Miała być wspaniała piłkarska przygoda i podróż życia w towarzystwie najbliższych kumpli, a wyszła wyjątkowo nieudana impreza z pulsującym bólem głowy i przedłużającym się kacem. Właśnie tak wyjazd na mundial będzie wspominać kilku kolumbijskich kibiców, którzy wymyślili sobie, że mecz ich reprezentacji z Japonią dodatkowo umilą sobie kilkoma kroplami wyskokowego trunku. Pech polega na tym, że niezbyt roztropnym odruchu udokumentowali wszystko na filmie, który następnie umieścili w swoich mediach społecznościowych. Efekt? Jeden z nich stracił pracę, a w kraju całą grupę poddano ostracyzmowi, okrzykując – delikatnie mówiąc – prostakami przynoszącymi wstyd dumnemu kolumbijskiemu narodowi.
Brzmi to trochę nieprawdopodobnie, ale właśnie taki los spotkał kreatywnych fanów Jamesa i Cuadrado. Zamieszanie zaczęło się wraz z publikacją filmu, który do momentu wybuchu afery zebrał prawie milion wyświetleń. Kolumbijczycy chcieli się po prostu pochwalić tym, że mimo licznych kontroli udało im się wnieść trochę berbeluchy w czymś, co moglibyśmy nazwać piersiówką w kształcie lornetki. No i wznieść toast „za rosyjski system bezpieczeństwa”.
Burzliwej reakcji, która niemal od razu przelała się przez kolumbijskie media, nie mieli prawa przewidzieć. Falę krytyki zapoczątkował dziennikarz Jean-Perre Serna, który w swoim felietonie postawę rodaków porównał do postawy japońskich kibiców. – Japończycy po meczu sprzątają swój sektor, a my śmiejemy się z zapisów rosyjskiego prawa. To właśnie są różnice kulturowe między naszymi narodami – napisał Serna. Dosłownie kilka chwil później na stronie kolumbijskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych pojawiło się skierowane do kibiców wezwanie, by ci przestrzegali wszystkich panujących w Rosji zasad. Do sprawy odniósł się nawet Martin Santos, znany w prawnik i syn prezydenta kraju, który na Twitterze napisał, że niby można się z tego śmiać, ale generalnie Kolumbijczycy nie powinni się dziwić, że na lotniskach przetrzepuje się ich bardziej szczegółowo nić innych.
Dlaczego wideo dobrze bawiących się fanów tak bardzo zbulwersowało cały kraj? Rzecz oczywiście tyczy się historii i ciężkiej walki o zmianę wizerunku Kolumbijczyka-handlarza narkotyków/przestępcy, z którym do tej pory nie udało się do końca rozprawić. W Kolumbii doszli po prostu do wniosku, że wszystkie podejmowane w tym celu działania są bezcelowo, skoro później grupka trefnisiów jednym krótkim filmikiem wysyła w eter zupełnie inny przekaz.
Przy takim odbiorze niespecjalnie dziwi nas, że jeden z gości, którego udało się rozpoznać dzięki Fan ID, został zaocznie wyrzucony z roboty zanim zdążył zabukować bilet powrotny. Luis Felipe Gomes (w czapce po prawej stronie) pracował dla linii lotniczych Avianca na menadżerskim stanowisku, ale w świetle wybryku, którego się dopuścił, nie było zmiłuj. – Avianca Holding surowo ocenia wszystkie działania naszych pracowników, które są sprzeczne z wartościami i zasadami firmy. W związku z tym zdecydowaliśmy się rozwiązać umowę o pracę z pracownikiem, który złamał prawo obowiązujące podczas mistrzostw świata poprzez spożywanie alkoholu na stadionie – napisano w oficjalnym oświadczeniu.
Następnie Gomes musiał zmierzyć się jeszcze z krytyką ze strony federacji oraz… krajowych władz, które wystąpiły do organizatorów mundialu o anulowanie jego Fan ID. Stawiamy, że gość następnym razem dwa razy zastanowi się, jeśli do głowy przyjdzie mu do głowy tankowanie w szeroko rozumianym plenerze. Bez względu na to, że afera wokół lornetki była mocno przesadzona.
Na koniec, skoro już jesteśmy przy kibicach z Kolumbii, przywołamy inną mundialowo-alkoholową sytuację, w której brali udział, tym razem niekoniecznie z własnej woli. Uściślając, mamy na myśli taki oto przypadek.
O co chodzi? Otóż grupa fanów z Kolumbii (ale nie ta od lornetki) spokojnie piła kawę w knajpce nad brzegiem Kazanki, gdy w pewnym momencie gość siedzący stolik obok, zrzucił ciuchy i wskoczył do rzeki. Turyści z Ameryki Południowej początkowo myśleli, że szaleniec pewnie przegrał jakiś zakład, ale gdy zaczął się topić, bez namysłu ruszyli mu na ratunek. Kiedy już wyciągnęli go z wody okazało się, że to zalany w trupa Rosjanin, którego odrobinę poniosła pijacka fantazja. Miał jednak to szczęścia, że nikt nie rozpoznał go na filmiku a co za tym idzie – nie wywalił z z pracy. Czyli ściany faktycznie pomagają gospodarzom.
Fot. Newspix.pl