Reklama

Wyklęty i pokochany. Hollywoodzka historia Davida Beckhama

Mariusz Bielski

Autor:Mariusz Bielski

18 czerwca 2018, 12:26 • 15 min czytania 5 komentarzy

Davidowi Beckhamowi daleko było do zwykłego piłkarza. Nie tylko przez nieprzeciętny talent, lecz także coś, co dzisiaj nazwalibyśmy skłonnością do gwiazdorstwa. Pod względem medialności Anglik przetarł szlaki wielu innym zawodnikom, ale czy którykolwiek mu w tym dorównał? Paul Pogba na pewno nie, Zlatan Ibrahimović to zupełnie inny typ człowieka. Nawet na punkcie Cristiano Ronaldo nie ma aż takiej głupawki.

Wyklęty i pokochany. Hollywoodzka historia Davida Beckhama

Mija właśnie mniej więcej 11 lat, od kiedy zamienił Madryt na Los Angeles, by reprezentować barwy tamtejszego Galaxy. Pół żartem, pół serio możemy napisać, iż Hollywood było mu przeznaczone. Na długo przed przenosinami Davida do Stanów Zjednoczonych, życie napisało mu scenariusz, który z powodzeniem mógłby zostać zrealizowany w mateczniku amerykańskiej kinematografii i bez wątpliwości stałby się wielkim hitem.

3 lata – tyle trwało potępienie angielskiego protagonisty z boisk oraz okładek. W 1998 stał się w oczach kibiców prawdziwym wyklętym, obcym we własnej ojczyźnie, definicją persona non grata. Dopiero w 2001 udało mu się przekonać rodaków, iż tak naprawdę nie jest personifikacją wszelakiego piłkarskiego zła. Czekał 1194 dni, by w końcu odkupić swoje winy.

***

Doskonale zdajemy sobie sprawę jak to naprawdę jest z reprezentacją Anglii. Ileż to złotych pokoleń przewinęło się przez drużynę narodową Synów Albionu! Jedno miało więcej karatów od drugiego, z dzisiejszej perspektywy trudno nawet ustalić, które z nich posiadało największy potencjał i które najbardziej go zmarnowało. Tradycyjnie. Dopiero dziś te głosy ucichły, po dekadach kolejnych porażek Wyspiarze nareszcie zajrzeli do słowników, poznając znaczenie słowa „pokora”.

Reklama

Dwadzieścia lat temu ich drużyna budziła jednak naprawdę wiele pozytywnych uczuć. Sentymenty, marzenia, radość, nadzieje… Każdy mieszkaniec kraju mógł znaleźć dla siebie jakiś powód, aby maksymalnie zaangażować się w kibicowanie. Z jednej strony weterani tacy jak David Seaman, Tony Adams, Paul Ince czy Alan Shearer z opaską kapitańską. Z drugiej zaś ci, którzy o sile angielskiego futbolu mieli stanowić przez wiele najbliższych lat, czyli Sol Campbell, Rio Ferdinand, Michael Owen, Paul Scholes, Gary Neville. No i oczywiście on – David Beckham. Gwiazdozbiór, który w eliminacjach praktycznie nie miał sobie równych. W grupie kwalifikacyjnej zagrozili im tylko Włosi, z którymi zanotowali remis oraz porażką. Poza tym jednak – same wygrane, dzięki czemu bez problemów zakwalifikowali się do francuskiego turnieju, jednocześnie uchodząc za faworytów do ostatecznego triumfu w nim.

