„Senegalczycy wybrali sobie na bazę okolicę tak odległą geograficznie i krajobrazowo od Soczi, jak oddalony jest Dakar od Warszawy. Polacy mieszkają w kurorcie, Senegalczycy zaszyli się w szaroburej, rozkopanej budowami Kałudze, w której – tak twierdzą tubylcy – nawet jak jest ciepło i słonecznie, to jest chłodnawo i pochmurno” – czytamy w reportażu Rafała Steca z „GW” z bazy treningowej reprezentacji naszych wtorkowych rywali.
GAZETA WYBORCZA
Rafał Stec w swojej „Odzie do Błaszczykowskiego” wyraża nadzieję, że skrzydłowy Wolfsburga raz jeszcze będzie kluczową postacią kadry.
Minionej wiosny, gdy uciekała mu prawdopodobnie ostatnia szansa na mundial, było najbardziej krytycznie, jak w bezpośrednim zwarciu ze śmiercią kliniczną – obolały skrzydłowy, od miesięcy leżący na aucie przez zniszczony kręgosłup, zbiegł z Bundesligi do Płocka, by ratować się niepraktykowaną procedurą w akcie krańcowej desperacji, wbrew naturze piłkarza stanowiącego część organizmu, ćwiczącego i przebierającego się z grupą, nawet rehabilitującego się po urazie w sąsiedztwie kolegów. Wspomina, że zaaplikował sobie trzytygodniowy seans tortur. Gdyby nie faszerował się tabletkami, nie zdołałby podnieść się z łóżka; dwóch sesji nie dokończył, pociemniało mu przed oczami, padł. Ale wstał, doleciał do Rosji. A skoro doleciał, to nawet niezbyt wytrawny kibic wie, jakie igrzyska nam zafunduje – okaże się graczem kluczowym, rozstrzygającym o wynikach.
Senegalczycy ukryci przed światem. Reprezentacja naszych jutrzejszych rywali zaszyła się w Kałudze, o czym Stec pisze w swoim reportażu.
Senegalczycy wybrali sobie na bazę okolicę tak odległą geograficznie i krajobrazowo od Soczi, jak oddalony jest Dakar od Warszawy. Polacy mieszkają w kurorcie, Senegalczycy zaszyli się w szaroburej, rozkopanej budowami Kałudze, w której – tak twierdzą tubylcy – nawet jak jest ciepło i słonecznie, to jest chłodnawo i pochmurno (…).
Trenują Senegalczycy prawie poza miastem. Na boisku, którego nie trzeba zasłaniać kilkumetrowym płotem jak u Nawałki, bo w pobliżu nie znajdziesz dachów umożliwiających zamontowanie szpiega z kamerą, które nie istnieje w Google Maps, którego adresu żądają zdezorientowani taksówkarze, o którzym nie słyszeli studenci odwożący mnie potem na dworzec Kaługa 2, też wyrzucony daleko za miasto.
SUPER EXPRESS
Na stronach sportowych „SE” przede wszystkim teksty pomeczowe po starciach z weekendu. Jeden z niewielu innych materiałów, to ten o strzegących Polaków komandosach.
Podczas każdego wyjazdu autokarem z hotelu piłkarzom towarzyszy armia agentów. Są eskortowali przez policję. Kiedy w sobotę szli do delfinarium, towarzyszyło im sześciu uzbrojonych w pistolety funkcjonariuszy FSB (Federalna Służba Bezpieczeństwa). To, że nie ma z nimi żartów na własnej skórze doświadczył jeden z przechodniów, który pokazał w kierunku autokaru środkowy palec. Agenci błyskawicznie wykręcili mu ręce, zapakowali do radiowozu i odjechali. Podobny los spotkał innego kibica, który zaczepił spacerujących po promenadzie piłkarzy. Problemy mieli również dwaj paparazzi, którzy z ukrycia robili zdjęcia zawodnikom. Na kilka godzin zatrzymała ich FSB, przez kilka składali wyjaśnienia. Przydzielono im agenta, które monitoruje ich pracę.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Rozstrzygnięcie w sprawie podstawowego bramkarza reprezentacji w MŚ i transfer do West Hamu. To będą ciekawe tygodnie dla Łukasza Fabiańskiego.
