napisał – walczą, jakby trzecie miejsce gwarantowało fazę pucharową Ligi Europy. To były piękne obrazki i zakładam, że w głowie koreańskich kibiców zostaną ściskający się w narożniku bohaterowie, którzy odesłali do domu mistrzów świata, mimo że nikt od nich tego nie oczekiwał.

Niemcy? Tak, od jutra zaczną rozliczać wszystkich ze wszystkiego, zaczną polować na czarownice, może też zapowiadać głębokie zmiany w drużynie. Ale i oni mieli swoją wielką chwilę, mieli moment, po którym każdy Niemiec mógł stanąć wyprostowany i z dumą rzec: to moi ludzie. Bramka Kroosa to oczywiście ukoronowanie, ale tak naprawdę cały mecz ze Szwecją to dla naszych sąsiadów doskonała historia o nieustępliwości, upartości, dominowaniu nawet wówczas, gdy wiatr wieje w oczy. Długi fragment gry z wynikiem 0:1, odwrócenie meczu, ale co więcej – odwrócenie go po rzucie wolnym w ostatniej minucie doliczonego czasu, w dodatku w chwili, gdy rywal już grał w przewadze jednego gracza. Po dzisiejszej klęsce media, a pewnie i kibice będą tłuc obuchem pomniki mistrzów świata. Ale to, co przeżyli w meczu ze Szwecją – to już należy do nich. Nikt im tej szaleńczej euforii po golu Kroosa nie odbierze.

Serbowie wrócą do domu z podniesioną głową przede wszystkim dlatego, że czują się, prawdopodobnie całkiem słusznie, oszukani przez cały świat. Naród, w którym poczucie wiecznego krzywdzenia przez zewnętrznych wrogów jest mocno zakorzenione od nalotów z lat dziewięćdziesiątych, zyskał kolejną historię o niezasłużonej porażce. Mitrović był faulowany przez dwóch Szwajcarów, a w ostatnim meczu jeszcze przez Brazylijczyka. Serbom należały się rzuty karne, należały się gole, należały się punkty, a wobec tego – również awans. Niezależnie od tego jak to ocenimy z boku – serbscy kibice nawet podczas dzisiejszego meczu debatowali na Twitterze przede wszystkim o tym, co by było, gdyby odgwizdano karnego na swoim snajperze w drugim meczu grupowym. Nie będą wprawdzie świętować awansu, ale powitają w kraju bohaterów, którzy walczyli z 11 rywalami i trójką sędziowską. Abstrahując od tego, ile w tym słusznych pretensji, a ile wypierania piłkarskiej słabości – kac będzie zdecydowanie mniejszy.

Kostarykanie dwukrotnie odrabiali wczoraj jednobramkową stratę, najpiękniej podnosząc się w końcówce, gdy po stracie gola w 88. minucie zdołali jeszcze w doliczonym czasie wcisnąć na 2:2. Nie znam żadnych kibiców z Kostaryki, nie śledzę też tamtejszych mediów, dlatego tutaj postawię znak zapytania. Mam jednak wrażenie, że od Keylora i przyjaciół nikt nie wymagał wiele więcej, a spotkanie z taką historią, jak ich wczorajszy mecz ze Szwajcarią to powód raczej do dumy niż wstydu.

Islandia? Wiadomo, powstrzymanie Messiego w pierwszym meczu, napędzenie stracha Argentynie przez bardzo dobrą grę w drugiej odsłonie ich starcia z Chorwacją. Nigeria? Wygrali z Islandią, bardzo długo walczyli jak równy z równym z samym królem futbolu, Leo Messim. Peru przez trzy spotkania grało doskonały futbol, wygrało też w ostatnim spotkaniu z Australią. Ta sama Australia zremisowała z Danią, wcześniej stawiając bardzo twarde warunki Francuzom. Iran i Maroko to w ogóle osobne rozdziały, wręcz definicje pięknego pożegnania z turniejem. Moc, wola walki, determinacja, nieustępliwość, polot. Wszystko, czego kibic drużyny z “ograniczonymi umiejętnościami” szuka w futbolu.

Reklama

Nawet w grupie wystarczy rzut oka na radość Arabii Saudyjskiej po zakończeniu meczu z Egiptem, by zobaczyć, że oni pożegnali się naprawdę godnie, ba, może nawet osiągnęli sukces na miarę swojego niewielkiego potencjału.

Najbardziej przykry jest zaś przypadek Panamy. Oni przerżnęli 0:3 i 1:6, ale kurczę, jak oni się cieszyli z tej swojej honorowej bramki, jak oni świętowali, jak ich kibice skakali z radości. Ostatni raz taki wybuch pozornie nieuzasadnionej radości widziałem, gdy w meczu ETV – Kartofliska piłka wpadła do siatki pierwszej z drużyn. Nic nie znaczący gol w nic nie znaczącym meczu, a jednak – kibice świętowali, jakby to było ich małe mistrzostwo świata. Pro forma dodam – Tunezyjczycy chwycili za serca i warunkami postawionymi Anglikom, i otwartej grze przeciw Belgii, która dała im dwie bramki w starciu z klasowym europejskim teamem.

Zostają już tylko Egipt i Polska, bo w polskiej grupie wiadomo, wszyscy sobie momenty chwały nabili na nas, no, Japończycy na Kolumbii. Początkowo sądziłem – Polska i Egipt, jedyni wyrzutkowie, którzy nie mieli nawet sekundy chwały na tym turnieju. Ale przypomniałem sobie, że Egipt napisał historię o 45-letnim bramkarzu, który wbija się między słupki i od razu broni rzut karny. Jeśli Essam El-Hadary nie zasługuje na królewskie powitanie w kraju – to czy ktokolwiek zasługuje?

Na placu boju drużyn, które nie dały swoim kibicom choćby pół powodu do radości, choćby minimalnego przyczynku do uśmiechu pozostaje więc tylko jeden team, team, który wziął i się zwyczajnie wypierdolił.

Najsmutniejszym kibicem fazy grupowej pozostaje kibic Polski. Bez żadnej konkurencji.

Inna sprawa, że jak zwykle prawdziwego sojusznika, oddanego przyjaciela i dobrego sąsiada poznaje się w biedzie. Dla wielu nosaczy takich jak ja, najwięcej radości przyniósł zespół niemiecki.

JO

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Anglia

Manchester United z potencjałem na najgorszy sezon w erze Premier League

Bartosz Lodko
0
Manchester United z potencjałem na najgorszy sezon w erze Premier League
Anglia

Leeds otrzymało oficjalne przeprosiny. Przez ten błąd stracono punkty

Patryk Stec
1
Leeds otrzymało oficjalne przeprosiny. Przez ten błąd stracono punkty
Ekstraklasa

Conrado odchodzi z Lechii. „Noszenie tej koszulki było dla mnie zaszczytem”

Bartosz Lodko
4
Conrado odchodzi z Lechii. „Noszenie tej koszulki było dla mnie zaszczytem”
Hiszpania

Zmiany u Kamila Jóźwiaka. Wcześniej grał mało, teraz przestał grać w ogóle

Bartosz Lodko
11
Zmiany u Kamila Jóźwiaka. Wcześniej grał mało, teraz przestał grać w ogóle

Felietony i blogi

Komentarze

22 komentarzy

Loading...