Wszyscy jednak tak samo głodni sukcesu, Ci pierwsi, ponieważ dwa lata wcześniej podczas Euro 1996 na wyciągnięcie ręki mieli finał, lecz polegli z Niemcami przy okazji serii rzutów karnych. Ci drudzy… Jak to młodzi, chcieli po prostu pokazać światu, że są kozakami nie tylko na własnym podwórku, choć niektórzy, jak wspomniani zawodnicy Manchesteru United, nie mieli jeszcze nawet ugruntowanej pewnej pozycji w klubie. Chwała Glennowi Hoddle’owi za odwagę! – Tamta ekipa była jak potwór, monstrum. Młoda, lecz dojrzała, pełna wigoru i ambicji. Wśród wszystkich uczestników mistrzostw 1998 żaden zespół nie wzbudzał w nas strachu – opowiadał Michael Owen.

30 Jun 1998: The England team line up before the World Cup second round match against Argentina at the Stade Geofrroy Guichard in St Etienne, France. England lost on penalties. Mandatory Credit: Stu Forster /Allsport

Co jest pewne jak amen w pacierzu – do grona takich rywali na pewno nie zaliczała się Tunezja. Łatwe zwycięstwo nad ekipą z północnej Afryki dało Synom Albionu spokój. Konieczność czekania przez tydzień na kolejne spotkanie, tym razem z Rumunią – nudę. Starsi, na przykład Tony Adams wciąż oglądali filmy, młodsi zaś grali w gry wideo. Jeszcze inni po prostu robili sobie jaja, gdzie za przykład mogą posłużyć Gareth Southgate, Teddy Sheringham oraz wcześniej wspomniany Kanonier. Postanowili oni jak najczęściej mówić w wywiadach słowami piosenek. Kto zrobił to najwięcej razy, wygrywał zakład. Dlatego tuż przed trzecim spotkaniem z Kolumbią, kanadyjski dziennikarz zagadywał selekcjonera: – Jeśli Owen jest Beatlesem, a Sheringham Rolling Stonesem, to którą piosenkę będzie pan śpiewał pod prysznicem? „Twist and shout” czy „Satisfaction? – pytał z nutką sarkazmu, wszak obaj zawiedli wyraźnie w przegranym 1:2 spotkaniu z Rumunią. Zwycięstwo nad Los Cafeteros przyszło jednak w rytmie muzyki 2 lata wcześniej zmarłego Tupaca Shakura, którego rzekomo słuchał David Beckham podczas dodatkowych ćwiczeń rzutów wolnych. Zgadnijcie w jaki sposób pokonał Faryda Mondragona, ustalając wynik starcia na 2:0?

***

Reklama

Problem polegał na tym, iż na skutek porażki z Rumunią, podopieczni Glenna Hoddle’a wstąpili na minę. Awansując do fazy play-off z drugiego miejsca czekała ich bowiem potyczka z Argentyną, prawdopodobnie jeszcze silniejszą ekipą, co już samo w sobie budziło napięcie. Ale to był także – wybaczcie nam użycie wyświechtanego określenia – „więcej niż mecz”. 20 lat minęło, a od tamtego czasu nie mieliśmy innego spotkania o podobnie wyrazistym oraz kontrowersyjnym zarazem podtekście historyczny. Zwłaszcza w Anglikach wrzała krew, ponieważ w pamięci mieli „zwierzęta z 1966 roku”, rękę Boga, przez którą odpadli z mistrzostw dwie dekady później, no i najważniejsze – wojnę o Falklandy z 1982 roku.

Zerknijcie chociażby na te okładki!

Źródło: Eurosport.com

– Dwa narody z historią pełną konfliktów w meczu typu „zabij lub zostań zabity” – mówił o tym meczu bramkarz Carlos Roa, jego uczestnik. – Każdy kto mówił, że to będzie zwykłe spotkanie, kłamał. Prawda jest taka, iż poniesiona przez Anglików porażka spadła na nich z siłą bomby, która wszystko kończyła. To samo byłoby w Argentynie, gdybyśmy my wrócili na tarczy – wspominał golkiper.

