Od ubiegłego czwartku najbardziej wyszydzanym piłkarzem był Leo Messi. Problemy Albicelestes przełożyły się na lidera, który – nie ukrywajmy – zawodził na całej linii. Zmarnował karnego w meczu z Islandią, z Chorwatami był niewidoczny. Nie jego turniej. Dzisiaj jednak się odblokował. Zgadujemy, że jutro na 90% okładek dzienników sportowych pojawi się zdjęcie Lionela oraz krótki tekst na temat jego geniuszu. Słusznie, należy mu się. Mamy jednak nadzieję, iż ludzie nie zapomną o Everze Banedze – cichym bohaterze spotkania przeciwko Nigerii.
Szczerze mówiąc – nie znaliśmy Banegi z takiej strony. Zawsze wydawało nam się, że obecny zawodnik Sevilli jest kreatorem, playmakerem. Człowiekiem, który zwykł czarną robotę omijać szerokim łukiem. Gole, asysty, kluczowe podania – to była jego działka. A od wślizgów, odbiorów byli jego koledzy, a przede wszystkim defensywni pomocnicy. Patrzymy z perspektywy czasu i dochodzimy do wniosku, że Argentyńczyk poniekąd swój potencjał zmarnował.
Nie Leo Messi, nie Marcos Rojo, a właśnie Banega był dzisiaj najlepszy. Spektakularny. Nie na pozycji „10”, a na ósemce. Jeżeli rozbijamy środek na trzy człony, tak właśnie powinna wyglądać idealna „8”. W tej roli spełniać się powinien Karol Linetty. Póki co, do tego długa droga. Spójrzmy na kosmiczne liczby Banegi z dzisiejszego wieczoru w Sankt-Petersburgu:
79 celnych podań na 90 prób – skuteczność 88% – najlepszy na boisku
Trzy wypracowane okazje bramkowe – najwięcej na boisku
21 celnych podań w strefę ataku na 27 prób – drugi najlepszy bilans na murawie, zaraz po Messim
Sześć skutecznych odbiorów
Asysta przy bramce Messiego – cud, miód i orzeszki
111 kontaktów z piłką – najwięcej na boisku
Sami widzicie, kto zasłużył na koronację, a nie doświadczył owej ceremonii. Ever wyglądał dzisiaj, jak spuszczony ze smyczy, poszczuty godzinną przebieżką, króliczek Duracell. Wszędobylski, pitbull, pirania. A przy tym artysta pierwsza klasa.
Oczywiście, Banega popełnił dzisiaj kilka błędów, które może lekko zamazują obraz świetnego występu. Nie raz był spóźniony – musiał uciekać się do przewinień. Za jedno z nich otrzymał słuszną żółtą kartkę. W końcówce sfaulował Nigeryjczyka osiemnaście metrów od bramki Franco Armaniego. Również nie zawsze jego podania były nieskazitelnie dokładne, aczkolwiek można je wyliczyć na palcu jednej ręki. Widowiskowy Ever Banega. Architekt, dzięki któremu Argentyna wcale nie musi za moment żegnać się z turniejem w Rosji.
Piłkarzy dzielimy najczęściej na dwie grupy – jedni grają na fortepianie, a drudzy go noszą. Ever Banega był dzisiaj samowystarczalny. Siły rozłożył na tyle dobrze, że najpierw wniósł instrument na odpowiednie miejsce, a następnie zaczął wystukiwać piękną melodię futbolu. Melodię, która dała Argentynie trzy punkty i promocję do fazy pucharowej.
fot. NewsPix.pl