Reklama

Bohaterowie z przypadku

redakcja

Autor:redakcja

22 czerwca 2018, 20:20 • 7 min czytania 4 komentarze

Rosjanie przed startem mundialu byli pełni obaw. Zreszta całkiem uzasadnionych, bo ich reprezentacja przez ostatnie dwa lata grała na zmianę fatalnie albo słabo i nic nie zapowiadało, że poradzi w meczach o stawkę. Kiedy jednak przyszło co do czego, piłkarze Czerczesowa weszli na odpowiedni poziom i póki co wyrastają na największą rewelację mistrzostw. Najwięcej pochwał spadło oczywiście na konto byłego szkoleniowca Legii, ale w gruncie rzeczy w kapitalnej postawie „Sbornej” można doszukać się sporej dawki przypadku. Jak bowiem inaczej nazwać to, że jej siłą napędową są Denis Czeryszew i Artiom Dziuba, którzy w składzie znaleźli się wyłącznie z braku laku, nie ciesząc się wcześniej specjalnym uznaniem selekcjonera?

Bohaterowie z przypadku

No po prostu wyjątkowo szczęśliwy zbieg okoliczności.

Czeryszew, który ze wszystkich reprezentantów Rosji błyszczy najjaśniej, w kadrze prowadzonej przez Czerczesowa pojawił się dopiero przed marcowymi meczami z Brazylią i Francją. Na boisko wyszedł tylko w meczu przeciwko Les Bleus, spędzając na nim łącznie raptem siedem minut. Przed mundialem zagrał jeszcze niecałe pół godziny w sparingu z Austrią, dając raczej mało argumentów przemawiających za powołaniem go na najważniejszy turniej w historii rosyjskiej piłki. Tym bardziej że wcześniej Czerczesow wielokrotnie wątpił w jego przydatność ze względu na przewlekłe problemy zdrowotne.

Poważne kontuzje prześladowały Czeryszewa praktycznie od początku kariery. Z tego powodu przegapił mundial w 2014 roku i mistrzostwa Europy przed dwoma laty. To wystarczyło, by wielu kibiców postawiło na nim krzyżyk. Zamiast piłkarza kreowanego na gwiazdę europejskiej piłki z Realem Madryt w CV, dostali w końcu gościa złożonego ze szkła, który może i dawał wielkie nadzieje, ale w najważniejszych momentach nigdy nie można było na niego liczyć.

Bez żadnego znaczenia było to, że w międzyczasie Czeryszew zaliczył sporo udanych meczów na poziomie La Liga. W połączeniu z wieczną niedyspozycją przy okazji meczów reprezentacji, budziło to w Rosji mnóstwo wątpliwości. Skrzydłowego oskarżano o brak zaangażowania w sprawy narodowe oraz dzielenie meczów na ważne i ważniejsze. A kiedy okazywało się, że Czeryszew faktycznie zmaga się z poważnymi urazami, z reguły kwitowano to hasłem, że skończył się, zanim na dobre się zaczął.

Reklama

Potwierdzeniem tej tezy były też dwa ostatnie sezony, w trakcie których piłkarz przeciętne występy przeplatał z wizytami u kolejnych lekarzy. Czerczesow, który w tym czasie pracował już w reprezentacji, nawet kątem oka nie zerkał w jego stronę. – Denis jest w dobrej dyspozycji fizycznej i psychicznej. Chce wrócić do kadry i powalczyć o wyjazd na mundial. Niestety niewiele zależy tylko od niego – mówił przed rokiem jego ojciec, zresztą były piłkarz „Sbornej”, który jasno dawał do zrozumienia, dlaczego Czeryszew nie otrzymuje powoływań.

Przed samym mundialem zła karta nagle się jednak odwróciła. Chociaż skrzydłowy nie miał za sobą najlepszego sezonu w karierze i znów zmagał się z kilkoma mniej groźnymi urazami, które skutecznie przeszkadzały mu złapać odpowiedni rytm, to nieoczekiwanie znalazł uznanie w oczach Czerczesowa. Dlaczego? Ano dlatego, że selekcjoner po prostu nie miał w kim wybierać. Gdyby na horyzoncie pojawił się ktokolwiek, kogo można by wziąć zamiast piłkarza „Żółtej łodzi podwodnej”, ten mundialowe mecze Rosjan oglądałby pewnie z hotelu na Bali. No ale że inni potencjalni kandydaci albo już wcześniej zawiedli, albo byli zwyczajne za słabi na reprezentację, to Czeryszew wskoczył na pokład i szybko wcielił się w rolę kapitana.

Jeszcze bardziej skomplikowane były relacje Czerczesowa z Dziubą, który zresztą z pełnią premedytacją przyłożył do tego swoją rękę. Napastnik Zenita Sankt Petersburg, znany ze swojej krnąbrności i bezczelności, od początku kadencji obecnego selekcjonera „Sbornej” miał z nim pod górkę i wielokrotnie publicznie dawał do zrozumienia, że nie darzy go przesadnym szacunkiem.

Rosyjskie media nie raz i nie dwa pisały o trudnej miłości trenera i napastnika. Zaczęło się już od pierwszych zgrupowań „Sbornej” pod wodzą Czerczesowa, na które Dziuba przyjeżdżał tylko po to, aby wyjechać z nich bez odbycia z resztą zespołu choćby jednego treningu. Powód za każdym razem był taki sam – kontuzja, która cudownie ustępowała po meczach reprezentacji. Napastnik każdorazowo niemal od razu wracał do gry w klubie, testując tym samym cierpliwość selekcjonera. Czerczesow wytrzymał kilka razy, ale po piątym identycznym przypadku powiedział dość. Dziuba u byłego trenera Legii zagrał we wrześniu 2016 roku, strzelił dwie bramki w przegranym meczu z Kostaryką, a potem na prawie dwa lata zniknął z reprezentacji.