Najbardziej ikoniczną, a zarazem ironiczną historię napisał jednak wcale nie jazgot roszczeniowych mediów, lecz spot firmy Adidas, współpracującej blisko z Davidem Beckhamem. – Po tym wieczorze mecz Anglii z Argentyną zostanie na zawsze zapamiętany przez to, co zrobi ten chłopak swoją stopą – głosił slogan, któremu towarzyszył wizerunek gracza Manchesteru United.

***

47. minuta. Na liczniku już remis 2:2, który potem zaowocował dogrywką oraz rzutami karnymi. Podanie w kierunku Anglika, za plecami którego czyha już Diego Simeone. Naładowany, jak to zwykle on. Spóźniony, jak rzadko kiedy. Widział, że nie ma szans dojść do futbolówki na czas, dopada więc przeciwnika. Taranuje go. Za chwilę niby przeprasza, lecz w tym samym momencie delikatnie ciągnie go za włosy. Becks, zgodnie z nadzieją El Cholo, reaguje na prowokację – kopie przechodzącego obok Argentyńczyka. Ten przewraca się z wielkim grymasem bólu na twarzy. Sędzia już biegnie, widział prawie wszystko. Ręka wędruje do kieszonki – żółta kartka dla Simeone za faul. Za chwilę drugą dłonią sięga do kieszonki jeszcze raz. Anglia wstrzymuje oddech. Każdy już wie, co się święci. W ruch pójdzie inny kartonik. Czerwony! David schodzi do szatni. Tego wieczora nie pomoże już swoim kolegom. Mniej więcej godzinę później odpadną z mundialu po serii rzutów karnych.

Tego najważniejszego nie strzeli David Batty. Nic dziwnego, wcześniej tylko raz podchodził do jedenastki i to jeszcze w czasach juniorskich. Przed laty również spudłował.

Beckham mógł tylko patrzeć na to wszystko z boku. Bezradny, a już wkrótce winny.

***

Simeone: – Trzeba to przyznać otwarcie, w tamtym momencie sędzia dał się złapać w pułapkę. W takich chwilach zawsze jest mnóstwo napięcia. Można przyznać, iż mój upadek zmienił kolor kartki z żółtej na czerwoną. Najbardziej odpowiednią oraz miarodajną karą w tamtej sytuacji byłaby jednak żółta. Uważam natomiast, że zachowałem się mądrze, sprytnie. Przecież to wcale nie było brutalne kopnięcie, tylko delikatne uderzenie, niekontrolowany odruch. Arbiter był dwa kroki dalej, prawdopodobnie ukarał Davida czerwoną, bo uznał, że chciał się odegrać za faul.

Hoddle: – Kiedy to zobaczyłem, byłem w opcji „co ty robisz do jasnej cholery?!” Ileż razy ostrzegaliśmy go przed tego typu prowokacjami? Spodziewałem się jednak żółtej kartki, a dostał czerwoną za chęć wyrządzenia rywalowi krzywdy. Byłem wściekły na Davida, lecz przez arbitra również trafił mnie szlag.

Owen: – Gdyby role zostały odwrócone, nikt by nie wyleciał. Z prostego powodu – Becks nigdy tarzałby się po ziemi z powodu udawanego bólu.

Beckham: – Zdaję sobie sprawę z tego jak bardzo zawiodłem wszystkich kibiców. Na co jednak nie byłem gotowy mentalnie w wieku 23 lat, to cała wina, którą obarczono mnie za tamtą porażkę.

Z perspektywy czasu wydaje nam się jednak, iż zdecydowanie celniejszym określeniem byłaby nienawiść. Ślepa, aczkolwiek to w żaden sposób nie zmniejszało jej siły.

***

Victoria, żona piłkarza, śledziła każdy jego występ podczas mistrzostw. Feralne spotkanie z reprezentacją Argentyny również.

