W wieku trzech lat jego rodzinę porzucił ojciec i – jak na ironię – to wydarzenie miało kluczowy wpływ dla jego kariery. Ojczym, fanatyk piłki, opracowywał specjalne indywidualne plany treningowe dla swojego podopiecznego, do których czasami go wręcz zmuszał. Był zahukanym dzieckiem. Jąkał się, więc wciąż nie rozmawiał z kolegami. Nie rozmawiał z kolegami, więc wciąż się jąkał. By nie musieć spędzać czasu z rówieśnikami, zostawał sam po treningach i doskonalił technikę. Nie wywodzi się jak stereotypowy kolumbijski piłkarz z biedy, a z domu, w którym niczego nie brakowało. No, może poza biologicznym ojcem i wujkiem, który reprezentując barwy Independiente Medellin zapowiadał się na dobrego grajka, ale został zastrzelony przez gangi.
Dziś James Rodriguez jest w Kolumbii obecny wszędzie. Już teraz stawia się go nie tyle na równi, co ponad Valderramą, Higuitą czy Asprillą. Jego twarz uderza z przystanków i bilbordów w każdym mieście, a w skromnym chłopaku obdarzonym bajeczną techniką, który wciąż się jąka, zakochał się cały naród. Na przedmeczowej konferencji prasowej obozu Kolumbii mówiło się dziś zatem – obok Roberta Lewandowskiego – głównie o Jamesie.
Gdy trener Jose Pekerman zasiadł za stołem, mieliśmy wrażenie, że pomyliliśmy pokoje i do środka wszedł Adam Nawałka. Już na początku Argentyńczyk wzbił się na wyżyny banału.
– Jaki to będzie mecz? Jedenastu na jedenastu. Tak się gra w piłkę.
Jednak.
Potem było już tylko gorzej. W zasadzie ta konferencja mogła by się nie odbyć, gdyby nie jeden całkiem istotny konkret.
– Czy James jutro zagra?
– Tak. Mamy nadzieję, że będzie w doskonałej formie.
I wbrew pozorom to wcale nie tak, że wszystkim Kolumbijczykom właśnie kamień spada serca. W ankietach prowadzonych przez kolumbijskie serwisy tylu zwolenników co James ma Juan Quintero, zawodnik, który – w przeciwieństwie do Jamesa – nie zrobił furory w FC Porto, ale – co też go różni – ciągnął reprezentację w meczu z Japonią. I to on przecież był autorem jedynej bramki dla Kolumbijczyków w tym spotkaniu.
Mecz z Japonią? Standardowa wrzutka: odcinamy go grubą kreską, myślami jesteśmy już przy kolejnym przeciwniku. Sposób na Lewego? Oczywiście mamy go, ale nie tylko na niego – musimy skupić się na każdym polskim piłkarzu. Profesor – jak zwracali się do niego kolumbijscy dziennikarze – Pekerman rzucał na konferencji samymi banałami i ciekawe zdanie powiedział w zasadzie tylko jedno.
– Mistrzostwa świata są tak szybkie, że nie ma czasu nawet na oddech.
Nie zdziwilibyśmy się, gdyby po tych słowach kolumbijskim kibicom opadły ręce – takie zdania wypowiedziane po ledwie jednym meczu zawsze pachną tanim narzekactwem. Panu Pekermanowi na pocieszenie możemy dodać, że najbliższy mecz wreszcie może okazać się spacerkiem dla jego piłkarzy.
Wystarczy, że Polska zagra ta samo jak z Senegalem.
Fot. FotoPyk