Reklama

Japonia jest sama sobie winna

Norbert Skorzewski

Autor:Norbert Skorzewski

24 czerwca 2018, 19:49 • 4 min czytania 2 komentarze

Senegal znów zagrał przeciętnie, znów strzelił przypadkowego gola, ale po raz kolejny zapunktował. Zdobyć cztery punkty grając dwa paździerze – chapeau bas. Japonia długo wydawała się uśpiona dobrą postawą w ostatnim spotkaniu, jakby to miało jej wystarczyć do wyjścia z grupy. Co z tego, że potrafiła rozegrać, utrzymać się przy piłce, nie panikować, skoro odbijała się od senegalskiego muru, którego podstawę stanowiły wieżowce: Koulibaly i Sane?

Japonia jest sama sobie winna

Japonia jednak w końcu się obudziła, zdominowała przebieg spotkania, strzeliła gola, ale na koniec dała się wciągnąć w toporną grę Senegalu. Zapłaciła za to straconym golem, ale ostatecznie – po kryminale afrykańskiego bramkarza – urwała punkt.

Niedosyt. Właśnie to uczucie będzie towarzyszyło drużynie Akiry Nishino. – Kilka dni temu poprosiłem swoich piłkarzy, by urośli o pięć centymetrów i przytyli o pięć kilogramów. Nie udało im się to. W takim razie spróbujemy wygrać lepiej grając w piłkę – przyznawał. I faktycznie, Japończycy znacznie lepiej grali w piłkę. Przeważali umiejętną grą, do której dokooptowywali umiejętności techniczne, którymi górowali nad topornymi Senegalczykami.

Patrząc na grę zespołu z Afryki, jeszcze bardziej boli i dołuje, że kilka dni temu polegliśmy z nimi praktycznie bez walki. Rany, dziś prezentowali się tak topornie, że aż bolały oczy. Po zwycięstwie z Polską Aliou Cisse odseparował swój zespół od dziennikarzy, tłumacząc to tym, że chce zwiększyć ich koncentrację i zminimalizować możliwość rozproszenia się zawodników. Biorąc pod uwagę, jaki przyniosło to efekt – mówimy o grze, a nie wyniku – boimy się, jak zagrają Polacy, którzy również zorganizowali sobie małą ciszę medialną. Bo tak wyglądało właśnie chociażby posyłanie na konferencję Łukasza Teodorczyka kosztem Roberta Lewandowskiego.
Jednak nie ma się czego czepiać, bo sami chcielibyśmy być na ich miejscu. Rozegrali dwa słabe mecze, ale wyciągnęli z nich maksa, a może nawet więcej. Tylko pogratulować.

Brutalnie wykorzystywali momenty zawahania rywali. Wynik spotkania otworzyli po ewidentnym błędzie bramkarza. Znamienne, że to kolejny gol – po dwójce zaaplikowanej Polakom – który wykuł się, tak naprawdę, z przypadku. Jeżeli ktoś nie wierzył, że szamani naprawdę działają, ma wytrącone wszystkie argumenty z rąk. Wague wrzucił, Haraguchi miał piłkę na głowie, ale wybił ją w sam środek, jakby zapomniał, że podstawą rzemiosła piłkarskiego, przede wszystkim w obronie, jest minimalizowanie ryzyka. A przecież już nawet w trampkarzach trenerzy powtarzali, żeby pod żadnym pozorem nie zagrywać do środka… Ale Haraguchi popełnił ten grzech. Piłka wylądowała pod nogami jednego z rywali, ten oddał mocny strzał, ale też taki, z którym bez problemu powinien poradzić sobie Kawashima. Ale ten też chyba nie słuchał poleceń trenera bramkarzy, bo wypiąstkował piłkę przed siebie. Festiwal błędów skończył się tym, że piłka odbiła się od kolana Mane i wturlała się do siatki.

Reklama

Bramka wyrównująca to z kolei więcej szczęścia niż rozumu – przerzut na lewą stronę do Nagatomo, ten trochę przypadkowo wpadł w pole karne, mijając po drodze dwójkę przeciwników, po czym zagrał do Inuiego, co skończyło się trafieniem. Będącym już popisem kunsztu nowego gracza Betisu.

Ale właśnie, szczęście. Jemu też trzeba pomóc, a Japończycy starali się to zrobić. Po zdobyciu bramki, zdominowali Senegalczyków, sprowadzając ich do roli statystów, w których po prostu od czasu do czasu wpadali (bo trudno nie wpaść, gdy niektórzy z nich są tak potężnie zbudowani). Jasne – po chwili w sytuacji sam na sam znalazł się Niang, ale bramkarz Japonii nie wyszedł przed pole karne i nie był spóźniony do piłki o dwa metry. Dał sobie szanse na skuteczną interwencję i sprawił, że Japonia utrzymała się w grze.

Co więcej – ona długo wyglądała o niebo lepiej od Senegalu. Inui uderzył w poprzeczkę, wcześniej Osako nie trafił w piłkę z piątego metra. Było blisko, ale brakowało namacalnego potwierdzenia w postaci bramki, którą – niespodziewanie – zdobył zespół z Afryki. Widać było, że Japonia dała się troszeczkę sprowokować, zmusić do przepychanek na boisku, co wykorzystał Wague.

Spotkanie rozpoczęło się od kryminału w obronie, i na kryminale się skończyło. Nie popisał się N’Diaye, który nie złapał piłki, w czym przeszkodziła mu trójka asekurujących go obrońców. Jeden z nich wybił piłkę w taki sposób, że ta trafiła pod nogi Inuiego, który dograł do Hondy, a ten wymierzył sprawiedliwość.

Niewykorzystane sytuacje się mszczą. Niby oklepane, ale jednak prawdziwe. Dziś przekonali się o tym Japończycy. Mimo że doprowadzili do wyrównania w końcówce, co na pewno ich nie smuci, to i tak muszą odczuwać niedosyt. Prezentowali się lepiej i powinni ten mecz wygrać.

Japonia – Senegal 2:2
0:1 Mane 11′
1:1 Inui 34′
1:2 Wague 71′
2:2 Honda 78′

Reklama

Fot. Newspix.pl

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
0
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
2
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Komentarze

2 komentarze

Loading...