***

Kiedy tylko Anglik opuścił pokład samolotu, rzucił się w ramiona swojego ojca, szlochając ciężko. Ten przyznawał, iż nie widział syna w takim stanie od czasów, kiedy był dzieckiem. Becks bowiem czuł odpowiedzialność za porażkę drużyny narodowej podczas mistrzostw świata we Francji. Powinien był przecież dograć to spotkanie do końca. Może potoczyłoby się inaczej? To on powinien był podejść do ostatniej jedenastki zamiast nieszczęsnego Batty’ego. I trafić.

Dla jego rodaków nie było przebacz. Na tapet wzięły go oczywiście krwiożercze tabloidy, rozsmarowując jak masło po kromce chleba do typowego „english breakfast”. The Mirror podsumowywał spotkanie tekstem zatytułowanym: „10 dzielnych lwów i jeden durny chłopak”. The Sun posunął się jeszcze dalej, umieszczając w swoim wydaniu tarczę do darta, w której centrum wisiała twarz pomocnika. W artykule poniżej pisano: „Wciąż boli? Wyładuj swój żal oraz złość na tarczy Beckhama!” Nawet Glenn Hoddle udzielił wywiadu, którego treść tylko dobiła naszego bohatera. – Muszę przyznać, iż odesłanie Davida do szatni kosztowało nas przegraną – dorzucił do pieca selekcjoner.

Co gorsza, nie były to jednak przesadzone wynurzenia prasy, lecz rzeczywiste vox populi.

– Może się zabierać w cholerę z tym swoim charakterkiem. Niech idzie grać gdziekolwiek, byle nie tu – pisał jeden z kibiców do gazety The Mirror. – Bekcham to skończony kretyn! – dzielił się inny tym jakże błyskotliwym oraz merytorycznym spostrzeżeniem. – I pomyśleć, że miałem jechać na ten mecz do Francji… – wzdychał kolejny. Zgodnie jednak 2500 Anglików uznało, iż zawodnik Manchesteru United już nigdy nie powinien wystąpić w ich reprezentacji.

Ale to tak naprawdę zwyczajne pierdoły w porównaniu z tym, co bezpośrednio dotykało piłkarza oraz jego rodzinę. Matkę oraz ojca Davida regularnie zastraszano. Sam pomocnik natomiast regularnie otrzymywał telefoniczne pogróżki. Podobno dotał nawet list, a tak właściwie kopertę, w której znajdowały się naboje od rewolweru. Z kolei na ulicach palono kukły ubrane w jego reprezentacyjną koszulkę.

Beckham-lalka

Musiał więc ratować się wsparciem policji, która zarządziła, aby bez względu na wszystko nie zostawiać piłkarza bez opieki. Któregoś razu jednak spędzał samotną noc we własnym domu. Zerwał się z łóżka, gdy usłyszał hałas w ogrodzie. Otworzył okno i stanął twarzą w twarz z intruzem. – Czego właściwie chcesz?! – wrzasnął. Włamywacza zamurowało, nie odpowiedział, stał tylko i patrzył się drętwo na piłkarza, który błyskawicznie wezwał służby porządkowe, choć nie udało im się złapać mężczyzny. – Nawet dziś mam ciarki na całym ciele, kiedy myślę o tamtym wieczorze – przyznawał po latach nasz bohater.

Gdziekolwiek nie pojechałby wraz z Manchesterem United, tam buczano na niego oraz wygwizdywano go. Stał się niczym więcej jak tylko chodzącym obiektem drwin, szyderczych przyśpiewek oraz szczerych wyzwisk. Gardził nim cały naród. – Nie dało się szkalować go jeszcze bardziej. To absurdalne. Traktowano go w sposób, jakby popełnił morderstwo albo dopuścił się zdrady stanu – brał go w obronę Sir Alex Ferguson, u którego nasz bohater grał w klubie. Chciałoby się rzecz, iż był to jedyny głos rozsądku w całym tym nieznośnie głośnym festiwalu nienawiści.

