Im dalej w las, tym bardziej doceniamy, w jakiej atmosferze przebiegają przygotowania Polaków do mundialu. W niektórych reprezentacjach co chwila dzieje się coś nadwyrężającego jedność grupy, a u nas cisza i spokój. Największy skandal to pretensje Kingi Rusin, że piłkarze wybrali się na wycieczkę do delfinarium. Najnowsza historia wyszła z ekipy chorwackiej.
Turniej przedwcześnie zakończył się dla Nikoli Kalinicia. Nie chodzi o kontuzję czy inne zdarzenie losowe. Facet strzelił focha, więc… selekcjoner Zlatko Dalić niejako odpowiedział mu tym samym. Kalinić zaledwie po jednym meczu fazy grupowej został odesłany do domu i dalszy ciąg mistrzostw świata będzie mógł śledzić jedynie w telewizji.
O co poszło? 30-letni napastnik w końcówce spotkania z Nigerią miał wejść na boisko za Mario Mandzukicia. Odmówił jednak, przekonując, że bolą go plecy. Chorwaccy dziennikarze piszą, że to tania wymówka, a zawodnik od dawna jest niezadowolony ze swojego statusu w kadrze. Uważa, że powinien odgrywać w drużynie znacznie ważniejszą rolę. To była recydywa, bo miał odmówić gry już podczas sparingu z Brazylią przed mundialem. Jak widać, nie wyciągnął żadnych wniosków.
Cała sprawa jest zabawna o tyle, że Kalinić ma za sobą nieudany sezon i nie przedstawił zbyt wielu argumentów, by wstawiać go do pierwszego składu. W Milanie, który wypożyczył go z Fiorentiny, irytował nieporadnością i nieskutecznością. Licząc wszystkie fronty, strzelił zaledwie sześć goli w 41 meczach. W eliminacjach do rosyjskich MŚ miał dwa ważne momenty (zwycięski gol z Ukrainą, bramka i asysta w pierwszym spotkaniu barażowym z Grecją), ale generalnie nie należał do kluczowych ogniw. No, trzeba być naprawdę oderwanym od rzeczywistości, żeby zakładać, że z takim dorobkiem będzie się jedynym napastnikiem kosztem Mandzukicia. On w Juventusie liczbami też nie zachwycał w Serie A, za to pokazywał klasę w Lidze Mistrzów, a w kadrze ma niepodważalną pozycję. Zresztą, z Nigerią znów to pokazał – po jego strzale padł gol samobójczy i to on wywalczył rzut karny na 2:0. Sumując to wszystko, za takie zachowanie trudno było nie sprzedać Kaliniciowi kopa w dupę.
W Niemczech afera zdjęciowa, w Hiszpanii selekcjoner tuż przed turniejem wylatuje za podpisanie kontraktu z Realem Madryt, w Meksyku regeneracja na basenie i późniejsze ratowanie małżeństw, w Arabii Saudyjskiej kary już po pierwszym meczu i tak dalej. A u biało-czerwonych pełna kulturka. Obyśmy tylko w podobnych nastrojach kończyli tę imprezę.
Fot. Newspix