Mieliśmy na tym mundialu kilka meczów nudnych, parę ciekawych i jeden kosmiczny. Dzisiaj do gry weszli mistrzowie świata, a że przyszło im zagrać z szalonym Meksykiem, liczyliśmy na fajerwerki. Czy się zawiedliśmy? W żadnym wypadku, bo dostaliśmy pokaz sztucznych ogni, którym nie pogardziliby na sylwestrze w Rio. Naprawdę nie potrzeba sześciu bramek, by doprowadzić do ekstazy postronnych kibiców. Wystarczy jedna po szalonej kontrze, a także gra najwyższej jakości przez niemal całe spotkanie.
Kilka tygodni przed mundialem nie brakowało zachwytów nad grą Meksyku, ale wszystko siadło, po tym jak kilku piłkarzy zabawiło się w basenie z prostytutkami. Skandal i brak profesjonalizmu – krzyknęli eksperci. Przecież do mundialu trzeba przygotowywać się w zamkniętym hotelu. W wolnym czasie można pograć na konsoli, a jak już naprawdę zachce się szaleństwa, to zaleca się koktajl proteinowy. W żadnym wypadku alkohol! Tymczasem Meksykanie kilka dni przed startem mundialu zrobili wszystko odwrotnie. W wolnym dniu nie udali się do delfinarium, a wybrali basen, do którego zaprosili 30 ekskluzywnych prostytutek. Oczywiście w wodzie nie brakowało alkoholu, śpiewów i szeroko pojętej zabawy. I wiecie co? Może tak właśnie trzeba wypoczywać przed meczem. Podopieczni Osorio wyglądali na gości, którzy w ostatnich dniach odpoczęli tak mocno, że dzisiaj mogliby zagrać pięć spotkań pod rząd, a na koniec trzasnęliby jeszcze podwójnego Ironmana.
Już początek meczu pokazał, że Meksykanie nie zesrali się w gacie przed mistrzami świata. Carlos Vela dograł do Lozano, a tego w ostatniej chwili zablokował Boateng. To było ostrzeżenie, którego Niemcy nie potraktowali zbyt poważnie. Ich strata, ale po strzale Herrery z dystansu, uderzeniu głową Moreno i przede wszystkim wejściu w polarne karne Chicharito, Muller i spółka zrozumieli, że goście z basenu nie tylko potrafią bawić się w najlepsze, ale także nieźle kopać futbolówką. Co prawda Javier Hernández w tamtej sytuacji mógł zachować się dużo lepiej, bo miał czystą pozycję do oddania strzału z bliska, ale zbyt długo zwlekał i piłkę stracił. Nie zmienia to jednak faktu, że Meksykanie mocno postraszyli faworytów mistrzostw.
Niemcy mieli przewagę w posiadaniu piłki, ale z tyłu zostawiali kawał autostrady, na której Meksykanie czuli się jak w basenie ryba w wodzie. Generalnie bardzo im to odpowiadało. Właśnie tak strzelili bramkę, gdy Chicharito ruszył z kontrą i doprowadził do sytuacji, w której Meksykanie wyszli dwóch na jednego. Były zawodnik Manchesteru United – zanim Niemcy wrócili – dograł do Lozano. Ten nawinął jeszcze obrońcę i pewnym strzałem wpakował piłkę do siatki. W innej – bardzo podobnej sytuacji – Chicharito trochę za mocno podał do Veli, co z pewnością uratowało piłkarzy Loewa przed stratą drugiej bramki.
Obrońcom tytułu wiele brakowało do niemieckiej perfekcji. Przede wszystkim kulała precyzja przy strzałach z daleka i bliska. Werner albo uderzał obok bramki, albo prosto tam, gdzie stał Ochoa. Zdecydowanie lepiej przymierzył Toni Kroos z rzutu wolnego, lecz meksykański golkiper popisał się świetną interwencją i sparował piłkę na poprzeczkę. Strzałów próbowali również Marco Reus, Julian Draxler, Joshua Kimmich, ponownie Toni Kroos, lecz żaden z tych strzałów nie przyniósł korzyści w postaci bramki. Ba, właściwie nie pachniało nawet golem po tych uderzeniach, bo ponownie były zbyt lekkie i niecelne.
Im bliżej było końca, tym Niemcy bardziej ryzykowali, a tym samym wystawiali się na kontry przeciwników. Co warto podkreślić grubą kreską – Meksykanie nie oddychali rękawami w drugiej połowie. Do kontrataków biegali z taką samą intensywnością w 5 i 75 minucie. Layun w ostatnim kwadransie na nodze miał trzy piłki, którymi mógł zakończyć ten mecz. Dwa razy jednak strzelał niecelnie i raz źle podał do kolegi. W doskonałej sytuacji był również Chicharito, który zamiast strzelać w sytuacji sam na sam, szukał rzutu karnego. Arbiter jedenastki jednak nie odgwizdał, co raczej było dobrą decyzją. Meksykanie zmarnowali masę sytuacji, dlatego całkiem naturalne byłoby zakończenie, w którym Niemcy karcą ich w ostatnich minutach. Cóż, było blisko by ten scenariusz się spełnił, ale Mario Gomez i Julian Brandt nie strzelili dostatecznie dobrze, by doprowadzić do wyrównania.
Mamy pierwszą niespodziankę na mundialu. Remis Argentyny i słaba gra Francji mogły uchodzić za zaskoczenie, ale przegrana obrońców tytułu jest już dużym szokiem. Tym bardziej że wygrana Meksykanów powinna być znacznie wyższa. Tak więc, jeśli ktoś szukał czarnego konia turnieju, to chyba właśnie go znalazł.
PS. Panie Osorio, chłopakom chyba należy się dzień wolnego?
Niemcy – Meksyk 0:1 (0:1)
0:1 Lozano 35′
Fot. NewsPix