***

Co Beckham mógł zrobić więcej, aby przetrwać ten czas? Nic jak tylko grać możliwie najlepiej w klubie, uważać w życiu prywatnym, a resztę puszczać mimo uszu. Łatwo mówić, wiemy. Ironia jest jednak na tyle kapryśna, iż sezon 1998/99 naprawdę może zaliczyć do jednego z najlepszych w karierze. Czerwone Diabły nie brały wówczas jeńców. W Premier League usadowili się na samym szczycie. Oprócz tego przeszli przez prawdziwą drogę krzyżową w FA Cup, pokonując kolejno Liverpool, Fulham, Chelsea, Arsenal oraz Newcastle, ostatecznie sięgając po trofeum. Niezła ścieżka zdrowia, co? W końcu zwyciężyli również w tych najważniejszych rozgrywkach, czyli Lidze Mistrzów, po pamiętnym meczu z Bayernem, pokonanym 2:1 dzięki golom Sheringhama oraz Solskjaera w doliczonym czasie drugiej połowy.

David był integralną częścią każdego z tamtych sukcesów, a najlepiej świadczy o tym fakt, iż w konkursie Złotej Piłki zajął wówczas drugie miejsce, za plecami Rivaldo, a przed takimi kozakami jak Szewczenko, Batistuta czy też Figo. Anglik mógł zatem być szczęśliwy, bo odpowiadał na krytykę – a raczej hejt – w najlepszy możliwy sposób, jednak tak naprawdę nie czuł nic takiego. Nie mógł spać spokojnie, dopóki wraz z drużyną narodową nie dokonał czegoś, co na stałe zmyłoby plamę z 1998 roku.

Co gorsza, na przełomie wieków było mu o to wyjątkowo trudno. Synowie Albionu przeżywali akurat jeden z gorszych momentów, sinusoida znajdowała się akurat w bardzo niskim punkcie ich wykresu dyspozycji. Glenn Hoddle został zdymisjonowany, ponieważ oprócz złych wyników zaczął także szargać wizerunek FA swoimi wypowiedziami. Przyznawał się bowiem, iż przy ustalaniu wyjściowego składu reprezentacji zdarzało mu się korzystać z porad… wróżki! Innym razem wspominał o tym, że jego zdaniem ludzie niepełnosprawni cierpią za grzechy popełnione w swoim poprzednim wcieleniu. Robiło się śmieszno, jeszcze bardziej straszno, ale przede wszystkim żałośnie.

Zwłaszcza, iż na boisku szło Anglikom wyjątkowo mizernie jak na ich ówczesny potencjał. Do grupy eliminacyjnej na Euro 2000 trafili ze Szwecją, Polską, Bułgarią oraz Luksemburgiem. Może nie w przedbiegach, lecz powinni wygrają ją na stosunkowo dużym luzie, tymczasem zakończyli rywalizację na drugim miejscu z dziewięcioma punktami straty do pierwszych Skandynawów. Niewiele wniosła zatem zmiana na stołku szkoleniowca, gdy oszalałego Hoddle’a zastąpił Kevin Keegan. Dostali się co prawda na turniej, lecz bardzo szybko wrócili do domu – już po trzech spotkaniach fazy grupowej, gdzie ulegli Portugalczykom oraz Rumunom. Wygrana z Niemcami dała im tylko złudne nadzieje. Nowy selekcjoner natomiast odszedł z drużyny niedługo potem, gdy jego podopieczni przegrali z tymi ostatnimi już w eliminacjach do mundialu w Korei i Japonii. 75000 gardeł wyrzuciło mu w twarz wszystkie żale. Do dymisji podawał się ponoć siedząc w toalecie, dokąd docierało echo nieziemskiego buczenia kibiców.

Ważnej zmiany dokonał człowiek, który w reprezentacji Anglii pojawił się tylko na chwilę. Szkoleniowiec tymczasowy Peter Taylor co prawda przegrał mecz z Włochami 0:1, lecz zdobył się na bardzo niepopularną wówczas decyzję – opaskę kapitańską powierzył Beckhamowi. Zszokował opinię publiczną, lecz podobał mu się efekt impulsu, który dał zawodnikowi Manchesteru United.