Według naszych informacji „Fabian” jest już dogadany z Młotami i czeka na to, co ustalą między sobą kluby, które wciąż negocjują sumę odstępnego. Pierwsza oferta została odrzucona, ale władze WHU wróciły z kolejną i nie rezygnują z Polaka. Jeśli strony osiągną porozumienie, piłkarz podpisze 3-letni kontrakt z opcją przedłużenia o rok i zostanie w Premier League.
– Jeszcze chwilę poczekajmy, ale nie będę kłamał, jest coś na rzeczy. Moje sprawy klubowe właśnie teraz się krystalizują, jednak nie wiem, kiedy wszystko będzie jasne. Cierpliwie czekam – zdradza.
Dalej mamy wywiad z Arkiem Milikiem, w którym napastnik Napoli między innymi wspomina swoje piłkarskie początki.
Wolny czas spędzał pan na boisku, ale lubił pan kopać piłkę samotnie, a nie z innymi. Dlaczego?
Oni często grali na stojaka, a ja tego nie lubiłem. Wiedziałem, że nic mi to nie da. Ktoś chciał pobawić się piłką, ja traktowałem ją poważnie. Ci, którzy trenują w klubie, są zazwyczaj lepsi i odczuwa się tę różnicę. Gdy byłem starszy, miałem 13 czy 14 lat, trener Rozwoju powiedział, żebym uważał na takie mecze, bo łatwo o kontuzję. Brałem więc piłkę i ćwiczyłem sam.
Nazywaliście jakoś swoje boisko?
Mieliśmy tam turnieje osiedlowe, nazywało się „Wembley”. Sam piach. Jak wracałem do domu, to trzeba było szczotką wyciągać brud zza paznokci. „Wembley” nie było na moim osiedlu, musiałem przejść pięć minut. Dla dzieciaka inne osiedle to inny świat.
Kuba zagra jutro po raz setny w kadrze. „PS” wspomina więc 99 meczów Błaszczykowskiego.
2006
1. Arabia Saudyjska 2:1
„Chyba powołają mnie do kadry” 0 wysyła esemesa do starszego brata dwa dni przed oficjalnymi nominacjami Pawła Janasa. Takie przecieki docierają do Wisły Kraków. Błaszczykowski jest na zakupach z żoną, ale po tej wiadomości nie może już się skupić na niczym innym, jak tylko na jej treści. Po dwóch dniach powołanie rzeczywiście przychoodzi. Ze swojego debiutu Kuba pamięta upał (były 32 stopnie Celsjusza) i uzbrojonych żołnierzy, którzy eskortowali autokar kadry w drodze na treningi czy mecz.
Michał Pazdan wychodzi z cienia Kamila Glika – musi być liderem polskiej defensywy.
Dalej będzie środkowym obrońcą, odpowiedzialnym za rozbijanie ataków rywali, wyprzedzanie przeciwnika, odbiór piłki, ale zmieniły się oczekiwania. Przed ME we Francji była niepewność, jak sobie poradzi – przecież nigdy wcześniej nie grał w tak poważnych meczach, z tak silnymi zespołami i w tak trudnym turnieju. Egzamin zdał celująco. Dzięki udanym interwencjom został nazwany przez kibiców „ministrem obrony narodowej”. Był odkryciem reprezentacji. We Francji mógł błyszczeć trochę schowany pod parasolem ochronnym Kamila Glika, w Rosji – wobec kontuzji stopera Monaco – wszystkie oczy będą zwrócone na niego.
Felieton Przemysława Rudzkiego o Islandczykach i borowaniu Argentyny.
Kiedy parę lat temu Heimir Hallgrimsson pojechał do Anglii, by zrobić porządne papiery trenerskie, usłyszał: – Tylko nie mów nikomu, że jesteś dentystą.
Ale był nim przecież i wcale nie zamierzał tego zmieniać czy ukrywać. Selekcjoner reprezentacji Islandii wciąż jest z tego dumny, bo w jego ojczyźnie nie liczą się puste słowa, a najbardziej ceni się ludzi pracy. Piłka to rozrywka, dobry fach w ręku nigdy nie zaszkodzi. W sobotnie popołudnie, kiedy reprezentacja kraju liczącego tylu mieszkańców, co nieszczególnie wielkie europejskie miasto, zatrzymywała Argentynę w meczu mistrzostw świata, rywale musieli wytrzymać 90 minut borowania w islandzkim fotelu dentystycznym.
fot. Newspix.pl