Do kadry wrócił tuż przed mundialem, na majowe mecze z Austrią i Turcją. Wcześniej jednak robił wszystko, co mógł, aby na dosłownie każdym kroku podkreślić swoją niechęć do Czerczesowa. Apogeum konfliktu nastąpiło po Pucharze Konfederacji, kiedy Dziuba do spółki z Aleksandrem Kokorinem obśmiali występ reprezentacji Czerczesowa takim oto gestem.

dziuba kokorin

Reklama

Co dokładnie miało to oznaczać? Chociaż sami zawodnicy zaprzeczyli takiej interpretacji, to społeczność piłkarska w Rosji nie miała żadnych wątpliwości. Chodziło o charakterystyczne dla trenera wąsy. Swoim gestem Dziuba i Kokorin pokazali, jaki mają do niego stosunek i jak oceniają jego pracę. Czerczesow w swoim stylu sprowadził wszystko do poziomu medialnej gównoburzy, mówił, że z Dziubą nie ma żadnych problemów i cały czas bacznie obserwuje jego grę, ale powołań i tak nie wysyłał.

Oczywiście imitowanie wąsów dłonią to tylko ułamek tego, co tak naprawdę nie podobało się selekcjonerowi u napastnika Zenitu. Tajemnicą poliszynela przez wiele miesięcy pozostawało, że podczas zgrupowania przed Pucharem Konfederacji, Czerczesow widząc, że Dziuba niekoniecznie stosuje się do otrzymywanych poleceń, wziął go na indywidualną rozmowę. W czasie której obaj nie szczędzili sobie wyjątkowo ostrych uwag. Następnego dnia trener zaprosił piłkarza na powtórkę, ale tym razem zabrał ze sobą dyktafon, by żadne z wypowiedzianych przez napastnika słów nie zginęło w eterze. Reakcją Dziuby była wiązanka pod adresem Czerczesowa i trzaskające z hukiem drzwi.

Atmosfera w kadrze zgęstniała wówczas do tego stopnia, że w gaszenie kryzysu osobiście zaangażował się ówczesny minister sportu, Witalij Mutko. Podczas trójstronnego spotkania nie udało się jednak osiągnąć zadowalającego wszystkich kompromisu. Wypracowane w bólach porozumienie polegało na tym, że ani Dziuba, ani Czerczesow dla dobra reprezentacji nie będą publicznie wypowiadać się o zaistniałej sytuacji.

Jak zatem doszło do tego, że Dziuba ostatecznie wrócił do reprezentacji i stał się jednym z głównych bohaterów „Sbornej” na mundialu? Wychowankowi Spartaka Moskwa z pomocą przyszedł przypadek w postaci nieszczęścia kolegi od mało śmiesznych żartów. W marcu więzadła krzyżowe zerwał Aleksander Kokorin, na którego Czerczesow stawiał dość odważnie, więc selekcjoner był zmuszony szukać wariantu awaryjnego. Długo wydawało się, że zastępstwem dla Kokorina będzie Anton Zabołotny, ale bardzo szybko stało się jasne, że nie podoła tej roli. Trener „Sbornej” musiał więc szukać dalej, a że Rosja to kraj wyjątkowo ubogi w wartościowych napastników, chcąc nie chcąc zaczął mizdrzyć się do Dziuby.

Piłkarz, widząc, że na horyzoncie nieoczekiwanie pojawiła się szansa na udział w mistrzostwach świata, bardzo szybko zareagował na zaloty Czerczesowa. Nagle okazało się, że dawne waśnie i zatargi nie mają żadnego znaczenia, a obaj panowie potrafią dogadać się nawet na migi. Oczywiście więcej jest w tym chowania honoru do kieszeni i wymuszonego na siłę teatru niż realnej sympatii, ale póki co zdaje to swój egzamin. Niemniej, salut, którym opiekun „Sbornej” pozdrowił cieszącego się z gola Dziubę, pokazał, że w Czerczesowie ciągle drzemie jakaś zadra. W końcu Czerczesow w ten sposób uniknął podania zawodnikowi ręki (chociaż piątkę ostatecznie i tak zbili). A jakby tego było mało salutowanie bez nakrycia głowy w Rosji odczytywane jest jako przejaw braku szacunku.

W świetle kapitalnej postawy reprezentacji Rosji na mundialu długo podtrzymywana niechęć Czerczesowa do Dziuby i Czeryszewa ma jednak marginalne znaczenie. W końcu jako trener rozliczany jest z wyników, których oczekuje od niego cały kraj, i raczej nie ma dla niego znaczenia, czy lubi tych, którzy pomagają mu je osiągać, czy najchętniej pourywałby im łby. Ale mimo to warto mieć z tyłu głowy, że gdyby nie zrządzenie losu, to najlepsi do tej pory piłkarze „Sbornej” (nie licząc Gołowina) niemal na pewno nie zagraliby na mistrzostwach świata. O wszystkim zdecydował czysty przypadek, który już w czasie mundialu przerodził się w nieprawdopodobny fart.

Fot. Newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

4 komentarze

Loading...