– Skoro zadziałało to w meczu z Italią, czemu nie mielibyśmy przy tym zostać również grając z Hiszpanami? Jestem przekonany, iż David świetnie sprawdzi się w roli przywódcy – przekonywał z kolei Sven-Goran Eriksson, który chwilę potem został prawowitym selekcjonerem angielskiej drużyny narodowej.

Synowie Albionu rozpędzali się powoli. Najpierw przyszła kolejna porażka z Niemcami. Potem zaś remis z Finlandią na wyjeździe, czego już nie dało się w żaden sposób usprawiedliwiać. Następnie jednak rehabilitacja nastąpiła przy okazji spotkania z Albanią oraz Grecją, a także historyczne zwycięstwo nad Die Mannschaft 5:1 na stadionie olimpijskim w Monachium. Do dziś pozostaje to zresztą największym futbolowym podbojem Anglików w XXI wieku. Po jeszcze jednej wygranej z Albanią do końca eliminacji pozostawała jedna kolejka. Aby jechać na azjatycki mundial, trzeba było jeszcze raz utrzeć greckie nosy

***

To był zdecydowanie jeden z najbardziej kompletnych występów Davida w całej jego karierze. A przynajmniej tak twierdziły angielskie media już po zakończeniu spotkania. Na tle innych zawodników wyróżniał się on nie tylko opaską na ramieniu, lecz realnym zaangażowaniem, któremu nikt inny nawet nie próbował dorównać.

Synowi Albionu przegrywali przegrywali 0:1, gdy komentator Martin Tyler zaczął opisywać „prywatną krucjatę kapitana drużyny”. Wychowanek Manchesteru United przebijał się lewym skrzydłem przez defensywę rywala. Wygrał walkę bark w bark z przeciwnikiem, a za chwilę ściął do środka, szukając miejsca do podania. Został jednak zatrzymany nieprzepisowo, a rzut wolny to przecież dla niego jak woda na młyn.

Oddech. Spokojny wdech i wydech. Rozbieg, a chwilę potem dośrodkowanie. W polu karnym jest Teddy Sheringham, który trąca piłkę głową, a ta przelatuje nad wszystkimi również bramkarzem drużyny przeciwnej. Gooooooool! To był pierwszy kontakt napastnika z futbolówką tego dnia. Magiczne dotknięcie wlało w Anglików nadzieję, iż 6 października 2001 roku wcale nie musi być kolejnym smutnym jesiennym dniem w życiu Wyspiarzy.

Minutę później obuchem w angielski łeb do bramki Nigela Martyna trafił Nikolaidis. 1:2.

Wydawało się, że podopieczni Svena-Gorana Erikssona jednak nie dadzą sobie rady. Co z tego, że naciskali, atakowali, gnietli, męczyli przeciwników, skoro nic nie chciało wpaść do siatki? Marzenia zgromadzonych na Old Trafford kibiców gasły coraz bardziej, a w 93. minucie tliły się już tylko iskierki. Jedna z ostatnich prób, długa piłka do Teddy’ego Sheringhama i… Faul! – Jedno jest pewne: jeśli nie zrobi tego teraz, dziś nie będzie miał już żadnej innej okazji – komentował Andy Gray, widząc ustawiającego futbolówkę Davida.

– Kiedy oglądasz piłkarzy takich jak Beckham, widzisz, iż pewne rzeczy są im po prostu przeznaczone – dodawał Martin Tyler.

Zrobił to! Zabrał Anglików do Korei i Japonii!

– Kryteriom nagrody „Sportowej Osobowości Roku” przyznawanej przez BBC, powinien w pełni sprostać dzisiejszy zwycięzca. Bukmacherzy obstawiając 25-1, iż dzięki głosowaniu kibiców zgarnie ją David Beckham. Zarówno za to co zrobił dla nas na boisku, jak i poprzez zmianę postrzegania samego siebie przez ludzi. Nie mam żadnych argumentów na to, aby im nie wierzyć. Jeśli David wygra, będzie to zwycięstwo w pełni zasłużone. Zostanie bowiem na długo zapamiętany dzięki temu w jaki sposób pociągnął drużynę w meczu z Grecją. Jako kapitan stanowił tego dnia najlepszy wzór. Najważniejsze jest jednak to, iż dzięki temu odzyskał uznanie oraz szacunek wśród kibiców. Kopnięcie z 1998 roku należy zostawić głęboko w przeszłości. Dzisiaj widzimy dojrzałość w każdym aspekcie jego występów. Na boisku to wciąż jest pełen profesjonalista, który pracuje niezwykle ciężko, wykazuje się wysoką dyscypliną. Jest po prostu przykładem dla innych – pisał o Beckhamie Gary Lineker w felietonie dla The Telegraph.

Z kronikarskiego obowiązku – nasz bohater ostatecznie faktycznie zgarnął nagrodę przyznawaną przez BBC, pokonując w plebiscycie między innymi Michaela Owena.

Nieporównywalnie ważniejsze dla Davida było jednak odzyskanie dobrego imienia w oczach wszystkich rodaków. Walczył o nie ponad 3 lata, w końcu dopinając swego.

***

Niedługo potem historia zatoczyła koło, los ponownie splótł ze sobą drogi Anglików oraz Argentyńczyków podczas mundialu. W fazie grupowej mistrzostw w Korei oraz Japonii górą byli jednak Synowie Albionu, którzy pokonali Albicelestes 1:0 po golu – a jakże! – Beckhama z rzutu karnego.

The Guardian: – Przeszedł bardzo długą drogę od starcia z Diego Simeone, karykatur i kukieł w jego stroju, a także okładek tabloidów. Dojrzał na tyle, aby stać się liderem z prawdziwego zdarzenia. Poza boiskiem wyróżnia się rozsądkiem oraz elokwencją.

Daily Telegraph: – Zwycięstwo było jeszcze słodsze dzięki reakcjom pokonanych; Batistuta oraz jego koledzy nie chcieli nawet wymienić się koszulkami z tymi, którzy ich podbili. Piękno sportu polega właśnie na tym, że prędzej czy później każdy otrzymuje drugą szansę. W tym meczu Beckham dokonał odkupienia.

Daily Star: – Wczorajszy występ Davida ostatecznie przekształcił go z jednego z najbardziej znienawidzonych w kraju ludzi w bohatera narodowego z prawdziwego zdarzenia. Stał się jednym z największych bohaterów w historii angielskiego futbolu.

The Independent: – Rzut karny wykorzystany przez Beckhama miał wielką wagę jeśli chodzi o poczucie zemsty. To był moment symboliczny. W 1998 roku jedna z gazet nazwała go „najbardziej znienawidzonym człowiekiem w Anglii”. I dziś ten sam człowiek dał nam zwycięstwo nad jednym z kandydatów do tytułu!

Kropla w morzu pochwał ze strony angielskiej prasy.

***

To jasne, iż w kolejnych latach David był bardzo często pytany o czerwoną kartkę z 1998 roku. Co ciekawe, on sam w 2016 roku, w wywiadzie udzielonym dla GQ, umieścił tamto nieszczęsne zdarzenie wśród najlepszych pięciu w jego karierze. Z prostego powodu – dzięki traumatycznym przeżyciom niebywale dojrzał. Dziś wspomina je ze specyficznym sentymentem, ale przede wszystkim ze spokojem.

Jako bohater historii z hollywoodzkim potencjałem, która wydarzyła się naprawdę, a nie tylko w filmowym scenariuszu.

Mariusz Bielski

Najnowsze

Komentarze

5 komentarzy

Loading...